Ghana. Kraj po prostu pozytywny
Marta Nowakowska
20 kwietnia 2020 Ghana Turystyka

Ghana. Kraj po prostu pozytywny
Opracowała: Marta Nowakowska
Afryka – jako kontynent – od dziecka określam jako moje miejsce na ziemi. Przede wszystkim Afrykę Południową i Wschodnią, które znam najlepiej, ale także kraj Orientu, jakim jest Afryka Północna. Natomiast zachód stanowił dla mnie wielką niewiadomą. Wiedziałam, że nazywano go „grobem białego człowieka” z powodu chorób tropikalnych, jakie tam panowały i panują do dnia dzisiejszego. Przede wszystkim malaria w jej najgroźniejszej odmianie – czyli malarii mózgowej, a także denga, dur brzuszny, żółta febra, a w ostatnich latach ebola.
Z Ghaną kojarzyły mi się przede wszystkim Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2010 w RPA. Reprezentacja lokalna nazwana „Bafana – Bafana” odpadła już w rozgrywkach grupowych – tak jak i reszta zespołów afrykańskich – i do ćwierćfinału dostał się jedynie zespół z Ghany. I na stadionie, i we wszelkich strefach kibica rozlegało się kibicowanie zespołowi przekształconemu wówczas na „baGhana-baGhana”…

Do Ghany poleciałam pisać o uchodźcach. Temat ten tak zawładnął mediami europejskimi, że dopiero przygotowując się do wyprawy, uświadomiłam sobie ogrom problemu na kontynencie afrykańskim. Sama kwestia migracji to jedno (do RPA w ostatnich latach przybyło ponad 2 miliony nielegalnych emigrantów z krajów ościennych, a my mówimy o problemie migracyjnym w Europie…), natomiast względnie stabilne kraje afrykańskie – w tym Ghana – stały się miejscem już nawet nie obozów dla uchodźców, ale ich wiosek, w których zamieszkują kilkanaście lat, wychowując kolejne pokolenia osób bez tożsamości narodowej.

Kiedy patrzymy na mapę Afryki, Ghana wydaje się jednym z mniejszych państw na zachodzie kontynentu nad Oceanem Atlantyckim, chociaż jej powierzchnia ma prawie 240 000 km2, czyli niewiele mniej niż Polska. Z krajów europejskich przypomina Rumunię. Graniczy z Togo, Burkina Faso i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Sama nazwa państwa wywodzi się z języka najważniejszej grupy etnicznej kraju – ludu Asante – i oznacza króla.
Mimo że Afryka Zachodnia jest głównie frankofońska, Ghana była protektoratem (od 1901 roku kolonią) brytyjskim. Językiem urzędowym jest angielski, którym mieszkańcy się bardzo płynnie posługują. Niepodległość uzyskała bardzo wcześnie, bo w 1957 roku.

Pomimo że w Ghanie byłam po raz pierwszy, Ghańczyków poznałam wcześniej – zarówno w Europie, jak i innych krajach afrykańskich. Zrobili na mnie bardzo pozytywne wrażenie – otwartych, uśmiechniętych, chętnych udzielenia pomocy w potrzebie. Przed wyjazdem rozmawiałam ze znajomym, który zajmuje się funduszem powierniczym na terenie całego kontynentu afrykańskiego. Do dziś zapadło mi w pamięć określenie mieszkańców Ghany: „To są przemili ludzie. Tak mili, że aż nienaturalni. Pamiętaj tylko, że to wersja człowieka «Nigeria light»”. Na pytanie, co miał na myśli, określając tym mianem Ghańczyków, padła odpowiedź: „Zobaczysz”.
Nie zobaczyłam. Natomiast wspominam ich jako naprawdę przemiłych ludzi, i to w porównaniu do pozostałych mieszkańców Afryki Subsaharyjskiej. Nie chodzi nawet o chęć pomocy, spontaniczne rozmowy na ulicach, gościnność, ale niesamowite poczucie bezpieczeństwa. Przyzwyczaiłam się do tego, że wielkie metropolie czy stolice państw afrykańskich to miejsca, gdzie trzeba szczególnie uważać. Nie bez przyczyny Nairobi nazywana jest popularnie „night robbery” (nocna grabież), a na ludzi, którzy udają się w niebezpieczne dzielnice, mówi się „kto?” („Gdzie jest Jan Kowalski?” „Pojechał wczoraj do slumsu xxx.” – „Kto?”), a statystyki morderstw w Johannesburgu wynoszą około 25 osób dziennie.
Accra jest inna. Mimo że jest stolicą i głównym portem w Ghanie i zamieszkuje ją ponad 2 miliony ludności – jest bezpieczna. Można w nocy samemu chodzić po ulicach i nie dość, że nie trzeba się obawiać rabunku, to jeszcze miejscowi zagadują czy zapraszają na piwo w lokalnym barze.

Jak większość afrykańskich miast, Accra jest mieszanką bogatego z biednym, czystego z brudnym, nowoczesnego z zabytkami. Parę kroków za ekskluzywnymi hotelami można trafić do slumsu. Część ulic jest wysprzątanych bardziej niż w Polsce, natomiast są i takie zawalone śmieciami. Widać przeważnie stare, obtłuczone samochody, ale też można zauważyć najnowsze ferrari. Żeby wyrobić sobie zdanie o mieście – trzeba zobaczyć wszystko. Zatłoczone plaże. Dzielnice bogate i slumsy. Warto przejść się główną ulicą handlową – Oxford Street – gdzie można zarówno napić się kawy w klimatyzowanej kawiarni, jak i zakupić lokalne ubrania na straganach. Niezapomniane wrażenie zostawia plac reprezentacyjny – wielki i pusty, na którym znajduje się łuk triumfalny z datą uzyskania niepodległości – 1957 – oraz napisem „Wolność i Sprawiedliwość”. Dla ciekawych wrażeń polecam wizytę na tzw. nocnym targu niedaleko dzielnicy zamieszkiwanej przez bohemę artystyczną. Dopiero wówczas można zobaczyć nocne życie Ghańczyków – muzykę na żywo w co drugim barze i lokalny bimber sprzedawany w woreczkach foliowych. Do tego obowiązkowe frytki z jamów i ryba. Wszystko odpowiednio pikantne.


Poza stolicą jest wiele miejsc wartych zwiedzenia. Jedno z niezapomnianych stanowi park narodowy Kakum. Chroni lokalną florę i faunę (między innymi mieszkają tu słonie leśne), natomiast największą atrakcją są mosty linowe zawieszone na wysokości ok. 40 m nad ziemią, więc można oglądać dżunglę z wysoka, wsłuchując się w odgłosy natury. Takich mostów nie znajdziemy na kontynencie afrykańskim w żadnym innym państwie.
Ghana to nie tylko natura. Na zachód od stolicy na wybrzeżu znajduje się forteca Elmina (wpisana na Światową Listę Zabytków UNESCO). Jest to pierwsza budowla zbudowana przez Europejczyków na terenie Afryki Subsaharyjskiej. Powstała w 1482 roku i stanowiła miejsce, w którym zatrzymał się Krzysztof Kolumb w trakcie swej podróży w poszukiwaniu drogi do Indii. To jedne z dwojga tzw. drzwi bez powrotu – stąd bowiem wywożono niewolników do Ameryki.

Całe miasteczko nadmorskie, które rozciąga się pod fortecą, stanowi niezwykle ciekawe i barwne miejsce do zwiedzania. W porcie znajdują się łodzie rybaków – każda oznaczona inną flagą. Można zobaczyć praktycznie każdą flagę narodową, a także drużyn sportowych – przede wszystkim piłkarskich. Wypływają więc łodzie pod banderą Niemiec, USA czy Argentyny, a także Manchester United czy Bayern Monachium.
O czym warto pamiętać, będąc w Ghanie? Przede wszystkim jest największym na świecie eksporterem kakao. Co ciekawe, najlepszym prezentem dla pracowników plantacji były czekolady produkowane w Ghanie – większość z nich nigdy lokalnej czekolady nawet nie próbowało.
Mimo tego wszyscy zachowują optymizm. Myślę, że wielu z nas, Europejczyków, żyjących w luksusach cywilizacji, zapomniało o podstawowych wartościach, jak miłość, szacunek dla najbliższych i samych siebie, respektowanie tradycji. Wszystkiego tego moglibyśmy się od Ghańczyków nauczyć. Kraj chrześcijański (prawie 70% społeczeństwa), zachowujący tradycyjne wartości religijne, wyrażający się nie tylko w ubiorze (chodzenie w szortach, bikini, koszulkach na ramiączkach zdecydowanie wskazuje na wulgarność), ale i gościnności, miłości bliźniego, pokojowego nastawienie do świata i radości z każdego dnia. Niejednemu przydałoby się przypomnienie, kim jest prawdziwy chrześcijanin.

Często słyszy się opinie, że Czarny Ląd to kontynent bez historii. Daleki i Bliski Wschód to starożytne cywilizacje. Europa to 2 tysiące lat historii. Z Ameryki znamy kultury Majów, Inków czy Azteków. A Afryka Subsaharyjska? Otóż też ma swoje wielowiekowe cywilizacje. I jednym z krajów, pozwalającym taką historię poznać, jest właśnie Ghana. Nazywana także „baGhaną”.








W SKLEPIE
