Opracował: dr Krzysztof Danielewicz

Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

Pomoc medyczna

Działania związane ze wsparciem medycznym należy rozpatrywać w trzech obszarach:

● bieżące wsparcie zdrowia psychicznego uczniów polegające na identyfikacji zaburzeń psychicznych mogących przerodzić się w akty agresji,

● treningi w zakresie udzielania pierwszej pomocy medycznej dla nauczycieli i uczniów,

● działania ratunkowe w przypadku tragicznego zdarzenia, jak np. aktywny strzelec.

Bieżące wsparcie zdrowia psychicznego uczniów

Już tylko na podstawie podanych w opracowaniu przykładów zamachów jasno widać, że w zdecydowanej większości napastnicy przejawiali oznaki zaburzeń psychicznych. Oczywiście nie można bezpośrednio łączyć zaburzeń psychicznych ze skłonnościami do przemocy, jednak mogą one być jednym z kilku istotnych symptomów, które mogą wymagać uważnej obserwacji i wsparcia ze strony specjalistów. W przypadku zaburzeń psychicznych nawet doświadczeni specjaliści nie są w stanie do końca ocenić możliwego przebiegu i konsekwencji zaburzeń.

Świadczy o tym choćby przykład Lanzy, sprawcy zamachu w Sandy Hook. Specjaliści w 2014 r. stwierdzili, że jego zaburzenia psychiczne ze spektrum autyzmu nigdy nie miały bezpośredniego wpływu na decyzję o zamachu na szkołę. Jego matka Nancy Lanza odrzuciła rekomendacje psychologów z Yale, że jej syn powinien być rygorystycznie leczony w związku z niepokojami i lękami. Zarówno nauczyciele, jak i rodzice przyczynili się do jego izolacji i nie starali się temu przeciwdziałać[1]. W przypadku zamachowca Cho z Virginia Tech niezależny specjalista psycholog Roy Crouse oceniał stan zdrowia Cho i oświadczył, że nie stwarza on dla siebie bezpośredniego zagrożenia. Psychiatra w szpitalu ocenił, że chłopak nie stwarza także zagrożenia dla innych osób i zalecił cykliczne konsultacje. Nie zebrał innych informacji dotyczących Cho[2]. Z kolei zamachowiec z Krymu, pomimo deklaracji nienawiści do nauczycieli i zapowiedzi zemsty, bez problemu przeszedł badania psychologiczne i otrzymał pozwolenie na broń[3]. Po ataku na Krymie postanowiono stworzyć mobilne zespoły ds. wsparcia psychologicznego w szkołach, a także podjęto działania mające na celu wypracowanie lepszych rozwiązań w zakresie bezpieczeństwa w szkołach[4]. Napastnik ze szkoły w Brześciu Kujawskim już w gimnazjum był zamknięty w sobie, podobno na własne życzenie został pobity przez kolegów. Podjął też pięć prób samobójczych. Do chwili zamachu przynajmniej osiem razy trafiał do szpitala psychiatrycznego[5].

Diagnozowanie problemów psychicznych młodzieży jest bardzo trudne. Przykładowo huśtawka nastrojów jest typowym objawem zachowania nastolatków. Dodatkowo należy pamiętać, że mózg znajduje się na różnym etapie rozwoju w zależności od wieku. Diagnoza i leczenie młodzieży wymagają wiedzy z różnych obszarów oraz opieki psychologicznej, natomiast środki farmakologiczne odgrywają mniejszą rolę niż w leczeniu dorosłych. Zaburzenia w zachowaniu mogą być symptomem depresji, ale mogą być również niezależnym symptomem.

Biorąc pod uwagę ciągle rosnącą liczbę dzieci i młodzieży wykazujących zaburzenia psychiczne, nie tylko w Polsce, procent dzieci będących ofiarami jednej z form znęcania się rówieśniczego oraz problemy z dostępem do specjalistów psychologów i psychiatrów, można założyć wzrost przypadków agresji do najbardziej dramatycznych wydarzeń włącznie.

Szkolenia i treningi w zakresie udzielania pierwszej pomocy medycznej

Bardzo ważnym elementem zwiększającym przeżywalność w sytuacji bezpośredniego ryzyka utraty życia i zdrowia w szkołach jest przygotowanie personelu, a także części uczniów do udzielania pierwszej pomocy medycznej. Pomimo zakładanych 7 minut na przyjazd wykwalifikowanej pomocy, rzeczywisty czas reakcji będzie dużo dłuższy, o czym świadczą przytoczone w opracowaniu przykłady. Na przykładzie Polski widać, że praktykowany u nas system szkolenia jest całkowicie nieefektywny i oderwany od rzeczywistych zagrożeń i możliwego przebiegu tragicznego wydarzenia. W większości przypadków szkolenia uczniów i nauczycieli zawierają takie elementy, jak: resuscytacja krążeniowo-oddechowa, założenie opatrunku na ranę czy pozycja boczna ustalona.

Według doświadczonego ratownika medycznego, żołnierza sił specjalnych, Łukasza Sikory[6], ranni, których jesteśmy w stanie uratować, mają obrażenia kiedyś uważane za urazy typowe dla środowiska wojny. Współczesne zagrożenia związane z zamachem aktywnego strzelca narażają ludność cywilną na takie same urazy jakie zdarzają się na polu walki. Współczesne rozwiązania medycyny pola walki ze względu na potwierdzoną skuteczność znajdują zastosowanie w środowisku cywilnym. Kierunek, jaki został obrany ponad dwadzieścia lat temu przez amerykańskich żołnierzy dotyczący edukacji i wyposażenia w indywidualny sprzęt zabezpieczenia medycznego, skutecznie minimalizuje liczbę zabitych. Medycyna wojskowa wpisuje się w definicję Evidence Based Medicine – medycyny opartej na rzetelnych dowodach skuteczności.

W udzielaniu pierwszej pomocy poszkodowanym kluczowe jest prawidłowe postępowanie w trakcie „okna czasowego”, czyli 7–8 minut, których zespoły ratownictwa medycznego potrzebują na dotarcie do potrzebujących pomocy. W tym czasie pierwsi „ratownicy” i ich działania mają bezpośredni wpływ na zwiększenie przeżywalności. Aby te szanse były jak największe, należy skupić się na następujących stanach zagrożenia życia w podanej kolejności:

Masywne krwotoki 3’[7]. Rany penetrujące, postrzałowe, cięte, kłute czy szrapnelowe mogą się od siebie różnić pod kątem wielkości. Może być ich więcej, bo pociski często zostawiają ranę wlotową i wylotową. Sytuacja się komplikuje, jeżeli rany te znajdują się w obrębie kończyn lub tzw. miejsc przejściowych – okolice szyi, dołów pachowych, pachwin. W tych miejscach znajdują się duże naczynie krwionośne – ich uszkodzenie powoduje wystąpienie masywnego krwotoku, który jest stanem zagrożenia życia. Sposób postępowania polega na założeniu opasek uciskowych na kończyny, uciskaniu miejsc uciskowych na tętnicach, ucisku pośrednim oraz bezpośrednim lub pakowaniu silnie krwawiących ran (umieszczaniu w ranach specjalnych opatrunków, aby zatrzymać krwawienie). Dzięki temu ograniczamy wypływ krwi, by zapobiec wystąpieniu wstrząsu hipowolemicznego i zgonu.

Niedrożność dróg oddechowych 6’. Przyczyną może być wiele czynników, np. zaburzenia świadomości, trauma, ciała obce, obrzęk. Niedrożność może być częściowa lub całkowita. Sposób postępowania polega na zastosowaniu najprostszych rozwiązań mających utrzymać drożność dróg oddechowych. Należy ocenić poziom świadomości rannego, sprawdzić jamę ustną pod kątem obecności ciał obcych, a następnie zastosować w zależności od potrzeb: manualne udrożnienie dróg oddechowych oraz pozycjonowanie pacjenta.

Odma prężna 30’. W wyniku urazu, który może mieć charakter penetrujący (postrzał, uderzenie nożem) lub tępy (wybuch), istnieje wysokie ryzyko wystąpienia obrażeń, które mogą mieć negatywny wpływ na oddychanie. Odma prężna i narastające problemy oddechowe to bezpośredni stan zagrożenia życia. Kluczowe jest umiejętne zbadanie poszkodowanego pod kątem znalezienia ran penetrujących w okolicy klatki piersiowej i pleców, które należy jak najszybciej zabezpieczyć. Ważne jest także, by umieć ocenić podstawowe parametry życiowe, by móc zidentyfikować ten problem.

Jedną z najważniejszych spraw związanych z pierwszą pomocą są apteczki w placówkach oświatowych, które obecnie w większości nie są zbyt dobrze wyposażone. Przykładowe wyposażenie podstawowego pakietu medycznego „Trauma” jest tak skonfigurowane, aby umożliwić skuteczną pomoc w wymienionych stanach zagrożenia życia:

● opaska uciskowa na kończyny x 1

● gaza zrolowana wypełniająca x 2

● opatrunek indywidualny x 1

● opatrunek wentylowy x 1

● nożyczki ratownicze x 1

● rękawiczki diagnostyczne (M/L) 2 pary

● instrukcja/karta poszkodowanego x 1

● marker x 1

W sytuacji kryzysowej kluczowe są czas i szybkość działania. Dlatego należy zwrócić uwagę na potrzebę cyklicznego przeprowadzania szkoleń teoretyczno-praktycznych, którymi powinni zostać objęci wszyscy nauczyciele i pracownicy szkoły. W większości przedstawionych w opracowaniu zamachów rannych zostały dziesiątki osób, a czas potrzebny na przybycie specjalistycznej pomocy medycznej wynosił od około 10 minut do nawet kilkudziesięciu. Bez względu na liczbę ofiar i dramatyzm wydarzenia, należy założyć, że szkoła będzie zdana na własne siły przez kilkanaście do kilkudziesięciu minut. Liczba ocalonych będzie w takich sytuacjach w dużej mierze zależała od zdolności personelu szkoły do ratowania życia i zdrowia osób poszkodowanych.

Działanie w trakcie zdarzenia

Skuteczność działań służb medycznych w przypadku zamachu będzie zależała od kilku czynników – szybkości i prawidłowości otrzymania informacji przez służby medyczne, dostępności zespołu medycznego, odległości zespołu od szkoły i możliwości natychmiastowego wejścia do budynku w celu udzielenia pierwszej pomocy medycznej. W przypadku dużej liczby ciężko rannych może pojawić się konieczność skorzystania z lotniczego pogotowia ratunkowego.

W Kauhajoki atak rozpoczął się o godzinie 10.40. Mimo że pierwsze zgłoszenie do ERC miało miejsce o godzinie 10.43, to dopiero o godzinie 10.46 było wiadomo, o który konkretnie budynek chodzi. W związku z dużą liczbą rannych, w szpitalach przygotowywano dla nich miejsce, przesuwając planowane operacje. Pojawił się problem ze śmigłowcami ratowniczymi, które nie mogły wystartować ze względu na złą pogodę i dotarły dopiero około godziny 13.20[8].

W Jokela o godzinie 11.43 ERC przyjęło zgłoszenie, że na korytarzu leży ranny uczeń, nikt nie zgłaszał strzelaniny, w związku z czym wysłano karetkę bez lekarza. Dopiero o godzinie 11.46 ustalono, że chodzi o strzelaninę i wysłano łącznie 12 karetek[9].

W Virginia Tech funkcjonował zespół pierwszej pomocy w liczbie 38 osób. Zespoły ERC, które jako pierwsze przybyły na miejsce, musiały najpierw ustalić, kto żyje i komu można pomóc. W pomoc rannym i poszkodowanym zaangażowanych było 14 agencji, które wysłały 27 karetek pogotowia, łącznie 120 osób[10].

W zamachu na Krymie rannych zostało 50 osób, ratownicy przybyli na miejsce po 10 minutach, jednocześnie brakowało miejsca w szpitalach[11]. Według innych informacji, karetki przyjechały po 40 minutach, a w całym mieście były tylko 2–3 karetki[12].

Już tylko na podstawie tych przypadków jasno widać, że w sytuacji wtargnięcia do szkoły aktywnego strzelca lub eksplozji materiału wybuchowego, gazu czy innej niebezpiecznej substancji, przybycie pierwszej karetki zajmie przynajmniej kilkanaście minut, natomiast zapewnienie wystarczającego wsparcia dla wszystkich rannych będzie liczone w godzinach. Wszystko będzie zależało od odległości, w jakiej zespoły medyczne będą w danej chwili znajdowały się od szkoły, i ich dostępności.

Do chwili przyjazdu zespołów ratowniczych szkoła, bez względu na liczbę i stan rannych, będzie musiała poradzić sobie sama. Nie znaczy to, że placówki oświatowe nie są w stanie skutecznie ograniczyć liczby ofiar, jednak wymaga to od nich podjęcia działań umożliwiających rannym przeżycie do czasu nadejścia wykwalifikowanej pomocy. Aby to było możliwe, powinny zostać podjęte kroki w dwóch obszarach. Pierwszy to przeszkolenie dużej liczby nauczycieli i uczniów w udzielaniu pomocy przedmedycznej na odpowiednim poziomie. Szkolenia powinny objąć zasady postępowania w wypadku ran powstałych w wyniku eksplozji czy postrzału. Drugi obszar to odpowiednie wyposażenie szkoły. Dodatkowo, co pokazuje przypadek z Brześcia Kujawskiego, dobrze wyposażona apteczka medyczna powinna znajdować się w każdej sali lekcyjnej. Ranna woźna została wprowadzona do zabarykadowanej sali lekcyjnej, gdzie opatrywano jej rany za pomocą podręcznych materiałów jak chusteczki czy kawałki materiału. W przypadku cięższych ran i konieczności pozostania w sali przez dłuższy czas, ranna osoba by zmarła, a jej ciało musiałoby zostać w pomieszczeniu do czasu przybycia policji; taka sytuacja spowodowałaby dodatkowe urazy psychiczne u dzieci.

Należy też nadmienić, że wiedza z zakresu udzielania pierwszej pomocy jest niezwykle cenna nie tylko w warunkach zagrożenia, ale także w życiu codziennym.


[1] Sandy Hook killer Adam Lanza had paedophilic interest in children, FBI says, 25.10.2017 r., https://www.scmp.com/news/world/united-states-canada/article/2116867/sandy-hook-killer-adam-lanza-had-paedophilic, dostęp: 04.05.2020 r.

[2] Mass Shootings at Virginia Tech…, s. 24–26.

[3] Стали известны детали биографии

[4] Н. Сергеев, К. Миронова, В. Никифоров, Свинцовая Керчь

[5] Strzelanina w szkole w Brześciu Kujawskim…

[6] St. chor. Łukasz Sikora „Sikor” – były operator Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu, gdzie spędził prawie 17 lat. „Sikor” jest drugim żołnierzem w historii polskich wojsk specjalnych, który ukończył zaawansowane szkolenie medyków sił specjalnych Special Operations Combat Medic w U.S. Army John F. Kennedy Special Warfare Center and School, JSOMTC, Fort Bragg. Jako pierwszy żołnierz polskich wojsk specjalnych brał czynny udział w tworzeniu i prowadzeniu pilotażowej edycji kursu „NATO Special Operations Combat Medic”, który jest obecnie standardem wyszkolenia medyków sił specjalnych koalicji NATO. Doświadczenie zdobywał w trakcie licznych misji bojowych w Iraku i Afganistanie, gdzie m.in. udzielał pomocy medycznej w warunkach polowych, w środowisku szpitalnym oraz w trakcie wielu ćwiczeń krajowych i zagranicznych, podczas których nadzorował i zarządzał polową działalnością medyczną w konwencjonalnym i niekonwencjonalnym środowisku wojennym. W trakcie jednej z operacji został dwukrotnie ranny. Jest licencjonowanym ratownikiem medycznym. Za wybitne czyny na polu walki został odznaczony w 2006 r. Orderem Krzyża Wojskowego. Przez 10 lat pełnił funkcję honorowego członka Kapituły Orderu Krzyża Wojskowego. Ponadto jest laureatem „Buzdygana”, prestiżowej nagrody miesięcznika „Polska Zbrojna”, którą otrzymał za działalność związaną z rozwojem medycyny pola walki w kraju i na świecie. Obecnie prowadzi szkolenia medyczne w firmie W.I.R SOF MED. Center.

[7] 3’ – czas, w którym może nastąpić śmierć. W wyniku masywnego krwotoku można umrzeć w ciągu trzech minut.

[8] Kauhajoki School Shooting on 23 September 2008…, s.19–23.

[9] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 14–19.

[10] Mass Shootings at Virginia Tech…, s. 101–103.

[11] Н. Сергеев, К. Миронова, В. Никифоров,Свинцовая Керчь

[12] A. Nemtsova, The Crimea School Massacre Reminds Russians How Much Their Government Has Lied to Them, „The Daily Beast”, 22.10.2018 r.,https://www.thedailybeast.com/the-crimea-school-massacre-reminds-russians-how-much-their-government-has-lied-to-them

Opracował: dr Krzysztof Danielewicz

Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

Rola policji w zapewnieniu bezpieczeństwa w szkołach jest kluczowa i obejmuje trzy obszary:

● prowadzenie szkoleń i pogadanek;

● aktywną współpracę z dyrekcją szkół w zakresie identyfikacji symptomów zagrożeń i skuteczne reagowanie na stwierdzone zagrożenia;

● działanie na wypadek bezpośredniego zagrożenia życia i zdrowia społeczności szkolnej.

Prowadzenie szkoleń dla dzieci

W różnych państwach funkcjonują różne systemy w zakresie angażowania policji w kwestię bezpieczeństwa w szkołach. Od prowadzenia szkoleń na zaproszenie dyrekcji czy filmów instruktażowych odnośnie do postępowania w sytuacji niebezpiecznej, jak w Polsce, do stałej obecności uzbrojonych policjantów na terenie szkoły, jak w Stanach Zjednoczonych.

Już na przykładzie kilku filmów, które można znaleźć YouTubie[1], widać, że w naszym kraju nie funkcjonuje spójny system zachowania się w przypadku wtargnięcia do szkoły osoby niebezpiecznej. Po pierwsze, filmy te można znaleźć dopiero po wpisaniu hasła „terroryzm w szkole”, co sugeruje, że sytuacje niebezpieczne w szkołach mają związek głównie z terroryzmem. Problematyczna jest też ich zawartość. Sugerowanie, że sytuacja niebezpieczna ma związek głównie z terroryzmem, sprawia, że część dyrektorów i nauczycieli ma lekceważący stosunek do kwestii bezpieczrństwa, uważając, że w Polsce taka sytuacja nie będzie miała miejsca, ponieważ zagrożenie terrorystyczne jest znikome. O ile faktem jest, że zagrożenie terrorystyczne jest bardzo niskie, to ryzyko wystąpienia sytuacji wtargnięcia do szkoły aktywnego strzelca już wysokie, o czym świadczą zdarzenia wcześniej przedstawione w niniejszym opracowaniu. Błędna jest nawet definicja terrorysty podawana przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, które w swoim rekomendowanym opracowaniu „Bezpieczna szkoła, zagrożenia i zalecane działania profilaktyczne w zakresie bezpieczeństwa fizycznego i cyfrowego uczniów” definiuje terrorystę jako „osobę posługującą się bronią, eliminującą lub próbującą wyeliminować osoby znajdują­ce się na określonym obszarze, w obiekcie lub budynku”[2]. Definicja ta nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Już po krótkiej analizie kilku filmów widać, że są one oderwane od rzeczywistości i nie zostały poprzedzone wnikliwą oceną zdarzeń, do jakich dochodzi na całym świecie. W materiałach napastnikiem jest osoba lub kilka osób z zewnątrz, tymczasem statystyki pokazują, że w zdecydowanej większości przypadków napastnik to obecny lub były uczeń. Często mylona jest sytuacja zakładnicza z aktywnym strzelcem, widać także wiele innych błędów. Materiały te w żaden sposób nie pomagają osobom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo placówek oświatowych, na dodatek gdyby prezentowane w nich metody zostały zastosowane w praktyce, wprowadziłyby zamieszanie mogące powodować ofiary.

Podobnie wygląda problem ze szkoleniem dzieci przez policjantów. Bardzo często ogranicza się ono do pogadanek, podczas których nieprzygotowani policjanci przekazują nakazane im treści lub wprost informują, że taka czy inna sytuacja na pewno się nie wydarzy. Trudno za taki stan winić samą policję; jest to raczej ogólnopolskie podejście do kwestii bezpieczeństwa, co może dziwić, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę zagrożenia i gotowe rozwiązania wypracowane w innych państwach, często okupione życiem dziesiątek osób.

Niestety zarówno pogadanka, jak i przekazane materiały w żaden sposób nie przygotowują szkoły do postępowania w sytuacji niebezpiecznej. Dyrektorzy i nauczyciele nie mają wiedzy w zakresie procedur postępowania w sytuacji niebezpiecznej. W większości szkół procedury w takiej czy innej formie występują, jednak są to tylko „martwe” dokumenty, często niespójne, nielogiczne i niemożliwe do realizacji. Jak pokazuje życie, w sytuacji krytycznej mamy od kilku sekund do kilku minut na wprowadzenie procedury, która często dotyczy więcej niż tysiąca dzieci i nauczycieli jednocześnie.

Jak pokazuje przytoczony wcześniej przypadek szkolenia w Barczewie, policja często nie interesuje się tym, co dzieje się w szkole, a co w konsekwencji, w przypadku wystąpienia sytuacji niebezpiecznej, będzie angażowało jej siły i środki. Jak się okazało, szkolenie zostało bardzo źle przeprowadzone, a sama policja początkowo wypierała się, że wiedziała o szkoleniu. Później przyznano, że pismo ze szkoły w sprawie szkolenia wpłynęło, ale nie zawierało prośby o pomoc w jego przeprowadzeniu. Tłumaczenie takie autor pozostawia bez komentarza…[3] Policja po tym zdarzeniu nie prowadziła w sprawie żadnych czynności, uznając, że nie doszło do narażenia życia lub zdrowia dzieci.

Warto też przypomnieć niefortunne szkolenie z Pabianic i znamienne słowa prezesa Fundacji SPAP (Fundacja Byłych Funkcjonariuszy Policyjnych Pododdziałów Antyterrorystycznych), który stwierdził, że „musi być element zaskoczenia, bo tak to nie ma sensu takie szkolenie. Bo jeżeli przyjdzie ktoś zły, to nie będzie informował, że wejdzie do szkoły”. Według niego, szkolenia fundacji w realnych okolicznościach mają pokazywać, jak się zachowujemy i jak powinniśmy się zachować w razie zagrożenia. Podkreślił, że takie szkolenia fundacja prowadzi od półtora roku w wielu szkołach, zawsze wyglądały podobnie i nigdy nie było problemu[4]. Oczywiście należy zgodzić się, że szkolenia powinny być jak najbardziej realne, ale po wcześniejszym przygotowaniu do ćwiczenia całej społeczności szkolnej. Nie należy także mylić treningu z ćwiczeniem. Jeśli uczeń lub nauczyciel nie ma wiedzy teoretycznej i praktycznej w zakresie procedur postępowania, to postawiony w sytuacji realnego zagrożenia, nigdy nie zachowa się w prawidłowy sposób, ponieważ takie zachowania nie są naturalne i muszą zostać wytrenowane w długim procesie dobrze przygotowanych szkoleń metodycznych. Nie wspominając o tym, że powinno się przygotować szkoły na zagrożenia realne, a nie potencjalne, jakim jest sytuacja zakładnicza, którą, poza Biesłanem, nie zdarzają się w krajach nieobjętych wojną. Jeżeli tak poważne błędy metodyczne są popełniane przez przedstawicieli jednostek specjalizujących się w bezpośrednim zwalczaniu zagrożeń w tym terrorystycznych, to trudno oczekiwać profesjonalizmu i specjalistycznej wiedzy od szeregowych policjantów.

W Polsce ciągle pokutuje tzw. kampanijność, tzn. szybkie i nieprzemyślane działania, niepoprzedzone dogłębną analizą problemu, a także całkowity brak konsekwencji w ich skutecznym wprowadzaniu. Jeżeli w danym mieście funkcjonuje kilkanaście szkół, dyrektor każdej z nich może wprowadzić swoje własne procedury. Bardzo często osobami, które podtrzymują stary nielogiczny system procedur i szkolenia w szkołach, są inspektorzy BHP, którzy często przez 20–30 lat prowadzą te same nielogiczne ewakuacje, które w sytuacji realnej mogą spowodować dodatkowe ryzyko śmierci dzieci i pracowników szkoły. Większość inspektorów BHP nie prowadzi żadnych analiz sytuacji bezpieczeństwa i nie dostosowuje procedur do realnego zagrożenia.

W jednej ze szkół podstawowych w Wielkopolsce zaplanowane przez dyrekcję szkolenie zostało odwołane przez radę rodziców, w skład której wchodzili także policjanci. Niestety jasny powód nie został przedstawiony, i to mimo że szkoła poza rutynową ewakuacją nigdy nie trenowała innych procedur.

Współpraca policji ze szkołami powinna być bardzo bliska, ponieważ to właśnie w szkole widać pierwsze symptomy problemów psychicznych czy oznak agresji u dzieci i młodzieży, które w krótszym lub dłuższym czasie mogą skutkować niebezpiecznymi zachowaniami czy wręcz przestępstwami. Brak reakcji na agresję w szkole podstawowej i jej tolerowanie może skończyć się dokonywaniem bardzo groźnych przestępstw w przyszłości. Na to nakładają się problemy z dostępem do specjalistów psychologów i częsty brak woli rodziców do współpracy ze szkołą w skutecznym reagowaniu na pierwsze symptomy.

W USA 9 na 10 szkół prowadzi już takie szkolenia – według The National Center for Education Statistics. Uczniowie uczą się, jak barykadować drzwi, jak się chować czy rzucać przedmiotami w trakcie strzelaniny. Ciekawe, że po ataku w Newtown Biuro Prokuratora z Ohio opublikowało raport, w którym zachęcano, aby w sytuacji zagrożenia życia być bardziej agresywnym. Jeżeli napastnik rozpocznie strzelaninę w szkole, to każda akcja mająca na celu jego zatrzymanie jest usprawiedliwiona. Prawie 4200 szkół w dystryktach i 3500 departamentów policji ma wyszkolony personel w zakresie prowadzenia szkoleń na wypadek aktywnego strzelca. W dalszym ciągu w całych Stanach nie ma jasnej wizji, jak takie treningi powinny wyglądać, np. stan Missouri wymaga, aby szkolenia były prowadzone przez policję. W Nowym Orleanie prowadzi się takie szkolenia od lat, przy czym na końcu, w pustym budynku, trenuje się wspólne działania oficerów bezpieczeństwa z policją[5]. Podobnie było w Virginia Tech, gdzie różne jednostki policji trenowały razem m.in. takie procedury jak sposób postępowania na wypadek aktywnego strzelca. Zgodnie z przepisami, treningi takie odbywały się także na terenie uczelni, co miało umożliwić policjantom poznanie rozkładu i specyfiki szkoły. Przed zamachem w Virginia Tech wielu specjalistów policjantów pytanych o prawidłowość działań władz uczelni twierdziło, że zamknięcie całego kampusu, tj. 35 tys. osób jest niewykonalne. Obecnie, niestety już po zamachu, zajmuje ono tylko kilka minut.

Reagowanie na symptomy

Drugim, moim zdaniem, najważniejszym obszarem współpracy policji ze szkołami jest działanie w zakresie identyfikacji zagrożeń w szkołach i ich neutralizacja na wczesnym etapie identyfikacji. Obszar ten jest kluczowy z kilku powodów: po pierwsze, w okresie szkolnym uczniowie przejawiają zachowania, które, źle zdiagnozowane lub zignorowane, mogą prowadzić do wielu poważnych konsekwencji, jak próby samobójcze czy zachowania agresywne wobec innych uczniów; po drugie, jak widać na przykładzie opisanych w pierwszym rozdziale zamachów, praktycznie w każdym przypadku zamachowcy przed atakiem przejawiali symptomy wskazujące, że mogą się oni dopuścić aktów przemocy wobec społeczności szkolnej; po trzecie, zachowania agresywne w okresie szkolnym pozostawione bez należytej pomocy specjalistycznej bardzo często prowadzą do czynów przestępczych w wieku dorosłym.

Problem wczesnej identyfikacji zagrożeń w szkole i ich aktywna neutralizacja dotyczy nie tylko polskich szkół. Krótko po zamachu w Columbine High School, 28 stycznia 2000 r. gubernator Kolorado powołał komisję, która miała na celu przeanalizowanie tragedii w Columbine i przygotowanie rekomendacji na przyszłość. W zakresie współpracy z policją komisja wnioskowała konieczność poprawy szkolenia policji szkolnych z zakresu reagowania w sytuacjach kryzysowych oraz obiegu informacji związanych z pośrednim i bezpośrednim zagrożeniem wystąpienia aktów przemocy w szkołach[6].

Dramatycznie wyglądają w tej kwestii błędy popełnione przez policję w Finlandii w stosunku do zamachowca z Jokela. W trakcie procedury udzielania mu pozwolenia na broń powinna być przeprowadzona rozmowa. Zachowanie chłopaka uznano za tak przyzwoite, że policja z niej zrezygnowała, oceniając, że nie jest konieczna. Napastnik z Jokela o swoim hobby i zakupie broni poinformował także swoich przyjaciół, natomiast rodzina nie wiedziała o tym, że posiada on broń. W trakcie zamachu podpalił szkołę, co, jak się okazało, było zgodne z jego planem[7].

Podobnie sprawa wyglądała w przypadku zamachowca z Parkland. Policja i FBI miały wiele informacji dotyczących zamachowca, prowadzono wobec niego nawet dochodzenie stanowe, w którego trakcie niczego konkretnego nie stwierdzono. W ciągu kilku lat przed zamachem policja w Parkland otrzymała 20 zgłoszeń o możliwych zamachach na szkołę, nie tylko dotyczących Cruza. Okres, w którym doszło do zamachu, był szczególnie trudny dla FBI ze względów politycznych, co także mogło się przełożyć na te tragiczne błędy w działaniu[8].

W 2018 r. w związku z kolejnymi przypadkami strzelanin w amerykańskich szkołach rodzice, nauczyciele i politycy ponownie zainteresowali się obecnością policjantów w szkołach. Dane z 2018 r. mówiły, że w dwóch trzecich szkół średnich w USA stale obecny jest policjant. W większości przypadków są to szkoły w południowych stanach, gdzie jest duży odsetek czarnoskórych i latynoskich dzieci. Zwolennicy obecności policjantów w szkołach twierdzą, że tworzą oni bezpieczną przestrzeń w szkole oraz powstrzymują uczniów przed przestępczością i innymi problematycznymi zachowaniami. Z kolei według przeciwników, policja robi bardzo mało w kwestii powstrzymywania od przestępstw oraz może kryminalizować takie zachowania uczniów, co do których brakuje policji wiedzy i doświadczenia. W Stanach Zjednoczonych nie ma zbyt wielu badań jasno pokazujących, jaki wpływ na zmniejszenie przestępczości i zmianę agresywnych i niebezpiecznych zachowań u uczniów ma obecność policjantów w szkołach. Jedno z badań z 2013 r.[9] mówi, że w szkołach, w których obecna jest policja, miała miejsce większa wykrywalność przestępstw związanych z narkotykami, bronią oraz więcej meldunków na temat umiarkowanych zachowań agresywnych do policji i organów sprawiedliwości. Wcześniejsze badania[10] wskazywały, że w szkołach tych miało miejsce więcej zatrzymań w związku z nieprawidłowym zachowaniem, ale mniej związanych z napadami i bronią. Jeszcze inne wcześniejsze badanie[11] wskazuje, że poprawy bezpieczeństwa w związku z obecnością policji nie stwierdzono. Obecność policji w połączeniu z takimi rozwiązaniami w zakresie bezpieczeństwa jak monitoring, wykrywacze metali czy kod ubioru poprawiają bezpieczeństwo. W każdym ze stanów największa szansa na obecność policji jest w szkołach średnich 67 proc.; w szkołach gimnazjalnych to 45 proc., a w podstawowych – 19 proc. Więcej policji jest w szkołach, gdzie jest więcej czarnoskórych i latynoskich uczniów niż tam, gdzie jest ich niewielu. Liczba szkół z obecnością policji różni się w zależności od stanów; w stanach południowych szkół takich jest nawet 90 proc.[12]

Wypracowany przez lata system poprawy bezpieczeństwa w szkołach został zaprzepaszczony w 2020 r. na fali protestów związanych z zastrzeleniem przez policję czarnoskórego George’a Floyda. W czerwcu 2020 r. w Stanach Zjednoczonych miało miejsce wiele gwałtownych demonstracji przeciwko brutalności policji wobec Afroamerykanów. Przy okazji rozgorzała dyskusja na temat zasadności obecności policji w szkołach. Wiele dystryktów podjęło decyzję o zerwaniu współpracy z policją, uważając, że policjanci przechadzający się po korytarzach szkół są bardziej zagrożeniem niż ochroną. Tak obiecały zrobić m.in. szkoły w Minneapolis, Seattle czy Portland. Niektórzy przedstawiciele departamentów twierdzili, że uzbrojony policjant uniemożliwia uczniom czucie się naprawdę bezpiecznym.

Decyzję o usunięciu policjantów ze szkoły podjęły dwa z trzech największych szkolnych dystryktów w USA, tj. Los Angeles i Chicago. Niektórzy afroamerykańscy nauczyciele i uczniowie twierdzili, że policja w szkołach jest źródłem zagrożenia, a nie przeszkodą w przestępczości, od bójek, poprzez handel narkotykami do masowych strzelanin. Na dowód takich twierdzeń przedstawiano wybrane sytuacje, kiedy policjanci nadużywali przemocy wobec uczniów i zostali zwolnieni. Według innych opinii, ataki takie jak w Parkland czy Newtown są rzadkie, a przemoc w szkołach w ostatnich latach zmalała. Policjantom zarzuca się brutalne traktowanie szczególnie uczniów o kolorze skóry innym niż biały, nawet w razie popełnienia zwykłych przewinień.

Przeciwnicy usuwania policji ze szkół z kolei uważają, że może to pogorszyć stan bezpieczeństwa w szkołach. Szkolni policjanci są lepiej wyszkoleni, wyposażeni i mają lepsze kwalifikacje do pracy z dziećmi i młodzieżą. Jeśli w szkole nie będzie policjantów, trzeba będzie częściej wzywać policjantów z miasta. Burmistrz Chicago odrzucił żądanie związku nauczycieli w sprawie wycofania policji ze szkół; jak to określił, „są tam potrzebni dla zapewnienia bezpieczeństwa”. Niektórzy przedstawiciele systemu edukacyjnego słusznie nie widzą związku pomiędzy zabiciem Floyda a polityką szkolną w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa przez obecność policji w szkołach. Policjanci bardzo często działają jako nauczyciele i doradcy, którzy uczą i zapobiegają takim zagrożeniom i patologiom, jak m.in. alkoholizm czy narkotyki. Nadużycia w zakresie traktowania nie-białych uczniów bardzo często są popełniane przez policjantów z miasta, którzy są wzywani do interwencji i nie znają środowiska szkolnego. Nie należy wylewać dziecka z kąpielą – mówią zwolennicy pozostawienia policji w szkole.

W obliczu spodziewanych cięć budżetów szkolnych spowodowanych koronawirusem pojawiają się opinie, że do rozwiązywania problemów z alkoholem i narkotykami lepiej zatrudnić psychologów, niż wyszkolonego policjanta. Według raportu Congressional Research Service z 2013 r., nie ma jasnych i niepodważalnych dowodów na pozytywny związek pomiędzy obecnością policji w szkole a spadkiem przestępczości. Planowane jest przeniesienie środków przeznaczonych na policjantów na badania etniczne czy doradztwo[13].

Podsumowując, we współpracy szkoły z policją ważne są dwa elementy: społeczność szkolna musi zdawać sobie sprawę z konieczności współpracy z policją w sprawach związanych z identyfikacją symptomów zagrożeń, a policjanci powinni przejść odpowiednie szkolenie w zakresie prawidłowej oceny symptomów i procedur działania w sytuacji ryzyka wystąpienia sytuacji niebezpiecznej.

W warunkach polskich obciążanie dzielnicowych odpowiedzialnością za współpracę ze szkołami jest systemem całkowicie nieefektywnym ze względu na ograniczone możliwości czasowe policjantów oraz znikomą wiedzę w zakresie specyfiki szkolnej. Z drugiej jednak strony nawet stała obecność policjanta na terenie szkoły będzie nieefektywna, jeśli w działania związane z identyfikacją podejrzanych symptomów nie włączy się społeczność szkolna. Tylko osoby doskonale znające specyfikę danej szkoły są w stanie zidentyfikować symptomy czy sytuacje potencjalnie niebezpieczne.

Konsekwencje braku działań profilaktycznych są bardzo dramatyczne, a ich koszty wielokrotnie przekraczają koszty przygotowania i wprowadzenia odpowiedniego systemu identyfikacji i neutralizacji zagrożeń. W większości państw na świecie system amerykański, tj. stała obecność policjanta w szkole, jest raczej niemożliwy, ale już stała współpraca z przygotowanymi do tej działalności policjantami jest jak najbardziej możliwa i wskazana, np. w ramach stałego zespołu oceny zagrożeń. Tylko dzięki działaniom profilaktycznym można zneutralizować realne zagrożenie, zanim pojawią się pierwsze ofiary. Wszystkie działania podejmowane po zaistnieniu sytuacji niebezpiecznej będą polegały na minimalizowaniu strat i usuwaniu skutków zamachu.

Reakcja policji w trakcie zamachu

W reakcji policji na realne zdarzenie w szkole ważnych jest kilka czynników:

● szybkość przekazania informacji do policji i jej prawidłowe przyjęcie przez służbę dyżurną;

● dostępność jednostek policji mogących podjąć natychmiastową interwencję,

● znajomość obiektu, na którego terenie doszło do zdarzenia,

● odpowiedni do zagrożenia sposób postępowania.

Od szybkości przekazania informacji policji zależy czas, jaki upłynie do przybycia jednostki policji na miejsce zdarzenia. W miastach czas ten będzie nieporównywalnie krótszy niż w małych miejscowościach. Sposób przekazania informacji jest bardzo ważny. W sytuacji, kiedy życie osób znajdujących się w miejscu ataku jest zagrożone, osoba dzwoniąca często pod wpływem stresu nie jest w stanie precyzyjnie i szybko przekazać niezbędnych informacji, co przedłuża czas reakcji policji. Zgłaszając atak, w pierwszej kolejności należy podać miejsce zdarzenia i rodzaj zagrożenia, dopiero w dalszej kolejności szczegóły dotyczące np. liczby napastników, charakterystyki zagrożenia czy nazwisko osoby dzwoniącej. W przypadku Virginia Tech[14] identyfikacja odgłosów jako wystrzałów z broni palnej i wykonanie telefonu zajęło około jednej minuty. Sytuację ułatwiało to, że osoba odbierająca zgłoszenie doskonale orientowała się w układzie obiektu, co w wypadku dużych szkół jest bardzo ważne. W warunkach dużego stresu i braku wyznaczonych osób funkcyjnych może dojść do sytuacji, że nikt nie zadzwoni na policję, licząc, że zrobił to ktoś inny. W Virginia Tech policja przybyła pod budynek, w którym doszło do strzelaniny, w ciągu trzech minut, kolejną minutę zajęło zorientowanie się w sytuacji. Szczęśliwie się złożyło, że policjanci byli przeszkoleni w zakresie reakcji na zagrożenia typu aktywny strzelec[15]. Orientacja w sytuacji jest ważna, ponieważ martwy policjant nikomu nie pomoże.

Podczas strzelaniny w Erfurcie patrol policji przybył na miejsce w ciągu pięciu minut od rozpoczęcia zamachu. Policja natychmiast przystąpiła do akcji, niestety napastnik, strzelając przez okno, zastrzelił policjantkę[16]. To sprawiło, że drugi policjant wycofał się i trzeba było czekać na przybycie wyspecjalizowanych jednostek policji. Ci z kolei dostali błędną informację, że napastników jest dwóch, przez co sprawdzali salę po sali, co z kolei opóźniało rozpoczęcie działań przez służby ratownicze[17]. Obecnie po zmianach policja w Niemczech ma obowiązek natychmiastowego wejścia do budynku i niezwłocznej neutralizacji zamachowca[18].

W przypadku zamachu w Jokela policjanci już w drodze na miejsce zdarzenia na bieżąco otrzymywali informacje o miejscach pobytu ofiar oraz aktywności zamachowca. Kiedy dojechali na miejsce, nie mieli opisu napastnika ani nie znali możliwych miejsc jego pobytu. Informacja o tym, że jest jeden napastnik, nie była potwierdzona. W związku z tym policjanci musieli brać pod uwagę obecność kolejnych zamachowców i przygotować się na to[19] – w określaniu działań należy uwzględniać wszystkie braki informacyjne. To wszystko sprawia, że bez względu na rodzaj zagrożenia czas niezbędny do rozpoczęcia skutecznej akcji wynosi od 5 do 10 minut; w przypadku sytuacji aktywnego strzelca konsekwencją może być bardzo duża liczba ofiar, szczególnie gdy szkoła nie ma procedur bezpieczeństwa.

Z kolei jak pokazuje przykład z Parkland, nawet obecność policjanta na terenie szkoły nie gwarantuje skutecznej i szybkiej interwencji. Obecny tam etatowy policjant Peterson nie dość, że sam nic nie zrobił, to jeszcze opóźniał działania przybyłych na miejsce policjantów[20]. Nawet w Columbine policjanci z okolicznych posterunków dotarli do szkoły w ciągu kliku minut. Niestety zgodnie z procedurami nie podjęli działania, czekając na przybycie wyspecjalizowanej jednostki SWAT. Obecnie policja ma obowiązek natychmiastowego podjęcia działań, bez względu na liczbę funkcjonariuszy obecnych na miejscu zdarzenia i zobowiązana jest zawsze wozić ze sobą długą broń, hełmy i kamizelki kuloodporne. Należy przy tym pamiętać, że pierwsi interweniujący policjanci nie będą pomagać rannym, tylko całkowicie skupią się na neutralizacji napastnika[21].

 W przypadku interwencji policji może dojść także do takiej sytuacji, jaka miała miejsce w Parkland, gdzie napastnik opuścił miejsce zamachu siedem minut po rozpoczęciu strzelaniny, czego nikt nie zauważył. Służby, nie wiedząc, czy zamachowiec jest w środku, czy nie, rozpoczęły działanie, przy czym ratownicy udzielający pierwszej pomocy byli eskortowani przez policję[22].

Ostatnim elementem po zneutralizowaniu napastnika i udzieleniu pomocy rannym jest ewakuacja wszystkich pozostałych uczniów i pracowników z budynku szkoły. Niektóre czynności mogą być realizowane równolegle, jak udzielanie pomocy rannym i poszkodowanym oraz ewakuacja części osób. Jednak, jak pokazują doświadczenia, część osób zabarykadowanych w salach może przez dłuższy czas bać się otworzyć drzwi. W Parkland w niektórych salach uczniowie otworzyli drzwi dopiero po 45 minutach[23]. W Sandy Hook policja musiała wkładać pod drzwi legitymacje służbowe, by potwierdzić swoją tożsamość[24]. Rozwiązanie to należy uznać za bardzo ciekawe i praktyczne. Osoby znajdujące się w zamkniętych salach muszą same ocenić, czy sytuacja na zewnątrz pozwala na opuszczenie sal. Policja w takich wypadkach po zneutralizowaniu napastnika może przez głośniki poinformować, że sytuacja jest opanowana i zagrożenie minęło. Uczniowie zabarykadowani w salach lekcyjnych mają dostęp do okien, więc słysząc takie komunikaty i widząc wielu policjantów, mogą nabrać pewności, że już jest bezpiecznie. Najgorszym rozwiązaniem jest ustalanie sygnałów odwoławczych procedury Azyl. Jeżeli sygnał taki znany jest wszystkim uczniom, a napastnikami bardzo często są uczniowie, to zostanie to z całą pewnością wykorzystane przez napastnika do wywabienia ofiar z zamkniętych pomieszczeń. Czas pozostawania w zamkniętym pomieszczeniu nie jest już istotny, jeżeli napastnik został zneutralizowany.


[1] https://www.youtube.com/watch?v=2jw8a6Auk-g, https://www.youtube.com/watch?v=UveHH3sR6zg, https://www.youtube.com/watch?v=nisKsExBeqU

[2] Bezpieczna Szkoła, zagrożenia i zalecane działania profilaktyczne w zakresie bezpieczeństwa fizycznego i cyfrowego uczniów, Ministerstwo Edukacji Narodowej, Warszawa 2020, wydanie IV uaktualnione, s. 21.

[3] Komenda Miejska Policji w Olsztynie wydała oświadczenie, że 8 listopada 2019 r. do komendanta Komisariatu Policji w Barczewie wpłynęło jednak pismo informujące o planowanych ćwiczeniach z udziałem pozorantów. Jednak zaprzeczono, aby w piśmie zwracano się do policjantów z prośbą o udział w ćwiczeniach lub konsultacje w tej sprawie. Śledztwo po symulacji ataku terrorystycznego w szkole w Barczewie…

[4] Byli antyterroryści wtargnęli do szkoły w Pabianicach…

[5] A. Fernandez Campbell, After Parkland…

[6] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 94–96.

[7] Tamże, s. 44–47.

[8] Pokryło się to także z oskarżeniami pod adresem biura o nieudolność w trakcie wyborów prezydenckich w USA z 2016 r. i działań rosyjskich. FBI nie była w stanie także zapobiec strzelaninie w Fort Hood w Teksasie w 2009 r, pomimo posiadania informacji o zamachowcu. FBI znało jednego z dwóch braci odpowiedzialnych za zamach na maratonie w Bostonie (Boston Marathon) w 2013 r. Podobnie było w wypadku ataku na klub nocny w 2016 r., dokonanym przez Omara Mateena w Orlando, podczas którego zginęło 49 osób, a sprawca był rozpracowywany przez FBI. K. Benner, P. Mazzei, A. Goldman, F.B.I. Was Warned…

[9] Police Officers in Schools: Effects on School Crime and the Processing of Offending Behaviors, „Justice Quarterly”, Volume 30, 2013, Issue 4, p. 619–650, https://doi.org/10.1080/07418825.2011.615754

[10] M.T. Thieriot, School resource officers and the criminalization of student behavior, „Journal of Criminal Justice”, Volume 37, Issue 3, May–June 2009, p. 280–287.

[11] K.P. Brady, S. Balmer, D. Phenix, School–Police Partnership Effectiveness in Urban Schools: An Analysis of New York City’s Impact Schools Initiative, „Sage Journals”, August 1, 2007, https://doi.org/10.1177/0013124507302396

[12] C.A. Lindsay, V. Lee, T. Lloyd, The prevalence of police officers in US schools, Urban.org, 21.06.2018 r., https://www.urban.org/urban-wire/prevalence-police-officers-us-schools#:~:text=In%20every%20state%2C%20high%20school,school%20with%20a%20police%20officer., dostęp: 16.06.2020 r.

[13] D. Goldstein, Do Police Officers Make Schools Safer or More Dangerous?, „New York Times”, 12.06.2020 r., https://www.nytimes.com/2020/06/12/us/schools-police-resource-officers.html?searchResultPosition=2, dostęp: 14.06.2020 r.

[14] Mass Shootings at Virginia Tech…, s. 89–99.

[15] Tamże.

[16] 15 shootings that changed the law…

[17] Robert Steinhäuser, Murderpedia…

[18] How a school shooting 15 years ago changed Germany…

[19] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 23–27.

[20] J.K. Brown, Scathing Parkland shooting report…

[21] The Truth Behind the Run-Hide-Fight Debate…

[22] A. Blinder, P. Massei, R. A. Oppel Jr., In School Shooting’s Painful…

[23] Tamże.

[24] R. Sanchez, Conn. police release final report…

Opracował: dr Krzysztof Danielewicz

Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

Często powtarzanym argumentem w przypadku zamachów czy niebezpiecznych wydarzeń w szkołach z udziałem uczniów jest twierdzenie, że jednym z głównych powodów agresji u dzieci i młodzieży są brutalne gry komputerowe. Sprawcy z Columbine byli fanami tzw. strzelanki Doom, która została wydana w 1993 r. Do zamachu wszyscy grali w gry i nie było w tym nic dziwnego. Po zamachu w niektórych szkołach miała miejsce stygmatyzacja uczniów noszących czarne skórzane płaszcze, mimo że poza strojem nie przejawiali żadnych podejrzanych symptomów. Niektórzy byli po prostu fanami filmu „Matrix” i gier komputerowych. Podobnie było w Niemczech, kiedy to bezpośrednio po zamachu w Erfurcie politycy niemieccy obciążali winą za zamach brutalne gry komputerowe i programy telewizyjne. Kanclerz Gerhard Schroeder spotkał się nawet w tej sprawie z nadawcami, by przedyskutować problem[1].

Media, internet czy gry komputerowe są jednak nieodłączną częścią życia dzieci i młodzieży. Wzbogacanie życia o te obszary aktywności może mieć na młodych ludzi pozytywny wpływ, m.in. pomaga nawiązywać relacje z rówieśnikami i budować kapitał społeczny. Pozytywne efekty gier komputerowych były przedmiotem wielu badań. W ostatnim czasie przeprowadzono badania wpływu gier zawierających przemoc na młodych ludzi. Według nich, u 16-letnich chłopców, którzy w ogóle nie grają w gry komputerowe, wzrasta ryzyko problemów społecznych w porównaniu do ich grających rówieśników umiarkowanie często lub często. Nastolatkowie, którzy grają regularnie, mają wyższą samoocenę, bliższe relacje z rodzicami niż ci, którzy nie grają w ogóle.

Dzieci i młodzież są szczególnie narażeni na negatywne skutki rozrywek pełnych przemocy. Skutki są szczególnie bolesne dla młodych ludzi, którzy są słabi psychicznie, społecznie wykluczeni i wykazują oznaki brutalnych zachowań. Głównym problemem jest obojętnienie gracza na przemoc i utożsamianie się bardziej ze sprawcą niż ofiarą. Kolejnym problemem jest ograniczanie spektrum społecznego w efekcie spędzania coraz większej ilości czasu na graniu.

Niestety często badania dotyczące negatywnego wpływu brutalnych gier komputerowych na dzieci i młodzież są sprzeczne. Zwolennicy gier komputerowych zarzucają badaniom, że są one dalekie od wiarygodności, a wyniki badań są sztuczne. Niektórzy badacze rozwinęli teorię, według której media pełne przemocy zwiększają tendencję do brutalnych zachowań, niepokoju, agresywności i tworzą warunki do zachowań niebezpiecznych. Według nich, granie w gry przez dłuższy czas ma wpływ na zmianę osobowości, która z kolei wpływa na jego najbliższe środowisko. Osoba taka może dążyć do kontaktów z grupami skłonnymi do stosowania przemocy. Agresywna osobowość i środowisko prowadzą do większego zapotrzebowania na pełne przemocy media, co staje się swojego rodzaju błędnym kołem. W jednym z badań dzieci były monitorowane przez okres od dwóch do sześciu miesięcy. Okazało się, że dzieci grające w gry pełne przemocy przejawiały tendencję do widzenia świata w bardziej agresywnym świetle. Poza tym mówiły i zachowywały się w bardziej agresywny sposób. Ich mniej prospołeczne zachowania sprawiały, że dzieci zaczęły być stopniowo odrzucane przez grupę rówieśniczą. Bez względu na poglądy wszyscy zainteresowani zgadzają się, że dzieci i młodzież powinny być chronieni przed grami pełnymi brutalnych scen[2].

Bruce Bartholow, profesor psychologii na University of Missouri, oraz jego zespół w 2011 r. przeprowadzili ciekawy eksperyment. Profesor poddał badaniu 70 młodych ludzi, którzy przez 25 minut grali w brutalne i zwykłe gry wideo. Natychmiast po zakończeniu gry badani oglądali różne zdjęcia neutralne, np. chłopiec na rowerze lub brutalne, np. mężczyzna, który trzyma pistolet w ustach innego człowieka. Następnie badani mieli zacząć krzyczeć. Poziomem hałasu mierzono agresję. Badacze zauważyli, że osoby, które grały w brutalne gry jak: Call of Duty, Hitman, Killzone czy Grand Theft Auto, wydawali głośniejsze dźwięki od tych, którzy grali w gry bez agresji i przemocy. Dodatkowo osoby grające w gry pełne przemocy wykazywały niższą reakcję mózgu na brutalne zdjęcia niż ich koledzy grający w neutralne gry. Im niższa była reakcja mózgu, tym bardziej agresywny był badany. Ci, którzy przed badaniami bardzo dużo grali w brutalne gry, mieli niższy poziom reakcji na brutalne zdjęcia, bez względu na to, w co grali podczas badania. Prof. Bartholow stwierdził, że osoby te już zobojętniały na obrazy pełne przemocy i kolejne bodźce i testy nie powodują u nich większych zmian. Innym powodem mogą być naturalne skłonności do gier pełnych przemocy i obojętności na przemoc, które są trudno mierzalne. Według innych badań, dzieci w szkole podstawowej spędzają na grach średnio 40 godzin tygodniowo. Poza spaniem, jest to dla nich druga co do ważności czynność. To sprawia, że ich młode mózgi mogą przyzwyczajać się do przemocy, są w ten sposób „formatowane”. Według prof. Bartholowa, gry są doskonałym narzędziem edukacji, ponieważ natychmiast wynagradzają za pewne zachowania. Niestety wiele z nich to gry pełne przemocy i brutalności[3].

Bartholow stwierdził, że jednorazowe granie w takie gry nie prowadzi do przemocy, ale zobojętnienie na przemoc może potrwać jakiś czas. Według niego, może istnieć realne połączenie pomiędzy graniem w gry pełne przemocy i agresywnymi zachowaniami na krótki okres. Aby określić, czy ten krótkotrwały efekt może się kumulować w dłuższej perspektywie, potrzebne są dodatkowe badania. Agresja jest bardzo skomplikowanym procesem i byłoby dużym uproszczeniem stwierdzenie, że gry wideo mogą prowadzić do agresywnych zachowań takich jak masowe strzelaniny w szkołach. Okazjonalne granie w brutalne gry wideo nie prowadzi do masowych morderstw. Jednak, zdaniem Bartholowa, jeżeli ktoś grałby przez cały czas w gry, efekt braku reakcji na brutalność z okresu krótkiego, może doprowadzić do zmian długotrwałych. Z kolei Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne (The American Psychological Association) przeanalizowało wiele badań łączących fakt grania w brutalne gry wideo z aktami przemocy, walką w szkole czy zachowaniami kryminalnymi jak rabunki, ale żadne nie udowadniały takiego związku[4].

Problem wpływu gier pełnych przemocy na agresję był już szeroko omawiany po zamachu w Columbine. Z dyskusji tych wynika, że większość ludzi, którzy grają w brutalne gry, nie staje się z tego powodu agresywna. Musi wystąpić komponent choroby psychicznej czy innych zaburzeń psychicznych. Jednym z argumentów było to, że przemoc wśród młodych występuje od co najmniej 40 lat, czyli od czasów, kiedy jeszcze nie było gier komputerowych, a aktywnymi strzelcami bywają też osoby 50–60-letnie i w ich wypadku trudno za przyczynę uznać wpływ gier wideo na zamachowca. Dr Ferguson, zajmujący się badaniem wpływu gier na psychikę młodych ludzi, uważa, że nonsensem jest postawienie znaku równości pomiędzy graniem przez Lanzę (Sandy Hook) w gry wideo a zamachem i twierdzenie, że można było tragedii zapobiec. Podał także bardzo ciekawy argument związany z Breivikiem. 32-letni Breivik, jak sam się przyznał, także grał w gry wideo: Call of Duty i World of Warcraft. Swoje umiejętności strzeleckie miał testować w grach. Równocześnie w swoim manifeście zawarł dużo więcej informacji na temat imperium bizantyjskiego i ekspansji muzułmanów – czy to oznacza, że powinno się zakazać książek historycznych? Stwierdził, że część społeczeństwa jednak oskarża gry wideo o negatywny wpływ na psychikę, podobnie jak w latach 50. oczerniano komiksy. Według Fergusona, niektórzy ludzie odczuwają moralną panikę w takich sytuacjach i chcą kontrolować coś, czego nie da się kontrolować[5].


[1] Family of German killer apologises, CNN, 2.05.2002 r., http://archives.cnn.com/2002/WORLD/europe/05/02/germany.massacre/index.html, dostęp: 13.06.2020 r.

[2] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 104–105.

[3] B. Bartholow, Violent Video Games Reduce Brain Response to Violence and Increase Aggressive Behavior, University of Missouri Study Finds, 25.05.2011 r., https://munewsarchives.missouri.edu/news-releases/2011/0525-violent-video-games-reduce-brain-response-to-violence-and-increase-aggressive-behavior-university-of-missouri-study-finds/, dostęp: 12.05.2020 r.

[4] R. Jaslow, Violent video games make kids…

[5] Tamże.

Opracował: dr Krzysztof Danielewicz

Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

Bezpieczeństwo w szkołach jest obszarem pozostającym w gestii głównie samorządów i dyrekcji szkół. W Polsce bardzo często w przypadku „wpadek” szkoleniowych czy niebezpiecznych incydentów następuje próba obarczania odpowiedzialnością dyrektorów placówek oświatowych. Takie podejście jest wygodne dla władz państwowych, kuratoriów, a nawet samych samorządów, które najczęściej ograniczają swoje działania do przesyłania wytycznych, na podstawie których często nie można opracować żadnych spójnych i skutecznych procedur w zakresie bezpieczeństwa. Duży stopień ogólności ma spowodować rozmycie się odpowiedzialności w przypadku, gdyby któreś z rozwiązań okazało się nieskuteczne. Jak pokazuje przykład z Pabianic, w razie problemów nawet policja wypiera się odpowiedzialności.

Samo wpisanie do przepisów prawa odpowiedzialności dyrektorów szkół za bezpieczeństwo fizyczne, psychiczne i emocjonalne uczniów niczego nie rozwiązuje. Szkoły bez należytego finansowania i sprawdzonych procedur nie są w stanie zapewnić społeczności szkolnej bezpieczeństwa. Dyrektorzy, w dużej części, nie mają żadnej wiedzy i doświadczenia w tym zakresie. Nikt w Polsce nie prowadzi żadnych statystyk i badań dotyczących niebezpiecznych zdarzeń, na których podstawie można by przygotować ocenę zagrożeń i w dalszej kolejności odpowiednie procedury na wypadek możliwych, a nie fikcyjnych zagrożeń. Przykładem jest brak spójnego systemu alarmowania o zagrożeniach we wszystkich szkołach czy prowadzenie szkoleń na wypadek ataków terrorystycznych, które, jak pokazuje praktyka, nie mają w szkołach miejsca.

 Bez względu na stopień przygotowania samorządów do zapewnienia bezpieczeństwa w szkołach, w sytuacji tragicznej jednostki te będą musiały same sobie poradzić z konsekwencjami takich wydarzeń. Z kolei bez względu na liczbę ofiar, szkoła pozostanie bez żadnej pomocy w czasie od kilku do kilkunastu minut od początku ataku. W razie śmierci wielu dzieci problem dalej pozostaje na poziomie samorządów, gdzie latami próbuje się znaleźć winnych i odpowiedzialnych za śmierć bliskich. Takie sytuacje pozostawiają trwały ślad w świadomości wielu ludzi. (O innych konsekwencjach w kolejnym podrozdziale). Brak wiedzy o możliwym przebiegu tragicznych zdarzeń i ich konsekwencji sprawia, że większość samorządów w Polsce nie jest w najmniejszym stopniu przygotowana do radzenia sobie z tak poważnym kryzysem jak śmierć czy rany wielu osób w placówce oświatowej.

Raporty po zdarzeniach w fińskim Jokela i Kauhajoki czy przypadki tragedii, które miały miejsce w amerykańskich szkołach pokazują, jak skomplikowany jest ich przebieg i jak wiele służb jest zaangażowanych w radzenie sobie z kryzysem.

O ile dosyć szybko na miejsce zdarzenia przybywają jednostki policji, pogotowia ratunkowego czy straży pożarnej, to podczas zdarzenia o dużych rozmiarach, kiedy zabitych i rannych zostaje kilkanaście osób, liczba przybyłych jednostek pogotowia jest dalece niewystarczająca. W małych gminach czy powiatach w Polsce często funkcjonuje kilka szkół, natomiast karetek pogotowia albo nie ma, albo są to pojedyncze pojazdy.

W sytuacji kryzysu konieczne jest powołanie sztabu kryzysowego, który szybko i sprawnie przejmie całość zadań związanych z dalszą akcją ratunkową. W Polsce bardzo dobrze do tego przygotowane są jednostki Państwowej Straży Pożarnej.

Niezbędne jest natychmiastowe wsparcie psychologiczne nie tylko dla przeżywających traumę uczniów, ale i „oszalałych” ze strachu o swoje dzieci rodziców. Jak pokazuje rzeczywistość, w pierwszych godzinach po tragedii wszyscy są skupieni na zapewnieniu pomocy medycznej ofiarom, do czego wykorzystywane jest także lotnicze pogotowie ratunkowe. Ofiary umieszczane są w szpitalach w całym rejonie, a później często okazuje się, że nie ma informacji, w jakich szpitalach znajdują się konkretne osoby czy jaki jest ich stan. Często nawet nie ma tak podstawowych informacji jak to, czy dane dziecko żyje, czy jest ranne, co powoduje u rodziców dodatkowy stres. Konieczna jest autopsja ofiar, która często trwa wiele godzin.

Po tragedii konieczne jest zorganizowanie punktu informacyjnego nie tylko dla rodziców, ale także dla mediów, które w takich sytuacjach przybywają bardzo licznie. Media na wyścigi będą przekazywać wiadomości z miejsca zdarzenia, często takie, które z prawdą mają niewiele wspólnego. Brak dobrej polityki informacyjnej będzie tylko pogłębiał stan chaosu, a w konsekwencji stres u osób poszkodowanych i ich bliskich.

Z kolei opieka nad osobami poszkodowanymi czy rodzinami osób zabitych nie polega tylko na wsparciu psychologicznym, ale także na organizacji wszelkich kwestii związanych z identyfikacją zwłok, wydawaniem zwłok i organizacją pogrzebów. Do tych czynności pogrążeni w żałobie bliscy potrzebują wsparcia.

Bardzo ważne jest posiadanie sprawnych niezależnych środków łączności. Zazwyczaj nie ma możliwości wykorzystania telefonów osób funkcyjnych ze względu na to, że w takich sytuacjach są one obciążone ogromną liczbą rozmów. Sugeruje to posiadanie niezależnego systemu łączności czy zestawu telefonów komórkowych wykorzystywanych tylko w trakcie kryzysu. Często po pojawieniu się pierwszych jednostek policji okazuje się, że funkcjonariusze nie są przygotowani do bezpośredniej akcji zarówno technicznie, jak i merytorycznie.

Ciekawy jest tu przykład zamachu w szkole w Kauhajoki. Władze miasta zostały poinformowane o sytuacji przez Departament Ratowniczy Południowej Ostrobothni o godzinie 11.07. Z uwagi na powagę sytuacji burmistrz podjął decyzję o utworzeniu Miejskiego Zespołu Zarządzania (Municipality Management Team). Centrum zarządzania znajdowało się w pokoju spotkań centrum zdrowia oddalonego o 100 metrów od Municipality Hall. Natychmiast odwołano wszelkie niepilne przedsięwzięcia ratusza i skierowano wszystkie siły i środki do dyspozycji centrum zarządzania. Przy wykorzystaniu sieci łączności VIVRE (Public Safety Network), szef służby medycznej na bieżąco informował centrum o sytuacji. Do łączności używano także telefonów komórkowych. Konferencja prasowa odbyła się w budynku ratusza i była prowadzona przez policję; dziennikarze mogli korzystać z sieci telekomunikacyjnej ratusza. Przygotowano się także do przyjmowania dziennikarzy międzynarodowych. Dodatkowo zapewniono 24-godzinne wsparcie logistyczne dotyczące wyżywienia.

Jeśli chodzi o komunikację, to przez cały czas były problemy z łącznością, zajmowaniem kanałów czy problem z zasięgiem GSM. Używano m.in. kanałów ERC zastrzeżonych do misji specjalnych.

Do godziny 12.00 utworzono gorące linie i podano do publicznej wiadomości numery telefonów dla rodzin ofiar. Po godzinie 19.00 część młodzieży, która wróciła do domu, zaczęła dzwonić do rodzin ofiar z informacjami. Część rodzin ofiar przybyła do centrum medycznego. Dopiero o godzinie 16.30 pojawiła się wstępna lista osób zaginionych, tj. tych, z którymi od rana nie można było nawiązać kontaktu. Nikt nie kontaktował się indywidualnie z rodzinami. Dopiero po oględzinach ofiar, które rozpoczęły się o godzinie 19.35, dzwoniono na numery kontaktowe rodzin z informacjami potwierdzającymi zgony. Do godziny 23 osoba odpowiedzialna za kontakty z rodzinami obdzwoniła wszystkie rodziny, jednak dopiero następnego dnia, 24 września 2008 r., zdecydowano się odwiedzić je osobiście. Zadanie to realizowały dwie grupy po dwóch policjantów i ksiądz lub psycholog. W trakcie wizyty pobierano także próbkę DNA w celach porównawczych. Matka zamachowca próbowała uzyskać informację, co się stało z jej synem, w dwóch miejscach: w szpitalu Seinajoki i Departamencie Policji Kauhajoki. O godzinie 14.38 na policji powiedziano jej, że jej syn jest prawdopodobnym podejrzanym o dokonanie ataku, ale nie podano więcej szczegółów. Dane napastnika zostały ujawnione o godzinie 15.00. Matka twierdziła, że więcej informacji znanych jest publicznie niż ona sama uzyskała od służb. Większość rodzin była namawiana, aby nie oglądały ciał swoich bliskich ze względu na obrażenia spowodowane nadpaleniem.

Od początku były duże problemy z jednoznacznym określeniem ostatecznej liczby ofiar. Pierwsze ciało zostało poddane oględzinom dopiero o godzinie 19.35, a całość oględzin zakończyła się o godzinie 2 w nocy. Niektóre ciała ofiar były bardzo mocno nadpalone i musiały być przetransportowane do Helsinek transportem lotniczym. Ostatecznie na podstawie uzębienia i testów DNA jednoznacznie zidentyfikowano ofiary 25 września 2008 r. o godzinie 18.20. Oficjalne spotkanie dotyczące identyfikacji zwłok zostało przeprowadzone w kwaterze głównej Narodowego Biura Dochodzeniowego (NBI – National Bureau of Investigation) 30 września 2008 r. Do kontaktów z rodzinami ofiar wyznaczono dwóch policjantów z biura Identyfikacji Ofiar Katastrof (DVI – Disaster Victim Identification), jednostki podległej NBI, która zajmuje się tymi problemami od 1991 r.

Opisany przypadek oraz inne podobne jasno pokazują, że w wypadku zagrożenia nie ma czasu na naukę i ustalenia. System postępowania w sytuacjach kryzysowych, szczególnie dotyczących szkół, powinien być jasno opisany, sprawdzony w trakcie ćwiczeń praktycznych oraz utrzymywany w sprawności operacyjnej. Drobne incydenty będą rozwiązywane na szczeblu szkoły. W przypadku dużych tragedii zaangażowana będzie cała społeczność. Brak procedur bezpieczeństwa w szkole lub ich niedostosowanie do zagrożeń oraz brak systemu na poziomie samorządu będą się wprost przekładały na liczbę ofiar. Wypracowane na poziomie samorządów procedury postępowania w sytuacji kryzysowej będą z powodzeniem wykorzystywane w różnych okolicznościach, nie tylko szkolnych.

Opracował: dr Krzysztof Danielewicz,

Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

W ostatnich latach w polskich placówkach oświatowych doszło do kilku bardzo groźnych zdarzeń w zakresie bezpieczeństwa. „Kultowy” zamach z Columbine High School[1] został już na świecie wielokrotnie skopiowany – niewiele brakowało, by doszło także do polskiego Columbine. Do najbardziej tragicznych zdarzeń należy zaliczyć trzy poniższe wydarzenia.

Szkoła Podstawowa nr 195 w Wawrze, zabójstwo ucznia, 10 maj 2019 r.

Do zdarzenia w Szkole Podstawowej nr 195 w warszawskim Wawrze doszło 10 maja 2019 r. około godziny 10. W czasie przerwy koło sali do fizyki doszło do kłótni pomiędzy dwoma uczniami. W wyniku zdarzenia zaatakowany 16-letni Kuba z trzeciej klasy gimnazjum został dziewięć razy dźgnięty nożem. Pomimo reanimacji, zmarł. Do 16 maja 2019 r. w tej sprawie zatrzymano 5 osób. Według TVN, zamordowany Kuba był wcześniej poszkodowany w innej sprawie. Miał zostać pobity i pozbawiony wolności, ponieważ nie spłacił długu. W tamtej sprawie został zatrzymany 29-latek. Według policji, obie sprawy nie miały związku[2].

Według jednego z uczniów, Kuba został najpierw pobity, a następnie dźgnięty nożem m.in. w przeponę i plecy. Według świadków, napastnik był o wiele większy i silniejszy od ofiary. Początkowo doszło do kłótni, przepychania, a następnie do bójki i zabójstwa. Ofiara była winna swojemu oprawcy około 2000 złotych. Według uczniów, Kuba pożyczył pieniądze na komputer służący do gier. Grał w Counter-Strike’a, a jego komputer był za słaby. Uczniowie twierdzili, że Kuba nie miał z czego oddać pieniędzy[3].

W dniu zamachu do szkoły przyszła matka ofiary, która zgłosiła dyrekcji, że jej syn otrzymuje groźby od Emila B. Zdążyła zobaczyć syna na przerwie, niestety atakowi nie zdołano zapobiec. Matka 16-latka przybiegła na miejsce tragedii, gdy jej syn już nie żył. Matka zamordowanego nastolatka opisywała, że jej syn dostawał groźby, bał się swojego oprawcy i mówił, że 15-letni Emil jest bardzo agresywny. Podkreślała, że nie rozumie, jak – mimo jej ostrzeżeń – do morderstwa mogło dojść w szkole, na oczach wielu osób[4]. Mimo że do zabójstwa doszło na terenie szkoły, nie wyciągnięto żadnych konsekwencji wobec dyrekcji i grona pedagogicznego. Z początkiem nowego roku szkolnego w szkole pojawił się za to dodatkowy monitoring. Burmistrz Wawra Norbert Szczepański oświadczył, że „jeżeli będą sygnały ze strony policji czy prokuratury, że coś było nie tak, to wtedy będzie podejmował adekwatne decyzje”[5].

Po tragedii Emil B. został umieszczony w schronisku dla nieletnich. Dzień po zabójstwie sąd podjął decyzję o przekazaniu sprawy prokuraturze. W tym czasie do sądu wpłynęło zażalenie obrońcy na tę decyzję. Zażalenie złożyli także rodzice sprawcy. Na początku października Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi Południe zdecydował, że Emil będzie odpowiadał za zabójstwo jak dorosły. Chłopak nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu[6].

Proces Emila ruszył 12 marca 2020 r. w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga. Pr.rator w połowie grudnia 2019 r. wniósł akt oskarżenia, w którym zarzucił chłopakowi popełnienie zabójstwa w zamiarze bezpośrednim. W trakcie śledztwa ustalono m.in., że 15-latek przygotowywał się do popełnienia przestępstwa i planował je. Opisywał także w korespondencji telefonicznej – prowadzonej ze znajomymi – spodziewane konsekwencje czynu, którymi miały być pobyt na izbie dziecka i w zakładzie poprawczym. W trakcie zdarzenia napastnik był pod wpływem substancji psychoaktywnych. Z kolei z opinii sądowo-psychologicznej sporządzonej po obserwacji psychiatrycznej wynika, że dopuszczając się zabójstwa, Emil był w pełni poczytalny. Sąd Okręgowy oddalił także wszystkie zażalenia na postanowienie Sądu Rejonowego, co oznacza, że będzie prowadzone postępowanie i oskarżony będzie odpowiadał na zasadach ogólnych przewidzianych w Kodeksie karnym, potocznie mówiąc – jak dorosły. Zabójcy grozi do 25 lat więzienia[7].

Problemy wychowawcze Emil sprawiał już wcześniej. Kilkakrotnie był wzywany do szkoły z rodzicami, obiecywał poprawę, ale po kilku dniach sytuacja wracała do poprzedniego stanu. Według matki jednego z uczniów, kilka miesięcy wcześniej wdał się w bójkę z innym chłopcem, a gdy nauczycielka próbowała ich rozdzielić, popchnął ją tak, że uderzyła o ścianę. Raz w jego przypadku interweniowała w szkole policja. Dzień przed zabójstwem Kuby Emil miał wysłać mu SMS o treści: „Jutro będziesz bohaterem mediów”[8].

Emil B. był także znany warszawskiemu wymiarowi sprawiedliwości, ponieważ stawał przed nim dwukrotnie. Pierwszy raz w 2017 r., gdy miał 13 lat, został oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej innej osoby. Rok później ponownie miał sprawę w sądzie; tym razem chodziło o awanturowanie się pod wpływem alkoholu. Za pierwszym razem sąd udzielił Emilowi B. upomnienia, za drugim stwierdził demoralizację, ale postępowanie umorzono. 15-latek nie znajdował się pod nadzorem kuratora[9].

Poza Emilem B. w sprawie zatrzymano czterech innych nastolatków pod zarzutem podżegania do morderstwa. 15-letni wtedy Karol K. miał zdaniem śledczych podżegać Emila B. do zabójstwa. Nastolatek lato spędził w młodzieżowym ośrodku wychowawczym, jednak na początku listopada 2019 r. śledczy zdecydowali, że może wrócić do szkoły, a kilka tygodni później stwierdzili, że przestępstwa nie popełnił. Za podżeganie do zabójstwa i również przed sądem dla nieletnich miał odpowiadać 15-letni wówczas Adrii H. W tym wypadku postępowanie umorzono. U podejrzanego stwierdzono przejawy demoralizacji i zastosowano nadzór kuratora, a sam Adrii wrócił do szkoły. Wobec pozostałej dwójki (16-letniej Roksany i 16-letniego Dawida) została podjęta decyzja o przekazaniu sprawy prokuraturze. Oboje mogli odpowiadać przed sądem za podżeganie do zabójstwa jako dorośli, jednak do tego nie dojdzie. Prokuratura akta nastolatków zwróciła do sądu. Na początku marca Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Południe przekazała sądowi rodzinnemu sprawy dotyczące dwojga nieletnich, którzy usłyszeli zarzuty w związku z zabójstwem, jakiego dopuścił się Emil B. Prokurator jednak nie sporządził aktu oskarżenia i przekazał sprawę sądowi rodzinnemu. Przesłankami do odstąpienia od skierowania aktu oskarżenia w sprawie Roksany i Dawida był „stopień rozwoju sprawców oraz ich warunki osobiste”[10].

27 lipca 2020 r. prokuratura aresztowała ojca Emila B., który wraz z innym podejrzanym dokonał brutalnego ataku na trzydziestoletniego mężczyznę. Ofiara była kopana i bita po całym ciele, ugodzona nożem, przed dalszymi ranami uratowała ją ucieczka do pobliskiego lokalu gastronomicznego. Do wydarzenia doszło na tej samej ulicy, gdzie znajduje się szkoła, w której Emil B. dokonał zabójstwa. Według wstępnych ustaleń, napad ma bezpośredni związek z zabójstwem Kuby dokonanym w maju 2019 r. Zatrzymanym mężczyznom grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności[11].

W związku z zabójstwem w szkole w Wawrze minister edukacji narodowej 11 maja 2019 r. wystąpił z pismem (sygnatura sprawy DWKI-WPB.5012.25.2019.BK), zobowiązującym dyrektorów wszystkich szkół i placówek oświatowych w Polsce do:

  • „przeprowadzenia rad pedagogicznych na temat obowiązków w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa uczniom, wynikających z przepisów prawa oświatowego, procedur zachowania w sytuacjach kryzysowych i nadzwyczajnych;
  • zorganizowania spotkań z rodzicami uczniów, podczas których zostaną przedstawione procedury bezpieczeństwa obowiązujące na terenie danej placówki oraz osoby i instytucje, do których można zgłosić się o wsparcie w sytuacjach wymagających pomocy psychologiczno-pedagogicznej i wychowawczej;
  • przeprowadzenia godzin wychowawczych z uczniami na temat czynników warunkujących bezpieczeństwo w szkole, procedur zachowania w sytuacji nadzwyczajnej oraz obowiązków wynikających z poszanowania drugiego człowieka;
  • wzmocnienia współpracy pomiędzy szkołą a rodzicami, w tym przez utworzenie formuły tzw. anonimowej skrzynki na sygnały[12]

Zalecone działania dyrektorzy mieli przeprowadzić do końca maja 2019 r., a kontrole ich realizacji miały się zacząć w czerwcu tego samego roku. W naturalny sposób pojawia się pytanie, jak i według jakich ujednoliconych procedur przeszkolić personel około 43 tysięcy szkół i przedszkoli w Polsce w ciągu dwóch tygodni. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że nawet tak błahy element jak system alarmowania o zagrożeniach w szkole nie jest ujednolicony, to jasno widać, że dokument nie miał na celu realnego podniesienia poziomu bezpieczeństwa w szkołach, a tylko zabezpieczenie się przed zarzutami mediów o brak reakcji.

 Zamach w Szkole Podstawowej nr 1 w Brześciu Kujawskim, 27 maja 2019 r.

27 maja 2019 r. około godz. 10 Marek N., 18-letni były uczeń szkoły, pojawił się na drugim piętrze jednego z segmentów szkoły. Prawdopodobnie wszedł przez okno między łącznikiem a halą sportową. Do jednej z sal lekcyjnych, która była otwarta, wrzucił ładunek wybuchowy – plastikową butelkę wypełnioną czarnym prochem z przymocowaną do niej petardą. Butelka wpadła do klasy i zatrzymała się pomiędzy tornistrami, dzięki czemu eksplozja skierowała cały strumień prochu i powietrza w stronę szafy. W wyniku eksplozji zapaliła się leżąca na tornistrze koszulka jednego z uczniów. Eksplozja ogłuszyła uczniów. Woźna, która znajdowała się piętro niżej i usłyszała hałas, pobiegła na górę, myśląc, że spadła jedna z lamp na holu. Gdy napastnik ją zauważył, oddał do niej dwa strzały z rewolweru czarnoprochowego. Lekko ranna kobieta zsunęła się po schodach w dół. Na parterze jedna z nauczycielek zabrała woźną do sali lekcyjnej, po czym zamknęła drzwi na klucz i dodatkowo razem z uczniami zabarykadowała je ławkami[13].

Nauczyciel z sali, w której miała miejsce eksplozja, podjął decyzję o natychmiastowej ewakuacji klasy do toalety z zamiarem zabarykadowania się. W czasie ewakuacji czwórka 12-letnich uczniów w panice odłączyła się od grupy i zaczęła zbiegać klatką schodową w dół. Napastnik, który cały czas znajdował się w pobliżu, oddał trzy strzały do biegnących po schodach dzieci i trzykrotnie postrzelił dziewczynkę, która biegła jako ostatnia. Mimo odniesionych ran dziewczynka dobiegła do wychowawczyni na parterze[14]. Według oświadczenia jej ojca, jedna z kul przeszła przez obojczyk na wylot, druga trafiła ją w plecy niecały centymetr od rdzenia kręgowego, trzecia trafiła w brzuch i drasnęła nerkę[15].

Woźny w czasie ataku znajdował się w piwnicy; usłyszał wybuch, ale myślał, że to spadła lampa. Pobiegł na górę, na pierwszym piętrze dowiedział się, co się stało, powoli wchodził na drugie piętro, kiedy napastnik rzucił w jego kierunku drugi ładunek wybuchowy własnej konstrukcji. Ładunek eksplodował, a jego element rozbił jarzeniówkę[16].

Woźny później wspominał: „Wbiegłem tam po schodach, patrzę, a na korytarzu stoi jakiś typ w kominiarce. Był ubrany na czarno, miał plecak, z którego wystawała maczeta i pałki, a w rękach trzymał rewolwer i telefon. Był wyraźnie zaskoczony, że się go nie boję”[17]. Przez chwilę było cicho, więc woźny postanowił powoli wejść na górę, obserwując napastnika. W tym czasie napastnik stał przy oknie, na podłodze leżał plecak z ładunkami. Woźny zaczął rozmawiać z zamachowcem. Chłopak zaczął wykonywać polecenia woźnego: zdjął pasek od spodni, buty, położył się na podłodze. Następnie woźny go przeszukał, wykręcił mu ręce i sprowadził na dół; oczy napastnika były zamglone, był jakby nieobecny. W plecaku znajdowały się jeszcze trzy ładunki – były tak silne, że w trakcie kontrolowanej eksplozji powstałaby kula ognia o średnicy około 30 metrów[18].

Po wybuchu pierwszego ładunku wszystkie dzieci w budynku, szczególnie na drugim piętrze, zabarykadowały się w salach, zamykając drzwi na klucz i zastawiając je ławkami oraz krzesłami. Zostały zabarykadowane wszystkie sale lekcyjne, ponieważ szkoła miała procedury na wypadek aktywnego strzelca. Szkolenie i procedury zostały wprowadzone w trakcie realizacji projektu MEN „Bezpieczna szkoła, bezpieczna przyszłość”. Prawdopodobnie brak paniki i krzyków oraz puste korytarze sprawiły, że napastnik nie wiedział, co ma robić, w konsekwencji poddał się woźnemu i został zatrzymany przez policję. Rzeczywistość i plany napastnika znacznie rozminęły się z jego oczekiwaniami[19]. Reszta szkoły została ewakuowana. Po ewakuacji dzieci pozostawały w rejonie zdarzenia, a na miejsce przyjeżdżały kolejne pojazdy służb ratowniczych, lotnicze pogotowie ratunkowe i policja[20].

Po zdarzeniu próby otwarcia zabarykadowanych drzwi w salach lekcyjnych przez dyrektorkę początkowo nie przynosiły rezultatu. Uczniowie, a przede wszystkim nauczyciele zachowali zimną krew, nie było paniki czy przerażenia. Po około 9–10 minutach przyjechała policja, następnie pogotowie[21].

W czasie ewakuacji szkoły stwierdzono brak jednego dziecka, jak się później okazało, zostało zabrane bez wiedzy szkoły przez starszą siostrę. Po ewakuacji policja nie pozwoliła wrócić nikomu do szkoły, ponieważ budynek musiał zostać sprawdzony. Odbyło się spotkanie z psychologami, policją i burmistrzem[22].

Po zdarzeniu Prokuratura Okręgowa we Włocławku prowadziła czynności w kierunku ustalenia, czy doszło do popełnienia przestępstwa usiłowania zabójstwa wielu osób przy użyciu materiałów wybuchowych. Zamachowiec po zatrzymaniu przyznał się, że chciał zabić wiele osób. Trzy dni przed zdarzeniem na portalu społecznościowym pod jednym z jego zdjęć pojawił się komentarz: „To zdjęcie sprawia, że myślę o strzelaninie w szkole i ludobójstwie w Polsce”. Marek N. odpowiedział: „To dobre”. Materiały wybuchowe miał konstruować niedaleko domu. Po zamachu został zatrzymany na trzy miesiące w areszcie śledczym w Szczecinie. Za dokonanie zamachu grozi mu dożywocie[23].

Napastnik to były uczeń tej szkoły. W szkole podstawowej nie sprawiał żadnych problemów, jednak rozwód rodziców był początkiem jego problemów. Sąsiedzi opisywali go jako spokojnego i zamkniętego w sobie chłopaka. W gimnazjum był zamknięty w sobie, podobno na własne życzenie został przez kolegów pobity, co zostało nagrane telefonem komórkowym. Miał pięć prób samobójczych, z czego dwie w gimnazjum. Po drugiej próbie zgłoszonej na policję znalazł się w szpitalu psychiatrycznym, potem eksternistycznie zdał egzaminy gimnazjalne. Po ukończeniu gimnazjum podobno zapisał się do szkoły budowlanej, ale prawie natychmiast ją porzucił i znowu trafił do szpitala psychiatrycznego. W sumie w szpitalu psychiatrycznym był hospitalizowany przynajmniej osiem razy. Rok przed zamachem w rejonie szkolnego placu zabaw gonił dzieci, mając w ręku duży nóż lub maczetę. Rzucił się także na uczennicę ze słowami, że najpierw musi zabić, żeby zabić siebie[24]. Marek N. był znany mieszkańcom Brześcia Kujawskiego, ponieważ już wcześniej stwarzał zagrożenie i leczył się psychiatrycznie. Prawdopodobnie ze względu na pełnoletność leczenie zostało przerwane.

Według interweniujących w czasie ataku na szkołę policjantów, ewidentnie było widać, że chce, aby policja zrobiła mu krzywdę. Matka stwierdziła, że jej syn chce umrzeć, ale nie wie, jak to zrobić. Syn uważa, że nie nadaje się na ten świat i ma schizofrenię paranoidalną[25]. Ostatecznie w 2022 r. sprawca zamachu został skazany na 25 lat więzienia.

Warszawa-Praga, styczeń 2020 r.

Jednym z bardziej niebezpiecznych wydarzeń była sytuacja w szkole średniej na warszawskiej Pradze. W nocy z 30 na 31 stycznia 2020 r. czterech nastolatków w wieku od 15 do 17 lat, pochodzących z Warszawy i okolic, zostało aresztowanych w związku z podejrzeniem planowania zamachu bombowego na jedną z warszawskich szkół średnich na terenie Warszawy-Pragi. Zatrzymani byli uczniami jednego z praskich techników. Wobec dwóch zatrzymanych zastosowano środki zapobiegawcze, jeden został umieszczony w młodzieżowym ośrodku wychowawczym, a kolejny został objęty dozorem kuratora. Czynności w sprawie prowadzone są w kierunku art. 171 kk – wytwarzania lub obrotu substancjami, materiałami i urządzeniami niebezpiecznymi, za co grozi od sześciu do ośmiu lat więzienia. Nastolatkowie zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw Komendy Stołecznej Policji[26].

Powodem ataku miała być chęć zemsty na rówieśnikach za znęcanie się. Potencjalni zamachowcy, przygotowując się do zamachu, inspirowali się masakrą z Columbine High School. Chcieli bardzo wiernie naśladować Erica Harrisa i Dylana Klebolda, kupili nawet podobne ubrania. Jeden z zatrzymanych nazwał swój profil w mediach społecznościowych „Eric Harris”. Zatrzymani uczniowie chcieli zdetonować przygotowane przez siebie ładunki wybuchowe. Przepis na konstrukcję tzw. bomby rurowej znaleźli w internecie. Kupili niezbędne składniki, w tym saletrę i siarkę. Zdołali przygotować trzy ładunki, które zdetonowali w lesie w Rembertowie. Jeden z trzech testowanych ładunków spełnił oczekiwania zamachowców, natomiast dwa uległy spaleniu. Na podstawie testów zdobyli wiedzę, jak skutecznie przygotować ładunek wybuchowy.

Zatrzymanie nastolatków było raczej szczęśliwym zbiegiem okoliczności i miało związek ze sprawą 14-latka z Chełma na Lubelszczyźnie. Został on zatrzymany pod koniec stycznia 2020 r. w związku z zabójstwem macochy i usiłowaniem zabójstwa jej syna. Zabójca zadał kobiecie wiele ciosów nożem, natomiast chłopca uderzył młotkiem. Następnie ruszył do miasta z ociekającym krwią nożem i młotkiem w ręce. Wszedł do domu kultury, w którym kończył się spektakl, ale został przegnany przez ochronę. W tym przypadku nastolatek inspirował się zabójcami, w tym m.in. Zuzanną M. z Rakowisk[27]. Jemu także imponowali zamachowcy z Columbine. Dzień przed morderstwem opublikował w sieci informację zapowiadającą zbrodnię. Po zatrzymaniu chłopaka policjanci sprawdzili jego komputer, gdzie natrafili na forum, na którym wymieniał się opiniami z osobami o podobnych poglądach. W wyniku analizy zawartych tam informacji ustalono, że nastolatek z Chełma kontaktował się z uczniami technikum z Warszawy. Na podstawie numerów IP i adresów ustalono dane nastolatków z Warszawy. Śledztwo w sprawie nastolatków prowadziła Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Południe. Prawdopodobnie śledczy nie mają wystarczających dowodów na postawienie zarzutu planowania zamachów w szkole i dlatego podstawą ma być artykuł kodeksu karnego mówiący o wyrabianiu, posiadaniu i obrocie materiałami niebezpiecznymi[28].

Ciekawe jest to, że według oficjalnych komunikatów rzecznika prasowego władz Pragi Południe Andrzeja Opala, „zatrzymani przez policję uczniowie ani ich rodzice nigdy nie sygnalizowali problemów, które mogłyby skutkować podjęciem przez młodych ludzi tak nierozsądnych i skrajnie niebezpiecznych decyzji”. Uczniowie pierwszej klasy byli oceniani jako zdyscyplinowani, zdolni i spokojni, jeden z nich miał nawet brać udział w konkursie fizycznym. Z informacji przekazanych przez dyrekcję szkoły wynika, że zarówno psycholog szkolny, pedagog, jak i dyrekcja nie otrzymywali żadnych informacji na temat symptomów wskazujących na problemy dotyczące tych młodych ludzi.

W dniach 29 stycznia i 5 lutego w Dzielnicowym Biurze Finansów Oświaty przy ul. Grochowskiej 262 odbyły się szkolenia dla dyrektorów placówek oświatowych w dzielnicy Praga Południe w zakresie realizacji procedur związanych z informacją o podłożeniu ładunku wybuchowego, sprawdzeniem pirotechnicznym obiektu, wystąpieniem sytuacji kryzysowych, współpracy służb i podziału kompetencji. Omówiono także zasady dokonywania zgłoszeń na numer alarmowy 112 oraz działalność Centrum Powiadamiania Ratunkowego[29]. Niestety większość tych szkoleń jest bezużyteczna na wypadek wtargnięcia do szkoły tzw. aktywnego strzelca, a dodatkowo obejmowały one tylko dyrektorów placówek oświatowych.

Poza, wspomnianymi trzema wydarzeniami, w wielu szkołach występuje wiele sytuacji niebezpiecznych, które często tylko przypadkiem nie kończą się tragicznie. Obserwując trendy, związane ze wzrostem przemocy w polskich szkołach, należy założyć, że sytuacja bezpieczeństwa w polskich placówkach oświatowych będzie się cały czas pogarszać.


[1] W trakcie zamachu w 1999 r. dwóch uczniów zamordowało 12 uczniów szkoły, do której uczęszczali. Pierwotnie planowali zamordować setki uczniów i pracowników szkoły. 

[2] Zabójstwo ucznia w szkole w Warszawie. Miesiąc przed śmiercią Kuba był więziony i pobity, „Wprost”, 23.05.2019 r., https://www.wprost.pl/kraj/10219310/zabojstwo-ucznia-w-szkole-w-warszawie-miesiac-przed-smiercia-kuba-byl-wieziony-i-pobity.html, dostęp: 9.02.2020 r.

[3] K. Bogdańska, Warszawa. Dramat w szkole w Wawrze. Szokujące relacje uczniów, wp.pl, 14.05.2019 r., https://wiadomosci.wp.pl/warszawa-dramat-w-szkole-w-wawrze-szokujace-relacje-uczniow-6380785515136641a, dostęp: 9.02.2020 r.

[4] Zabójstwo w szkole w Wawrze. 15-letni Emil B. trafił do aresztu. Nie przyznał się do zadźgania kolegi, „Metrowawarszawa.gazeta.pl”, 31.10.2019 r., https://metrowarszawa.gazeta.pl/metrowarszawa/7,141637,25367979,zabojstwo-w-szkole-w-wawrze-15-letni-emil-b-trafil-do-aresztu.html, dostęp: 5.08.2020 r.

[5] Zabójstwo w szkole w Wawrze. 15-letni Emil B. będzie odpowiadał, jak dorosły, Polsat News, 9.10.2019 r., https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2019-10-09/zabojstwo-w-szkole-w-wawrze-emil-b-bedzie-odpowiadal-jak-dorosly/, dostęp: 5.08.2020 r.

[6] Zabójstwo w szkole w Wawrze. Ruszył proces w sprawie Emila B., RDC, 12.03.2020 r., https://www.rdc.pl/informacje/dzis-ruszyl-proces-przeciwko-emilowi-b-15-latek-mial-ranic-smiertelnie-kolege-w-szkole-w-wawrze/, dostęp: 5.08.2020 r.

[7] Tamże.

[8] K. Bogdańska, Warszawa. Dramat w szkole…

[9] Zabójstwo w szkole w Wawrze. 15-letni Emil B. trafił do aresztu…

[10] K. Ziółkowska, Emil B. stanie przed sądem. Co z nastolatkami, którzy mieli „podżegać do zabójstwa”?, TVN 24, 12.03.2020 r.,

https://tvn24.pl/tvnwarszawa/wawer/warszawa-wawer-w-czwartek-proces-emila-b-co-z-pozostalymi-zatrzymanymi-4345651, dostęp: 06.08.2020 r.

[11] Szokujący ciąg dalszy zabójstwa w Wawrze. Emil B. zadźgał Kubę w szkole. Teraz jego ojciec też zaatakował nożem przed tą szkołą! se.pl, 30.07.2020 r., https://www.se.pl/warszawa/warszawa-emil-b-zadzgal-kube-teraz-jego-ojciec-zaatakowal-nozem-aa-1WH8-tB1c-5MvV.html, dostęp: 6.08.2020 r.

[12] Komunikat do dyrektorów szkół i placówek objętych nadzorem pedagogicznym Lubuskiego Kuratora Oświaty, 14.05.2019 r., http://ko-gorzow.edu.pl/komunikat-do-dyrektorow-szkol-i-placowek-objetych-nadzorem-pedagogicznym-lubuskiego-kuratora-oswiaty/, dostęp: 19.09.2020 r.

[13] Ustalenia własne autora.

[14] Ustalenia własne autora.

[15] Strzelanina w szkole w Brześciu Kujawskim. Kula przeszła centymetr od rdzenia 11-letniej Oliwii, Polsat News, 30.05.2019 r., https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2019-05-30/strzelanina-w-szkole-w-brzesciu-kula-przeszla-centymetr-od-rdzenia-11-letniej-oliwii/, dostęp: 4.08.2020 r.

[16] Ustalenia własne autora.

[17] M. Pietraszewski, „Był zaskoczony, że się go nie boję. Działałem jak w transie”. Woźny z Brześcia Kujawskiego ujawnia, jak powstrzymał sprawcę, Radio Zet, 30.05.2019 r., https://wiadomosci.radiozet.pl/Polska/Brzesc-Kujawski.-Strzelanina-w-szkole.-Wozny-ujawnia-jak-powstrzymal-sprawce, dostęp: 4.08.2020 r.

[18] Ustalenia własne autora.

[19] Materiały własne. Autor, wspólnie z innymi trenerami, miał okazję prowadzić szkolenie w Szkole Podstawowej nr 1 w Brześciu Kujawskim w ramach projektu finansowanego przez MEN „Bezpieczna szkoła, bezpieczna przyszłość”, realizowanego przez Karkonoski Sejmik Osób Niepełnosprawnych.

[20] K. Kaługa, Strzelanina w szkole w Brześciu Kujawskim. Wśród rannych 11-letnia uczennica, RMF 24, 27.05.2019 r., https://www.rmf24.pl/fakty/news-strzelanina-w-szkole-w-brzesciu-kujawskim-wsrod-rannych-11-l,nId,3012822, dostęp: 4.08.2020 r.

[21] Ustalenia własne autora.

[22] Ustalenia własne autora.

[23] Strzelanina w szkole w Brześciu Kujawskim…

[24] Tamże.

[25] Ustalenia własne autora

[26] Warszawa: grupa nastolatków mogła planować zamach…

[27] O Zuzannie M. zrobiło się głośno za sprawą szokującego mordu, jakiego dopuściła się wraz z partnerem Kamilem N. na rodzicach chłopaka. W grudniu 2014 r. młodzi kochankowie zakradli się do domu małżonków i zaatakowali ich podczas snu. J. Szydłowski, Morderstwo w Rakowiskach. „Mama Kamila płakała. Mówiła, że zmienia się pod wpływem Zuzanny”, „Dziennik Wschodni”, 15.09.2015 r., https://www.dziennikwschodni.pl/lublin/morderstwo-w-rakowiskach-mama-kamila-plakala-mowila-ze-zmienia-sie-pod-wplywem-zuzanny,n,1000167600.html, dostęp: 29.12.2020 r.

[28] K. Zasada, To miało być polskie Columbine. Znamy szczegóły planu niedoszłego zamachu w warszawskim technikum, RMF24.pl, 5.02.2020 r., https://www.rmf24.pl/fakty/news-to-mialo-byc-polskie-columbine-znamy-szczegoly-planu-niedosz,nId,4307829, 05.02.2020 r.; także: M. Bereza, Nastolatkowie planowali zamach w szkole? „Inspirowali się sprawcami z Ameryki”, Radio Zet, 3.02.2020 r., https://wiadomosci.radiozet.pl/Polska/Warszawa/Warszawa-Nastolatkowie-mogli-planowac-zamach-w-jednej-ze-szkol-Zostali-zatrzymani, dostęp: 03.02.2020 r.

[29] Mieli planować zamach w szkole, bo czuli się szykanowani. „Nigdy nie sygnalizowali problemów”, TVN 24, 06.02.2020 r., https://tvn24.pl/tvnwarszawa/najnowsze/warszawa-oswiadczenie-wladz-pragi-poludnie-w-sprawie-nastolatkow-oskarzonych-o-zamach-3808973, 16.03.2020 r.; także: Oświadczenie Zarządu Dzielnicy Praga-Południe m.st. Warszawy, 06.02.2020 r., https://www.pragapld.waw.pl/oswiadczenie-zarzadu-dzielnicy-praga-poludnie-m.st.-warszawy.html#start, dostęp: 16.03.2020 r.

Opracował: dr Krzysztof Danielewicz

Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

W szkołach na całym świecie, co roku dochodzi do wielu tragicznych zdarzeń, z których część kończy się ofiarami wśród uczniów i pracowników szkół. W każdym przypadku, krótko po zamachu, wywołują one w społeczeństwach dyskusję na temat poziomu bezpieczeństwa w szkołach oraz zwiększoną aktywność w zakresie wprowadzania procedur bezpieczeństwa i ich trenowania. Często firmy szkoleniowe zajmujące się tą tematyką, próbują przenosić na grunt szkolny rozwiązania wypracowane w odmiennych warunkach środowiskowych. Często takie szkolenia są dolewaniem benzyny do ognia i kończą się traumą dla szkolonych i zarzutami karnymi dla prowadzących szkolenia czy osób odpowiedzialnych za szkoły. Placówki oświatowe to bardzo specyficzne środowisko, które należy rozumieć, aby skutecznie i bez stresu wprowadzać pewne rozwiązania. Poniżej kilka przykładów złych praktyk oraz wnioski w tym zakresie.

Błędy szkoleniowe w polskich placówkach oświatowych

Symulowany atak zamach terrorystyczny – Zespół Szkół nr 3 w Pabianicach, 13 czerwca 2019 r.

W odpowiedzi na zdarzające się coraz częściej skrajnie niebezpieczne sytuacje w polskich szkołach część dyrektorów podjęła starania o przygotowanie swoich placówek na ewentualność wystąpienia takich sytuacji. Niestety w związku z brakiem rzetelnych analiz na temat samych zagrożeń i przebiegu zamachów, proponowane szkolenia i sposób ich prowadzenia są źródłem stresu o poziomie podobnym do występującego w czasie realnej sytuacji kryzysowej. Bardzo często są one prowadzone na wypadek zagrożenia, którego szanse zaistnienia są minimalne.

Klasycznym źle przeprowadzonym szkoleniem z zakresu procedur bezpieczeństwa było szkolenie zrealizowane 13 czerwca 2019 r. w Zespole Szkół nr 3 w Pabianicach. Po wcześniejszych uzgodnieniach z dyrektorką szkoły, wtargnęło tam dwóch zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn, którzy symulowali sytuację zakładniczą[1]. Mężczyźni mieli na sobie mundury, tzw. arafatki i kamizelki kuloodporne. Napastnicy strzelali ślepą, jak się później okazało, amunicją. Jeden z „terrorystów” wrzasnął: „Padnij! Załóż ręce na szyję! Wchodź pod stół”. Drugi krzyczał: „Wszyscy pod stoły! Ręce na szyję!”. Sparaliżowani strachem nauczyciele leżeli pod stolikami. „Terroryści” mieli też krzyczeć: „Odłożyć telefony!”[2]. W tym czasie w szkole nie było już dzieci i odbywała się rada pedagogiczna związana z zakończeniem roku szkolnego. „Napastnicy” wtargnęli do sali, w której zebrało się około 40 nauczycieli. Krzyczeli do zdezorientowanych i przerażonych nauczycieli oraz strzelali z broni hukowej. Poza dyrektorką szkoły nikt nie miał pojęcia, że są to tylko ćwiczenia. Sytuacja trwała kilkadziesiąt sekund, w czasie których nauczyciele byli pewni, że stali się ofiarami ataku terrorystycznego. W konsekwencji jedna osoba zemdlała, a ktoś innych zadzwonił na policję z informacją o strzelaninie. Po chwili do sali wpadło dwóch innych mężczyzn, którzy grali policjantów i obezwładnili swoich poprzedników. Dyrektorka szkoły oświadczyła, że scenariusz ćwiczeń zakładał zaskoczenie i po pierwszym szoku później wszystko odbywało się normalnie. Podkreśliła także, że kilka miesięcy wcześniej otrzymała polecenie z kuratorium oświaty, aby przeprowadzić w placówce szkolenie mające przygotować pracowników na ewentualne zagrożenie. Do przeprowadzenia szkolenia została wybrana firma, która podobne szkolenia realizowała wcześniej w innych szkołach[3].

Dyrektorka szkoły zapewniła, że nauczycielom nic złego się nie stało. Przyznała jednak, że mogli być wystraszeni, ale – jak mówiła – „sytuacje kryzysowe mają to do siebie, że jest to mnóstwo różnych przypadków, które mogą się zdarzyć w szkole, i tak naprawdę element zaskoczenia jest tak istotny, żeby potrafić się w tym odnaleźć”. Podkreśliła, że po tym, co działo się w innych miastach, usłyszała, że powinno się takie procedury przećwiczyć. Jak mówiła, nawet w materiałach ministerialnych opisano przeróżne procedury w kilkudziesięciu sytuacjach. Z kolei prezes Fundacji SPAP (Fundacja Byłych Funkcjonariuszy Policyjnych Pododdziałów Antyterrorystycznych) Tomasz Łuczak stwierdził, że „musi być element zaskoczenia, bo tak to nie ma sensu takie szkolenie. Bo jeżeli przyjdzie ktoś zły, to nie będzie informował, że wejdzie do szkoły” – powiedział. Według niego, szkolenia fundacji mają w realny sposób pokazywać, jak się zachowujemy i jak powinniśmy się zachować w razie zagrożenia. Łuczak podkreślił, że takie szkolenia fundacja prowadzi od półtora roku w wielu szkołach, zawsze wyglądały podobnie i nigdy nie było problemu[4]. Wypowiedź ta świadczy o braku znajomości specyfiki szkoły oraz metodyki prowadzenia tego typu szkoleń. Najpierw powinny być prowadzone treningi kształtujące nawyki, a dopiero później symulacje. Podobne błędy popełniane są także w Stanach Zjednoczonych, o czym będzie szczegółowo w dalszych fragmentach książki.

Łódzki kurator oświaty Grzegorz Wierzchowski przyznał, że po zdarzeniu w szkole w warszawskim Wawrze dyrektorzy placówek oświatowych w kraju zostali zobowiązani do podjęcia działań, które mają zwiększyć bezpieczeństwo fizyczne uczniów przebywających w szkołach. „Nie wiem jeszcze, czy to szkolenie było bezpośrednio związane z tym zadaniem, czy też wynikało z planu szkoleń w tej szkole. Będziemy ten przypadek wyjaśniać, bo nie zobowiązywaliśmy nikogo do przeprowadzania szkoleń antyterrorystycznych z wykorzystaniem broni palnej czy innej. Będziemy wyjaśniać, skąd pomysł akurat takiego szkolenia” – zapewnił Wierzchowski[5]. Oświadczył też, że sposób przeprowadzenia ćwiczenia w Pabianicach będzie sprawdzony, ponieważ to na dyrektorze szkoły spoczywa odpowiedzialność za efektywność i bezpieczeństwo takich ćwiczeń[6].

Policja w Pabianicach po otrzymaniu zgłoszenia o strzelaninie w szkole natychmiast wysłała patrol, na szczęście sytuacja się wyjaśniła, zanim podjęto interwencję. W związku z tym, że policja nie miała żadnej informacji ze szkoły o planowych ćwiczeniach, sytuacja mogła zakończyć się tragedią[7].

Symulowany atak terrorystyczny – Szkoła Podstawowa nr 3 w Barczewie, 14 listopada 2019 r.

Kolejnym źle przeprowadzonym szkoleniem były ćwiczenia zrealizowane 14 listopada 2019 r. w Szkole Podstawowej nr 3 w Barczewie niedaleko Olsztyna. W tym dniu, po wcześniejszym porozumieniu z dyrektorką szkoły, do budynku weszła grupa umundurowanych i uzbrojonych w atrapy mężczyzn symulujących atak terrorystyczny. Były to osoby specjalizujące się w szkoleniach z samoobrony i walce wręcz[8].

W obiektach Szkoły Podstawowej nr 3 (Zespołu Szkół) w Barczewie znajdowało się przedszkole, szkoła podstawowa i liceum. Na parterze uczyły się dzieci klas IV–VII i licealiści, natomiast na piętrze klasy I–III. „Napastnicy” byli ubrani w kominiarki, moro i mieli broń w ręku. Do budynku wrzucono petardy hukowe, użyto także broni hukowej. Według świadków, część dzieci była przerażona. Akcja trwała 8–10 minut, mężczyźni weszli do szkoły po umówionych pięciu dzwonkach ogłaszających alarm, po których uczniowie mieli zamknąć wszystkie drzwi do sal na klucz. Po odpaleniu petard sprawdzono zamknięcie sal lekcyjnych – niektóre były otwarte. Po około 10 minutach wchodzono do sal i tłumaczono uczniom, co to była za akcja i skąd pochodził hałas. Według szefa firmy, część przedszkolna była zamknięta, a „napastnicy” poruszali się tylko na parterze. Dodał także, że nie miał świadomości, że uczniowie nie zostali wcześniej poinformowani ani przeszkoleni, jak się zachować w takiej sytuacji[9].

W czasie ataku uczniowie siedzieli w ławkach, a z korytarzy dobiegały odgłosy strzałów z broni palnej i męskie krzyki. Jeden z nauczycieli wyjrzał na korytarz i natychmiast zamknął drzwi do sali na klucz, jednocześnie uspokajając dzieci. Niestety 10-letni uczeń dostał ataku paniki i były problemy z jego uspokojeniem, inni uczniowie dopytywali nauczyciela, czy na pewno są bezpieczne. W innej sali uczeń nie wytrzymał napięcia i wyskoczył przez okno, na szczęście zajęcia odbywały się na parterze i nic mu się nie stało. Następnie przeskoczył przez płot i uciekał przed siebie. Nikt nie wiedział, co się stało. Część dzieci pomimo późniejszego wyjaśnienia sytuacji miała duże problemy z opanowaniem nerwów. W wyniku tego wydarzenia dzieciom trzeba było zapewnić pomoc psychologiczną, której szkoła nie miała i musiała kontaktować się z poradnią[10].

W związku z tą sytuacją, w porozumieniu z kuratorium, burmistrz Barczewa odwołał dyrektorkę szkoły, która na krótko przed symulacją ataku została wyróżniona dyplomem w Ogólnopolskim Konkursie Super Dyrektor 2019 r.[11] Burmistrz miasta w uzasadnieniu decyzji o odwołaniu dyrektorki napisał: „Przed szkoleniem zabrakło pogadanek, filmów, odpowiedniego przygotowania merytorycznego oraz informacji, że będzie przeprowadzona symulacja ataku terrorystycznego”[12].

Odwołanie dyrektorki szkoły w porozumieniu z kuratorium brzmi bardzo ciekawie, szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę odpowiedź, która nadeszła z kuratorium na pytanie dziennikarzy. „Jolanta Kuropatwa, łódzki wicekurator oświaty, przekazała, że organizowanie w szkole ćwiczeń antyterrorystycznych »nie należy do zadań przypisanych urzędowi kuratora oświaty«. Wszelkie szkolenia z tej tematyki są działaniami własnymi szkoły i mają charakter dobrowolny. Kwestie organizacyjne szkolenia winni uzgadniać dyrektorzy szkół z organem prowadzącym oraz podmiotem realizującym szkolenie – dodała Kuropatwa”[13].

W późniejszym czasie odwołana dyrektorka szkoły napisała w mediach społecznościowych, że czuje się zlinczowana na podstawie domysłów i półprawd, jakie pojawiły się w mediach. O zaplanowanym szkoleniu wiedział burmistrz oraz miejscowa policja. Według niej, nie zrobili nic, aby poznać szczegóły ćwiczenia i ewentualnie doradzić. Także policja był bierna, nie wysyłając nawet patrolu. Dyrektorka napisała także, że nie jest prawdą, iż w miasteczku nie może dojść do niebezpiecznych sytuacji. Zdarzają się ataki osób niezrównoważonych, a w mieście znajduje się także zakład karny[14]. Tłumaczyła też, że prawo nakłada na nią obowiązek prowadzenia tego typu ćwiczeń dotyczących reagowania na wypadek pożaru, alarmu bombowego czy działań terrorystycznych. W przeciwnym razie, gdyby coś się wydarzyło, rodzice mieliby do niej pretensje, że dzieci nie były przygotowane. Burmistrz z kolei podkreślił, że do zespołu szkół chodzą dzieci wymagające szczególnej atencji ze strony szkoły. Dyrektorka nie uwzględniła ich potrzeb, nie określiła ich stanu psychofizycznego i nie była w stanie ocenić, jak zareagują dzieci ze spektrum autyzmu i zespołem Aspergera. Dodatkowo nie zapewniła dzieciom opieki pedagogicznej i psychologicznej dzień po symulacji[15].

Pomimo wcześniejszych informacji, że policja nie wiedziała o planowanych ćwiczeniach, Komenda Miejska Policji w Olsztynie wydała oświadczenie, że 8 listopada 2019 r. do komendanta Komisariatu Policji w Barczewie wpłynęło pismo informujące o planowanych ćwiczeniach z udziałem pozorantów. Jednak zaprzeczono, aby w piśmie zwrócono się do policjantów z prośbą o udział w ćwiczeniach lub konsultacje w tej sprawie[16]. Policja po zdarzeniu nie prowadziła w tej sprawie żadnych czynności, uznając, że nie doszło do narażenia życia lub zdrowia dzieci. Tłumaczenie policji brzmi w tej sytuacji mało poważnie i nieprofesjonalnie i tylko ujawnia brak wiedzy policji na temat procedur postępowania w tego typu sytuacjach. Niektórzy nauczyciele w Barczewie mówią, że do ich szkoły przychodzą młodzi policjanci ze szkoleniami na temat zachowania się w sytuacji, gdy do szkoły wtargną terroryści, jednak w trakcie tych szkoleń często padają stwierdzenia, że gdy przyjdą terroryści, to i tak nikt nie ma szans, a resztę będzie widać na filmie. Często jest tu używane słowo „terrorysta”[17]. Ciekawe jest także to, że w trakcie wyjaśniania sprawy okazało się, że dyrektor szkoły nie ma prawnego obowiązku uprzedzenia służb o tym, że w placówce będą się odbywały tego typu ćwiczenia[18].

Z kolei pismo na temat planowanej symulacji wpłynęło do Urzędu Miasta i Gminy w Barczewie 8 listopada, jednak nie były podane w nim szczegóły. Według urzędników, należało najpierw przygotować uczniów i nauczycieli, a dopiero później przeprowadzić symulację ataku terrorystycznego. Część dzieci jeszcze kilka dni po zdarzeniu nie mogła się uspokoić, część nie chciała chodzić do szkoły czy wziąć udziału w wycieczce do kina w obawie przed terrorystami. Później w czasie zebrania komisji oświaty dyrektorka szkoły mówiła, że dzieci płakały, jednak one zawsze płaczą, nawet w czasie alarmów przeciwpożarowych[19].

W związku z tą sytuacją Prokuratura Rejonowa Olsztyn-Północ wszczęła śledztwo w sprawie pozorowanego ataku terrorystycznego zorganizowanego w szkole w Barczewie. Śledczy mieli wyjaśnić, czy dyrektorka placówki i policjanci z miejscowego komisariatu dopełnili obowiązków przy zapewnieniu bezpieczeństwa uczniom. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków wynikających z ustawy Prawo oświatowe przez dyrekcję Zespołu Szkół w Barczewie. W trakcie pozorowanego zamachu terrorystycznego użyto atrap broni w sposób niezapewniający bezpieczeństwa przebywających w szkole uczniów i negatywnie oddziałujący na ich kondycję psychiczną. W ocenie śledczych, stanowiło to działanie na szkodę interesu prywatnego uczniów tej szkoły oraz interesu publicznego. Taki czyn zagrożony jest karą do trzech lat więzienia. Zawiadomienie do prokuratury złożył burmistrz Barczewa[20].

Po zdarzeniu rodzice na profilu szkoły pisali, że ich dzieci i ich koledzy byli przerażeni. O ile rozumiano konieczność prowadzenia takich szkoleń, to już sam sposób realizacji, w tym użycie petard czy atrap broni, są nie do przyjęcia i do niczego nie prowadzą[21].

Szkolne procedury bezpieczeństwa – teoria oraz system szkolenia

Od lat toczy się wiele dyskusji o tym, jakie procedury w zakresie bezpieczeństwa fizycznego powinny mieć placówki oświatowe. W zależności od kraju, sytuacja jest zróżnicowana. W Stanach Zjednoczonych do 1999 r. tradycyjnie prowadzono tylko treningi związane z warunkami atmosferycznymi czy wybuchem pożaru.

Samo masowe szkolenie procedur nie jest niczym nowym w USA. W latach 50. XX wieku uczono społeczeństwo amerykańskie zachowań w przypadku ataku jądrowego. Nazywano je duck-and-cover drill, a polegały one na tym, aby błyskawicznie położyć się na ziemi lub uklęknąć i zakryć głowę lub schować się pod stół. Symbolem tych szkoleń był żółw, który chowa się cały do pancerza w sytuacji zagrożenia. Trenowano także sposób zachowania w przypadku trzęsienia ziemi czy tornado[22].

Nowością, szczególnie po zamachu w Columbine, jest procedura, która ma przygotować szkołę na wypadek wtargnięcia do szkoły osoby z niebezpiecznym narzędziem: bronią strzelecką, nożem czy siekierą, zwana potocznie w USA pod nazwą lockdown drill, procedura zamknięcia. Nawet po zamachu w Columbine w dalszym ciągu występują pewne różnice w podejściu do trenowania procedur. O ile sama procedura lockdown drill w większości szkół amerykańskich jest trenowana w sposób bardzo podobny, to już jej częstotliwość czy metodyka treningów jest różna, w zależności od stanu. W niektórych stanach poza ćwiczeniami ewakuacji prowadzi się przynajmniej raz do roku trening procedury Azyl. Do niektórych szkół w związku z treningami napływają skargi od rodziców, którzy skarżą się na traumę przeżywaną przez dzieci. Jednym z elementów zmiennych jest fakt, że w przypadku niektórych treningów angażowani są lokalni stróże prawa[23].

Ta sama procedura w Polsce funkcjonuje, jak już wcześniej wspomniano, pod nazwą Azyl. Bez względu na nazwę, procedura ma na celu błyskawiczne odcięcie napastnika od dostępu do potencjalnych ofiar. W niektórych szkołach amerykańskich do momentu ataku na Columbine High School nigdy nie trenowano procedury lockdown drill. Powstało nawet określenie Columbine drills. Po tym tragicznym wydarzeniu wszystko uległo zmianie. Według danych National Center for Education Statistics, do 2016 r. już 95 proc.[24] szkół trenowało procedurę lockdown drills. Jest ona szczególnie istotna, ponieważ napastnikowi przyświeca zasadniczo tylko jeden cel: zabić jak największą liczbę osób w jak najkrótszym czasie, do momentu przybycia sił bezpieczeństwa.

Z kolei w Polsce w większości przypadków trenowana jest, i to w sposób wyjątkowo nieodpowiedzialny, ewakuacja na wypadek pożaru. W zdecydowanej większości szkół w Polsce treningi ewakuacji organizowane są w czasie lekcji, przy czym nauczyciele na ogół znają planowaną datę treningu. Najbardziej niebezpieczne jest to, że ewakuacja nie jest trenowana w czasie przerwy, trening trwa tylko kilka minut i to, że cała procedura kończy się policzeniem uczniów i powrotem do szkoły. Nikt nie zastanawia się, co się wydarzy w szkole, w której uczy się ponad 1000 dzieci, kiedy na zewnątrz panują niesprzyjające warunki atmosferyczne jak mróz, deszcz czy upały. Należy uwzględnić fakt, że w przypadku prawdziwej ewakuacji spowodowanej pożarem czy obecnością ładunku wybuchowego dzieci do szkoły już nie wrócą[25].

Ze względu na liczbę potencjalnych ofiar oraz wzrost liczby przypadków zamachów na szkoły, główną uwagę autor skupi właśnie na procedurze Azyl. W Polsce podejmowane są próby wprowadzania procedur na wypadek aktywnego strzelca czy sytuacji zakładniczej, niestety w niektórych przypadkach kończy się to zarzutami prokuratorskimi, o czym wspominano na przykładzie szkoleń w Barczewie czy Pabianicach. Z całą pewnością nie ma możliwości przygotowania szkoły na wszystkie zagrożenia, dlatego ważne jest określenie najbardziej prawdopodobnych i wnikliwa analiza ich przebiegu w warunkach szkolnych. Obecnie pozyskanie wiarygodnych informacji na temat prawdopodobnych zagrożeń, ich przebiegu i skutecznych zachowań nie stanowi problemu. Problemem pozostaje jednak opracowanie metodyki szkolenia całych placówek oświatowych na wypadek wystąpienia niebezpiecznych zdarzeń.

W Polsce i innych krajach, np. w USA, dosyć często mają miejsce szkolenia, w trakcie których do szkoły wchodzi kilku mężczyzn udających terrorystów; opanowują oni szkołę i biorą zakładników. Rzeczywistość pokazuje, że tego typu sytuacje są absolutnym wyjątkiem i dzieją się głównie w rejonach, gdzie występują poważne problemy wewnętrzne, jak to miało miejsce w szkole podstawowej w Biesłanie czy w szkołach w Pakistanie. W zdecydowanej większości ataków na szkoły na świecie napastnikiem są ich uczniowie lub byli uczniowie, a zdarzenia nie mają nic wspólnego z terroryzmem.

Jak wyglądają prawdziwe statystki w zakresie aktywnego strzelca, pokazują dane ze Stanów Zjednoczonych. W latach 2014–2016 w USA rocznie doszło do 20 zdarzeń związanych z aktywnym strzelcem oraz do 30 zdarzeń w roku 2017[26]. Wyjątkowo ciekawy i użyteczny jest raport FBI za rok 2018, z którego można się dowiedzieć, że w tym czasie w 16 stanach doszło do 27 zdarzeń klasyfikowanych jako aktywny strzelec. W wyniku tych zdarzeń poszkodowanych było 213 osób, zginęło 85, nie wliczając sprawców, dwóch funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, 128 osób odniosło rany. Na 27 sprawców opisywanych zdarzeń 23 było mężczyznami, 3 – kobietami, jedna osoba zbiegła. Spośród sprawców dziesięcioro popełniło samobójstwo, jedenaścioro zatrzymała policja, czworo zostało zabitych przez policję, jedną osobę zabił obywatel, jedna zbiegła. Dziewięć przypadków zakończyło się wymianą ognia pomiędzy sprawcami a policją. W 26 przypadkach napastnik działał sam[27]. Naval Postgraduate School (Szkoła Podyplomowa Marynarki Wojennej) śledzi wszystkie zdarzenia związane z bronią w szkołach amerykańskich od lat 70. XX wieku, takie, w których kula z broni strzeleckiej sięgnęła szkoły lub ktoś wymachiwał bronią. Od 1999 r., od zamachu w Columbine, do 2019 r. było ich 700, w 2018 r. było ich 110, a do kwietnia 2019 r. – 67.[28]

Jeżeli spojrzymy na przypadkowo wybrane zdarzenia z Finlandii, Niemiec, Rosji i Polski, to jasno widać, że zdarzenia mają podobny przebieg do tych w USA. Wynika z tego, że procedury w szkołach powinny być ukierunkowane nie tylko na działanie po zamachu, ale przede wszystkim na tworzenie skutecznego systemu wykrywania i analizowania podejrzanych symptomów, co może pozwolić na neutralizację zamachu na etapie jego planowania i przygotowania[29].

Kluczowe w planowaniu i wprowadzaniu procedur na wypadek wtargnięcia do szkoły aktywnego strzelca, o czym większość osób zapomina, są:

  • szybka identyfikacja zagrożenia,
  • wysłanie sygnału alarmowego słyszalnego i zrozumiałego dla wszystkich obecnych na terenie szkoły,
  • natychmiastowe uruchomienie wcześniej wypracowanych i przetrenowanych procedur.

Jak widać na podstawie opisanych w pierwszym rozdziale przykładów aktywnego strzelca, w żadnej ze szkół wymienione trzy fazy nie przebiegły płynnie, co przyniosło skutek w postaci dużej liczby ofiar. Praktycznie w każdej ze szkół brakowało wypracowanych rozwiązań na każdym z etapów.

Identyfikacja zagrożenia

Największym problemem, szczególnie w dużych szkołach, jest szybka i prawidłowa identyfikacja zagrożenia. Jak pokazują przykłady opisane w rozdziale pierwszym, bardzo często ogłoszone alarmy czy odgłosy wystrzałów są lekceważone. Pojawiają się także problemy z ich prawidłową interpretacją. W szkole w fińskim Kauhajoki część uczniów wystrzały i przerażające krzyki innych uczniów wzięło za głupi żart. Dwóch uczniów chciało na własne oczy zobaczyć powód hałasu i zostało zastrzelonych przez napastnika[30]. Z kolei w Virginia Tech niektórzy studenci zidentyfikowali wystrzały jako odgłosy z budowy. Inni myśleli, że są to odgłosy eksperymentów chemicznych z parteru. Jeden z profesorów, słysząc strzały, kazał kontynuować zajęcia. Ponieważ strzały nie milkły, jeden ze studentów wyszedł na korytarz sprawdzić, co się dzieje i został postrzelony. W fińskim Jokela uczniowie nawet gdy zobaczyli leżącego na podłodze rannego kolegę, myśleli, że uderzył się w głowę. Kilkoro uczniów słyszało odgłos wystrzału, ale nie zidentyfikowali go jako wystrzału z broni i jako sytuację niebezpieczną[31]. Podobnie było w Brześciu Kujawskim – pierwsze odpalenie ładunku wybuchowego w sali lekcyjnej zostało zidentyfikowanie jako upadek i rozbicie jarzeniówki. Bez względu na pochodzenie hałasu przypominającego wystrzał z broni lub wybuch, w pierwszej kolejności powinna zostać wprowadzona procedura Azyl, a dopiero później można ustalać pochodzenie dźwięków.

Kluczowe w sytuacji wtargnięcia do szkoły aktywnego strzelca jest szybkie i prawidłowe rozpoznanie zagrożenia. Bardzo częstym zachowaniem w szkołach w sytuacji zagrożenia jest ignorowanie odgłosów strzałów, niedowierzanie, błędne interpretowanie czy osobista naoczna próba identyfikacji i oceny zagrożenia. Takie zachowania spowodowane są niewłączeniem sygnału alarmowego, jak Azyl, bądź niewyrobieniem odpowiednim nawyków, co związane jest z brakiem regularnych treningów. W wielu opisanych przypadkach kończyło się to śmiercią. W razie zagrożenia większość osób znajdujących się w rejonie ataku nie będzie w stanie prawidłowo zidentyfikować zagrożenia, a często nawet połączyć odgłosów wystrzałów z bronią palną. Brak regularnych szkoleń sprawia, że w sytuacji obecności aktywnego strzelca osoby znajdujące się w tym samym miejscu zachowują się w odmienny sposób, często bezpośrednio zagrażający ich życiu. Decyzja o ewakuacji bądź Azylu nie powinna wynikać z decyzji zagrożonej grupy uczniów czy pojedynczych nauczycieli, a z ogłoszonego sygnału alarmowego oraz wprowadzonych i wytrenowanych procedur. Wszelkie doraźne działania charakteryzują się przypadkowością, chaotycznością i nie mają nic wspólnego z prawidłową oceną sytuacji, której w takich warunkach trudno dokonać. Świadczy o tym choćby przykład próby otwarcia drzwi ewakuacyjnych przez dyrektora szkoły w Columbine, która zakończyła się szczęśliwie, mimo że miał on pęk 35 kluczy. W trakcie tego zamachu część uczniów dostała polecenie, aby się schować pod stół. Ci, którzy znajdowali się blisko wyjścia ze szkoły, wybiegli na zewnątrz, inni wyszli z sal na korytarz i stanęli twarzą w twarz z napastnikiem. Pracownicy szkoły, którzy znajdowali się na zewnątrz, chcieli wrócić do budynku, aby pomóc w ewakuacji uczniów, ale policja nakazała pozostawanie w bezpiecznej odległości, a sama czekała na przyjazd grup antyterrorystycznych SWAT[32].

Sygnał alarmowy

W sytuacji wtargnięcia do szkoły osoby potencjalnie niebezpiecznej kluczowe jest nie tylko posiadanie procedur, ale i szybkość ich bezwzględnej aktywacji i stosowania. Na podstawie opisanych przypadków widać, że nawet osoby funkcyjne nie zawsze potrafią się zachować w takiej sytuacji. W szkole w Jokela dyrektorka szkoły nakazała pozostać w salach lekcyjnych i zamknąć drzwi. Pomimo wprowadzenia procedur sama chodziła po szkole, rozmawiając przez telefon, co w konsekwencji kosztowało ją utratę życia. Niektórzy nauczyciele pomimo jasnych poleceń wychodzili z sal lekcyjnych, by ustalić, jaka jest sytuacja. W ten sposób narażali życie nie tylko swoje, ale także uczniów[33]. Z kolei w szkole w Kauhajoki został włączony sygnał nakazujący natychmiastowe opuszczenie budynku, co w przypadku aktywnego strzelca jest poważnym błędem. Uczniowie w panice biegali po szkole, starając się z niej wydostać. W przerażeniu nawet nie informowali napotkanych osób, co się dzieje i gdzie znajduje się napastnik, jedni uciekali drzwiami głównymi, inni gromadzili się w lobby, a jeszcze inni realizowali normalne zajęcia, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Niektórzy uczniowie wpadali do sali lekcyjnej, w której znajdował się napastnik, inni, zamiast uciekać, wbiegali do sal po swoje rzeczy osobiste[34]. Nie było wiadomo, gdzie mają się zebrać ewakuowani, niektórzy nie ewakuowali się wcale lub po ewakuacji wracali do budynku, ponieważ nie wierzyli w to, co się stało. Nauczyciele na podstawie list obecności obdzwaniali uczniów, ustalając, czy wszystko z nimi w porządku. Pojawiły się problemy z wykonywaniem poleceń, ponieważ część myślała, że to fajerwerki, część, że ćwiczenie, inni, że winda zerwała się z lin i spadła na dół szybu, a jeszcze inni, że to broń na ślepe naboje[35]. Z kolei w szkole w Marjory Stoneman ani nauczyciele, ani uczniowie nie byli przygotowani na wypadek strzelaniny. Gdy nastąpił atak, nie było wiadomo, kto ma uruchomić procedurę Azyl. Dodatkowo tzw. bezpieczne narożniki w salach, czyli miejsca, w których uczniowie znajdowaliby się poza zasięgiem ognia napastnika strzelającego przez drzwi, były zastawione przez meble, przez co niedostępne dla uczniów[36].

Procedury bezpieczeństwa

Ostatnim etapem po identyfikacji zagrożenia i uruchomieniu sygnału alarmowego jest praktyczne wprowadzenie procedur. W zasadzie bez względu na zagrożenie, końcowy efekt będzie taki sam – albo szkoła zostanie ewakuowana, albo wystąpi konieczność zastosowania procedury Azyl. Obie procedury mogą zaistnieć w dwóch okolicznościach szkolnych – w czasie lekcji albo przerwy. Im szybciej procedury zostaną wprowadzone, tym liczba ofiar będzie mniejsza. Większość szkół w naszym kraju, jak już wspomniano, ma tylko procedurę ewakuacyjną na wypadek pożaru, który w naszych realiach ma miejsce bardzo rzadko, czy rozpylenia gazu. Dodatkowo pożary nie wybuchają w całej szkole, z reguły są punktowe, co sprawia, że konieczność ewakuacji nie jest nagła, a sam pożar nie powoduje ofiar. W przypadku rozpylenia gazu – a jak pokazują doświadczenia, jest to gaz łzawiący lub pieprzowy, czyli nie jest śmiertelnie trujący – największym zagrożeniem nie jest sam gaz, a panika wywołana jego rozpyleniem.

W zamachu w Virginia Tech zamachowiec przeładował broń 17 razy. Należy pamiętać, o czym mówią specjaliści, że broń to tylko narzędzie, a słabą jej stroną jest konieczność przeładowania. Jest to moment, w którym można napastnikowi przeszkodzić. Są też osoby krytycznie podchodzące do aktywnych zachowań wobec napastnika, np. amerykański ekspert z dziedziny bezpieczeństwa w szkołach Kenneth S. Trump, który twierdzi, że istnieje wiele dowodów na to, że zamknięcie się w salach lekcyjnych jest najbardziej efektywnym sposobem na przeżycie sytuacji aktywnego strzelca. Uczenie dzieci i młodzieży samoewakuacji może sprawić, że skupieni i skoncentrowani na ucieczce ludzie będą łatwym celem dla napastnika. Z kolei nauczyciele skupią się na rzucaniu przedmiotów w napastnika, zamiast siedzieć cicho w zamkniętym i bezpiecznym pomieszczeniu. Różni specjaliści spierają się na temat skuteczności szkoleń z zakresu zachowania na wypadek aktywnego strzelca. Problemem jest taka organizacja szkolenia, aby nie stresować młodzieży i dzieci. Niektórzy uważają, że realizacja takiego szkolenia może być użyteczna dla samego napastnika, jeżeli bierze w nim udział. Przykładem może być strzelanina w Marjory Stoneman Douglas High School w Parkland, gdzie szkolenie miało miejsce miesiąc przed zamachem i uczestniczył w nim sam zamachowiec[37]. Autor uważa, że nawet udział potencjalnego napastnika w treningu procedur, jeżeli są one dobrze opracowane, nie da mu żadnej dodatkowej wiedzy, którą mógłby wykorzystać w trakcie zamachu na swoją szkołę.

Dogłębna analiza zdarzeń z udziałem aktywnego strzelca jasno pokazuje, że odpowiednie zachowanie uczniów i nauczycieli w sytuacji ataku ma bezpośredni wpływ na liczbę ofiar. W takiej sytuacji najlepszą procedurą jest Azyl, który jest niczym innym jak zachowaniem pozwalającym na błyskawiczne odcięcie potencjalnych ofiar od napastnika.

Procedura Azyl występuje także w innych wersjach, które mają ten sam cel – odizolowanie potencjalnych ofiar od napastnika. Jeden z systemów stworzony przez byłego policjanta SWAT nazywa się ALICE – alert, lockdown, inform, counter, ewacuate (alarmuj, zamknij się, informuj, walcz, ewakuuj się). Uczniowie są instruowani, że nie mają stawiać się w roli ofiary, mówi się im, że zawsze jest jakaś opcja. Uciekając przed napastnikiem, powinni biec zygzakiem. Gdy napastnik wtargnie do klasy, powinni wyskoczyć przez okno, jeżeli jest taka możliwość, krzyczeć i rzucać w napastnika przedmiotami[38]. System ten został zaadaptowany w szkołach w 14 tysiącach amerykańskich gmin[39]. Inną używaną terminologią określającą procedurę Azyl są trzy słowa: run, hide, fight (uciekaj, chowaj się, walcz). W Stanach Zjednoczonych w przypadku młodszych klas proponuje się stosowanie tylko ucieczki i zamknięcia. Krytycy elementu run słusznie mówią, że nie powinno się opuszczać pomieszczenia, w którym jest bezpiecznie; wybiegając na zewnątrz, nie wiemy, gdzie znajduje się napastnik, przez co narażamy się na ryzyko utraty życia. Odnośnie do walki argumentem jest to, że większość ludzi nie jest szkolona do walki. Walczymy tylko wtedy, kiedy nie mamy innej opcji[40].

Uruchomienie procedury Azyl pozwala bardzo sprawnie odciąć całą społeczność szkolną od zagrożenia. Jest ona skuteczna także w przypadku np. chmury gazu zbliżającej się do szkoły, będącej wynikiem np. katastrofy kolejowej czy drogowej. Można spotkać opinie, że w przypadku ataku na szkołę dzieci mają małe szanse na ratunek. Analiza opisanych w pierwszym rozdziale przypadków świadczy jednak zupełnie o czymś innym. Nawet różne działania w ramach jednego budynku miały wpływ na liczbę ofiar. W najgorszym położeniu są osoby, które mają pecha znajdować się w pobliżu napastnika w momencie rozpoczęcia przez niego ataku. Osoby znajdujące się w innym miejscu bardzo często mają szansę na przeżycie po zastosowaniu odpowiednich procedur bezpieczeństwa. Już tylko na podstawie opisanych w opracowaniu przypadków zamachów jasno widać, że w żadnej ze szkół napastnik, mimo że miał broń, nie dostał się do sal lekcyjnych, w których uczniowie się zamknęli. Ofiary były konsekwencją strzelania przez drzwi i tego, że uczniowie wewnątrz znajdowali się w nieodpowiednich miejscach.

Najlepszym przykładem, że odpowiednie procedury bezpieczeństwa mają sens, jest przypadek szkoły w Parkland. Największa liczba ofiar była w miejscu, w którym strzelanina się rozpoczęła i uczniowie nie mieli szansy na odpowiednie zachowanie; śmierć poniosło 11 osób. Na pierwszym piętrze, gdzie uczniowie słyszeli odgłosy strzelaniny, prawidłowo zastosowano Azyl, przez co napastnik nie miał dostępu do potencjalnych ofiar. Z kolei na drugim piętrze, gdzie nie było słychać strzałów, a część osób założyła, że to tylko trening i dodatkowo pojawił się sygnał do ewakuacji, napastnik zabił 6 osób[41].

O skuteczności zamykania się w salach lekcyjnych świadczy też strzelanina w Virginia Tech. W jednej z sal studenci, słysząc strzały, zabarykadowali drzwi, trzymając je stopami i cały czas pozostając bardzo nisko nad podłogą. Napastnik nie mógł wejść do sali, więc kilka razy strzelił przez zamknięte drzwi, jednak nikt nie został nawet ranny. Przykład ten pokazuje także, dlaczego należy trzymać się nisko nad podłogą, poniżej 130 centymetrów, o czym będzie mowa w ostatnim rozdziale. W innej sali uczniowie również skutecznie zabarykadowali drzwi swoimi ciałami, ponieważ w całym budynku nie było możliwości zamknięcia drzwi do sal na klucz. Uczniowie barykadując drzwi za pomocą rąk i nóg, trzymając się nisko nad podłogą i unikając centralnej części drzwi, uniemożliwili napastnikowi wejście do środka[42].

Jeżeli o chodzi o polskie doświadczenia, to najlepiej o skuteczności procedury Azyl świadczy przykład z Brześcia Kujawskiego, podczas którego napastnik po eksplozji pierwszego ładunku nie miał dostępu do innych uczniów, ponieważ w całym budynku zastosowano procedurę. Sytuacja ta była dla niego zaskoczeniem, o czym świadczy zmuszanie uczennicy, do której strzelał, do wzywania pomocy. Postępując w ten sposób, miał nadzieję na wywabienie innych osób z sal lekcyjnych.

Inny ważny element procedury Azyl to możliwość wyskakiwania przez okno podczas ataku. Jak widać na przykładzie Virginia Tech, możliwość taka została wykorzystana w jednej z sal wykładowych. W sali 204 prof. Liviu Librescu własnym ciałem bohatersko blokował drzwi, stwarzając studentom możliwość ewakuacji przez okno. Pomimo dużego ryzyka spowodowanego tym, że okna znajdowały się wysoko nad ziemią, decyzja ta okazała się trafna, szczególnie że nie było możliwości zamknięcia drzwi, a sam profesor przypłacił to życiem – został zabity, gdy napastnik strzelał przez zamknięte drzwi. Dziesięciu na szesnastu studentów wyskoczyło na zewnątrz i tylko dwóch odniosło kontuzje. Z pozostałych cztery osoby zostały ranne, a jedna zginęła[43]. W sytuacji, gdy drzwi można zamknąć na klucz, bezpieczniejsze jest pozostawanie w sali. Jeśli uczniowie znajdują się w salach nie na parterze, lecz na wyższych piętrach, skakanie przez okno może zakończyć się śmiercią lub poważnymi obrażeniami ciała.

Jednym z najbardziej ryzykownych zachowań w trakcie wtargnięcia do szkoły napastnika jest próba opuszczenia szkoły ciągami komunikacyjnymi, jeśli nie ma się pewności, gdzie znajduje się napastnik. To sprawia, że liczba ofiar jest duża, nie tylko w wyniku bezpośredniego użycia broni czy ładunków wybuchowych, ale także kontuzji spowodowanych paniczną ucieczką. W takiej sytuacji napastnik ma też bezpośredni i łatwy dostęp do ofiar. Jak może wyglądać przebieg zamachu przy braku procedur i treningu, pokazuje przykład szkoły w Jokela. W trakcie strzelaniny jeden z nauczycieli po usłyszeniu komunikatu przez radiowęzeł wbrew poleceniom wyszedł z sali lekcyjnej, aby sprawdzić, co się dzieje. W części administracyjnej znalazł się twarzą w twarz z napastnikiem, ale udało mu się uciec. Część uczniów też wyszła na korytarz i natknęła się na zamachowca[44].

W sytuacji aktywnego strzelca nie znajduje zastosowania procedura kładzenia się na podłodze ani chowanie się pod stolikami, jeśli drzwi do sali lekcyjnej pozostają otwarte. Udawanie martwego także nie zwiększa szansy na przeżycie. Opisane przypadki jasno pokazują, że napastnicy potrafią po kilka razy wchodzić do jednej sali, skutecznie szukać ocalałych i dobijać rannych[45]. Tylko osoby znajdujące się w „martwych” sektorach, w zamkniętych na klucz salach mają szansę na przeżycie zamachu.

Nie znajdują również zastosowania często proponowane rozwiązania, także przez policję, sugerujące konieczność barykadowania drzwi do sal lekcyjnych za pomocą ławek, krzesełek, szaf itp. Wynika to z następujących przyczyn:

  • ze względu na przepisy ppoż., większość drzwi do sal lekcyjnych otwiera się na zewnątrz, więc barykadowanie nie ma najmniejszego sensu,
  • przesuwanie mebli powoduje hałas i daje napastnikowi gwarancję, że w danej sali znajdują się potencjalne ofiary,
  • barykadowanie drzwi powoduje, że uczniowie znajdują się w centralnej części drzwi, przez co mogą być rażone nawet bez konieczności ich otwierania,
  • zamykając drzwi na klucz i siedząc cicho, sprawiamy, że napastnik nie ma pewności, czy w danej sali znajdują się ludzie, a próby otwierania drzwi, dobijania się do sali, zajmują czas, przez co wydłużają czas na przybycie odpowiednich służb,
  • barykadowanie drzwi od wewnątrz poprzez tworzenie zapory z mebli buduje barierę ochronną dla napastnika, uniemożliwiając skuteczną z nim walkę w przypadku, gdy uda mu się dostać do środka.

Trenowanie procedur bezpieczeństwa

Zamach w Columbine High School niewątpliwie wpłynął na większą dbałość o kwestie bezpieczeństwa, nie tylko w Stanach Zjednoczonych. W wielu szkołach po zamachu wprowadzono zasadę zero tolerancji wobec każdego, kto wykazuje destruktywne zachowania lub grozi użyciem jakiejkolwiek przemocy wobec innych uczniów[46].

O tym, że trenowanie procedur ma sens, świadczą choćby dwa przykłady. W szkole w Sandy Hook w kilku przypadkach dzieci i nauczyciele przeżyli, ponieważ schowali się w pomieszczeniach, zamknęli drzwi i siedzieli cicho. Kilka tygodni wcześniej w szkole odbył się trening procedury Azyl, dzięki czemu dzieci i nauczyciele wiedzieli, co mają zrobić i ocalili życie[47]. Podobnie w szkole w Brześciu Kujawskim – dwa lata przed zamachem nauczyciele i pracownicy szkoły zostali przeszkoleni z procedur bezpieczeństwa, w tym z procedury Azyl. Dzięki temu po pierwszych strzałach i wybuchu ładunku drzwi zostały zabarykadowane, a napastnik nie miał dostępu do kolejnych potencjalnych ofiar.

Obecnie już 95 proc. amerykańskich szkół organizuje treningi procedury Azyl. W latach 2015–2016 szkół takich było 92 proc., natomiast w latach 2003–2004 – 79 proc.[48]. Szkolenia takie prowadzi się bez względu na to, czy szkoła znajduje się w dużym mieście, czy na terenach wiejskich. Przed zamachem w Columbine High School tego typu szkoleń raczej się nie realizowało[49].

W 2015 r. tylko pięć stanów w USA nakładało na szkoły obowiązek prowadzenia jakieś formy treningu Azyl, były to: Arkansas, Illinois, Missouri, New Jersey, Oklahoma i Tennessee. Przykładowo w stanie Illinois jest obowiązek przeprowadzenia trzech treningów ewakuacji rocznie, w tym jednej w obecności straży pożarnej. W stanie Missouri ćwiczenia Azyl prowadzone są przez przedstawiciela służb porządkowych. Dodatkowo tworzone są rozwiązania mające na celu zachęcanie uczniów do informowania o każdym podejrzanym i potencjalnie niebezpiecznym zachowaniu. W stanie New Jersey w każdym miesiącu musi być prowadzona przynajmniej jedna ewakuacja oraz jedna procedura bezpieczeństwa, jak Azyl czy związana z warunkami pogodowymi. Dodatkowo prowadzi się ewidencję treningów. W stanie Arizona treningi Azylu prowadzone są bez elementów symulacji ataku i polegają tylko na zamknięciu się w najbliższej sali lekcyjnej, zgaszeniu światła i zachowaniu ciszy. Taka sama procedura jest stosowana także w sytuacji zagrożenia chemicznego z zewnątrz[50].

Według badań przeprowadzonych w USA wśród młodzieży w wieku od 13 do 17 lat, 25 proc. z nich bardzo boi się strzelaniny w szkole, a 32 proc. boi się w pewnym stopniu (wśród chłopców 22 do 29 proc., wśród dziewczyn 28 do 35 proc.). Podobnie wygląda to w odniesieniu do rodziców: 24 proc. martwi się bardzo, a 39 proc. w jakimś stopniu. W celu zapobiegania sytuacjom niebezpiecznym uczniowie jako skuteczne podawali takie rozwiązania, jak: skupienie się na osobach chorych psychicznie, zakaz noszenia broni na terenie szkoły, zainstalowanie wykrywaczy metali przy wejściu do szkoły czy noszenie broni przez nauczycieli i pracowników szkoły. Jeżeli chodzi o przyczyny i sposoby ochrony przed tego typu zdarzeniami, to zakaz dostępu do broni dla osób chorych psychicznie uważa się za bardzo efektywny środek zapobiegawczy – 57 proc., w jakimś stopniu skuteczny – 29 proc., poprawa poziomu wykrywania i leczenia chorób psychicznych – 55 proc. i 31 proc.; posiadanie przez szkołę wykrywaczy metali – 40 proc. i 39 proc.; zakaz dostępu do broni ofensywnej – 39 proc. i 27 proc. oraz pozwolenie pracownikom szkoły i nauczycielom na noszenie broni – 12 proc. i 27 proc. Badanie zostało przeprowadzone w marcu i kwietniu 2018 r., tj. po zamachu w Marjory Stoneman Douglas High School oraz w związku z 19. rocznicą zamachu na Columbine High School[51].

Brutalne i niebezpieczne zdarzenia w szkołach mogą mieć miejsce w każdym zakątku świata, a ich głównymi negatywnymi „aktorami” są sami uczniowie. To sprawia, że procedury bezpieczeństwa jak ewakuacja i Azyl powinny mieć bezwzględnie wszystkie szkoły na świecie. Samo trenowanie procedur ma na celu nie tylko przygotowanie odpowiedniego systemu bezpieczeństwa w szkole, ale także cel edukacyjny. Okres szkolny to idealny czas na zdobywanie wiedzy i nawyków niezbędnych do skutecznego działania w sytuacjach niebezpiecznych.

Samej konieczności prowadzenia szkoleń z procedur, szczególnie w USA, nikt nie kwestionuje, jednak problemem jest sposób ich prowadzenia. Ponieważ część z nich jest źle prowadzona, co powoduje duży negatywny rozgłos medialny, pojawiają się głosy optujące za ich zaprzestaniem. W niektórych przypadkach firmy szkoleniowe starają się wiernie odtworzyć atmosferę takiego zagrożenia, strzelając np. z plastikowych kul do nauczycieli i uczniów. W niektórych przypadkach używa się sztucznej krwi, nagranych dźwięków imitujących strzelanie czy krzyków dzieci i młodzieży. Rodzice, argumentując przeciwko tego typu szkoleniom, twierdzą, że zamiast obniżać ryzyko poszkodowania w trakcie zamachu, sprawiają one, że dzieci nie chcą chodzić do szkoły, ponieważ boją się, że zostaną zabite.

Głośno było o jednym z takich szkoleń przeprowadzonych w styczniu 2019 r. w Meadowlawn Elementary School w stanie Indiana, podczas którego prowadzący strzelali plastikowymi kulami w plecy klęczącym nauczycielom, mówiąc, że tak to będzie wyglądało, jeżeli nic nie zrobią. Ciekawe, że szkolenie prowadziła policja, a strzelał lokalny szeryf. Szkolenie skończyło się formalną skargą do sądu i przesłuchaniami. The Indiana State Teachers Association domagała się zakazu strzelania z czegokolwiek do nauczycieli i uczniów w trakcie szkoleń. Sytuacja ta miała miejsce w trakcie szkolenia według układu ALICE. Firma ubezpieczeniowa Iowa school insurance company zapłaciła 250 tysięcy dolarów w ramach odszkodowań za źle przeprowadzone szkolenia ALICE w ciągu dwóch lat[52].

W dyskusjach kwestionowane jest szkolenie zbliżone do warunków realnych, tj. z wejściem do szkoły podstawionego napastnika, w niektórych sytuacjach ogłaszanie alarmu z podaniem informacji, że to nie jest trening. Wiele osób uważa, że nie ma dowodów na poparcie twierdzenia, że takie szkolenia przygotowują na wypadek zaistnienia aktywnego strzelca. Z niektórych takich szkoleń dzieci i młodzież mogą wyjść w stanie traumy emocjonalnej i zamiast pomóc, szkolenie powoduje szkody emocjonalne. Uczestnicy takich szkoleń w USA mówią, że nawet strzelanie ślepą amunicją przez trenerów powoduje ogromny stres. Po niektórych szkoleniach młodzież musi korzystać z pomocy lekarzy i psychiatrów, którzy nie znając realiów, deprecjonują takie treningi, nie ponosząc jednak osobistej odpowiedzialności za ofiary. Niektórzy uważają, że liczba strzelanin w szkołach, chociaż rośnie, to statystycznie nie jest przyczyną zbyt wielu śmierci. Osoby te zapominają, że szkolenie nawyków ma na celu nie tylko przetrwanie w sytuacji kryzysowej w szkole, ale także w życiu codziennym. Wynika to z tego, że podobnie należy się zachować także w hotelu, na dworcu czy w innych budynkach, do których wtargnie aktywny strzelec. O ile można się zgodzić, że szkolenie w warunkach symulacji ataku jest nieefektywne i powoduje ogromy stres u uczestników, to samo trenowanie zachowań jest bezwzględnie konieczne. Potwierdzają to nie tylko amerykańskie doświadczenia, ale także polskie.

Według Narodowego Komitetu Bezpieczeństwa (The National Safety Council)[53], istnieje trzykrotnie większe ryzyko śmierci w wyniku zadławienia, 10-krotnie większe – utopienia i 23 razy większe w wypadku drogowym. Trudno porównywać te sytuacje, szczególnie że nie da się na nie nikogo przygotować, natomiast na wypadek aktywnego strzelca już można. Równie dobrze można nie trenować ewakuacji pożarowej, bo ludzie nie giną, tymczasem może właśnie dlatego nie giną, że są dobre treningi, dzięki którym można zwiększyć wykrywalność zagrożeń pożarowych i zredukować liczbę potencjalnych ofiar. Niektórzy uważają, że szkolenie nie powinno dotyczyć małych kilkuletnich dzieci. Trudno się z tym zgodzić; z doświadczeń autora wynika, że szkolenia bez żadnego stresu mogą przechodzić niespełna czteroletnie dzieci. Na szczęście większość rodziców zdaje sobie z sprawę z zagrożeń i akceptuje udział swoich dzieci w tego typu szkoleniach. Niektórzy negują nawet trenowanie takich elementów, jak barykadowanie się w pomieszczeniach, ze względu na przeżywany stres. Trudno się z tym zgodzić, ponieważ tego typu negatywne odczucia dzieci są efektem złego doboru form i metod prowadzenia szkoleń.

Więcej osób z kolei popiera szkolenia, ale skierowane do samych nauczycieli, porównując je do szkoleń w samolotach przed startem. Pasażerowie nie zwracają uwagi na szczegóły, bo każdy uważa, że załoga jest na miejscu i w sytuacji kryzysowej powie, co i jak robić. Innym argumentem używanym przez krytyków w USA jest fakt, że strzelanin w szkołach jest bardzo mało, tylko 2 proc. zabójców to młodzi ludzie, z czego w latach 1994–2018 w 90 proc. tego typu zdarzeń z użyciem broni strzeleckiej była tylko jedna ofiara. Jednak liczba przypadków, w których ofiar jest więcej, rośnie. Mimo że są to rzadkie wydarzenia, to jednak efekt jest traumatyczny nie tylko dla dzieci i nauczycieli, ale także dla rodziców i lokalnej społeczności. W szkoleniach ważne jest nauczenie dzieci, co mają zrobić podczas pierwszych 15–20 sekund, które są kluczowe[54].

W kwestii prowadzenia ćwiczeń z procedur w sytuacji aktywnego strzelca wypowiadał się w 2019 r. kandydat demokratów na stanowisko prezydenta USA Andre Yang. Według niego, tego typu ćwiczenia powinny zostać zakończone, głównie dlatego, że wywołują u dzieci traumę, niepokój oraz poczucie, że stres związany z treningiem znacznie przekracza prawdopodobieństwo wystąpienia realnej sytuacji. Yang wyraził opinię, że chciałby, aby edukatorzy z tego zakresu większą uwagę skupili na psychologicznych aspektach, jakie niosą ze sobą tego typu szkolenia i przytoczył dane, z których wynika, że ryzyko śmierci z rąk aktywnego strzelca w szkole wynosi 1 do 614 milionów. Skrytykował wiele szkół ze swojego dystryktu, w których prowadzono ćwiczenia z użyciem ślepej amunicji symulujących realną sytuację. Według słów Yanga, jego syn w 2019 r. miał tego typu ćwiczenia cztery razy i jedynymi efektami szkoleń miały być stres, strach i zamieszanie w życiu dzieci i ich rodzin. Jego zdaniem, tego typu szkolenia powinny być tylko opcjonalne. Stwierdził: „To powinno być zakończone. Jestem rodzicem i wiem, że wszyscy chcemy, aby nasze dzieci były bezpieczne w salach lekcyjnych, ale nie ma dowodów, że ćwiczenia procedury aktywny strzelec pomagają uczniom przygotować się do sytuacji realnej”[55]. Trudno się z tym zgodzić; to jest opinia człowieka, który nie odpowiada za szkołę, więc może sobie na takie słowa pozwolić dla politycznego poparcia. Należy pamiętać, że w przypadku tragicznych zdarzeń rodzice od razu pozywają szkołę do sądu za to, że nie zapewniła bezpieczeństwa, zresztą przepisy nakładają na szkoły taki obowiązek. Poza tym, jak pokazują przytoczone w pierwszym rozdziale przykłady, jest dokładnie odwrotnie niż mówi Yang. W większości przypadków odpowiednie zachowanie uratowało życie uczniom i nauczycielom, a konsekwencją niektórych zamachów było m.in. wyburzanie całych szkół i budowanie ich od nowa.

Według Yanga, trzy miliardy dolarów wydawane rocznie na ćwiczenia aktywnego strzelca oraz bezpieczeństwo w szkołach powinny zostać wydane na doradztwo, pielęgniarki i nauczycieli. Yang twierdził,[56] że takie ćwiczenia terroryzują dzieci w szkołach. Według podanych przez niego statystyk, 32 proc. nastolatków cierpi z powodu zaburzeń lękowych, a 22 proc. – z powodu zaburzeń psychicznych. Argument ten jest o tyle ciekawy, że w większości zamachowcami są obecni lub byli uczniowie, więc biorąc pod uwagę statystyki zaburzeń psychicznych, tym bardziej należy uwzględnić ryzyko wystąpienia sytuacji niebezpiecznej i przygotować społeczność szkolną na wypadek jej zaistnienia. Opinie podobne do tych głoszonych przez Yanga są charakterystyczne dla osób, które nie mają żadnej wiedzy w zakresie bezpieczeństwa i mogą przynieść taki skutek, że obawiając się niewielkiego stresu u dzieci, narazimy je na gigantyczny stres i ryzyko utraty życia spowodowane brakiem umiejętności pozwalających na przeżycie w sytuacji ekstremalnej.

Amerykańskie stowarzyszenie psychologów (The National Association of School Psychologists (NASP) proponuje, aby takie szkolenia były poprzedzone pokazami filmów, dyskusją teoretyczną, treningiem zachowań, zanim będzie można prowadzić symulacje ataku. Jeśli wykorzystuje się pełną gamę narzędzi symulacyjnych, jak wystrzały z broni palnej przy użyciu ślepej amunicji czy sztuczna krew, ćwiczenia nigdy nie powinny być obowiązkowe dla wszystkich. Niemniej jednak już na przykładzie symulacji aktywnego strzelca zrealizowanych na terenie USA widać, jakie konsekwencje dla dzieci i nauczycieli niesie takie podejście: część uczniów i nauczycieli rezygnuje z udziału w ćwiczeniach; część uczniów zgłasza się na ochotnika, aby grać rolę ofiary, traktując to jako dobrą zabawę; niektórzy uczniowie przeżywają traumę emocjonalną; mają noce koszmary; a inni wprowadzają szkolne rozwiązania w swoich domach, testując je na młodszym rodzeństwie. Oczywiście są także uczniowie, którzy pozytywnie odbierają takie treningi i czują się bezpiecznie w szkole po ich przeprowadzeniu.

Inne rozwiązanie mające zadziałać w przypadku aktywnego strzelca to noszenie broni przez nauczycieli. Takie rozwiązanie nie jest najlepsze. W jednym przypadku w Idaho State University profesor postrzelił się w nogę w wyniku nieodpowiedniego obchodzenia się z bronią. Nie wystarczy mieć broń, aby jej skutecznie użyć. Mogą to robić doświadczeni i sprawdzeni w akcji żołnierze i policjanci, ale nierealne jest, aby w każdej szkole była taka osoba; np. w Polsce mamy około 65 tys. szkół i przedszkoli. W USA od zamachu w Sandy Hook 14 grudnia 2012 r. do 10 czerwca 2014 r. miały miejsce 34 szkolne zamachy aktywny strzelec[57].

Bardzo często w czasie szkoleń w ramach Dnia Bezpieczeństwa, organizowanych przez autora[58], część rodziców świadomie nie wysyła dzieci do szkoły, uważając, że w ten sposób ochroni je przed niepotrzebnym stresem. Niestety jest dokładnie odwrotnie: dobrze zrealizowane zajęcia praktyczne nie powodują stresu, dzieci dobrze się bawią i nabierają odpowiednich postaw mających pozytywny wpływ na ich bezpieczeństwo. Dzieci, którym rodzice świadomie nie pozwolili zdobyć tej wiedzy, w sytuacji stresowej będą sparaliżowane strachem, nie będą potrafiły zadbać o bezpieczeństwo swoje i rówieśników, a dodatkowo będą stanowiły zagrożenie dla innych przez to, że nie będą reagować odpowiednio do zarządzonych procedur.

Dół formularzaW związku z tym pojawia się pytanie: czy możliwe jest przygotowanie na sytuację niebezpieczną bez straszenia uczestników szkoleń? Według autora opracowania, powodem, dla którego część opinii publicznej ma awersję do szkoleń, przede wszystkim na wypadek aktywnego strzelca, jest mylenie pojęć „ćwiczenie” i „trening”. Ćwiczenia zawierają elementy realizmu, jak sztuczna krew, dźwięki, ślepa amunicja, pozoracja itp. Trening zawiera takie elementy, jak suche powtarzanie pewnych użytecznych zachowań – ewakuacja, zamykanie się w salach, wyciszanie, chowanie się itp. Oczywiście można obie te formy zrealizować w jednej szkole, ale nie tego samego dnia. Najpierw należy wypracować świadomość zagrożeń, umiejętności, nawyki, a dopiero później wprowadzić ćwiczenia, i raczej nie w szkole podstawowej. Dobrym przykładem są tu treningi zachowania na wypadek pożaru. W takich szkoleniach nikt nie podpala szkoły, aby wiernie odzwierciedlić warunki i przygotować ludzi na pożar. Szkolimy się po to, aby robić prawidłowo pewne rzeczy na wypadek sytuacji stresującej i niebezpiecznej[59].

Szkolenia są także niezwykle istotne ze względu na to, że w realu sytuacje mogą przebiegać w wielu wariantach trudnych do przewidzenia, szkolenia natomiast zwiększają szanse na podjęcie odpowiedniej w takiej sytuacji decyzji. Profesor Jaclyn Schidkraut, wykładowczyni na State University of New York w Oswego, kwestiami bezpieczeństwa w szkołach interesuje się ze względu na osobistą perspektywę. Wychowywała się w Parkland na Florydzie, gdzie doszło do opisanego w opracowaniu zamachu na Marjory Stoneman Douglas High School. Schidkraut uważa, że jednym z powodów tak dużej liczby ofiar w tym zamachu był brak szkoleń uczących, jak się zachować w takiej sytuacji, a dzieci i nauczyciele nie wiedzieli, co i jak mają robić. Brak szkoleń został także w śledztwie uznany za jeden z powodów tak dużej liczby ofiar. Schidkraut twierdzi, że szkolenia w szkołach powinny być prowadzone i że można prowadzić je w sposób niepowodujący traumy u szkolonych, przy zachowaniu ich skuteczności. Nie rekomenduje ona jednak szkoleń z wykorzystaniem sztucznej krwi i plastikowych kul. Bardziej użyteczne jest trenowanie zachowań na wypadek interwencji służb ratunkowych[60].

W amerykańskich mediach można znaleźć filmiki ze źle przeprowadzonych ćwiczeń. Dramat polega na tym, że często są to filmy szkoleniowe, przygotowane bez znajomości problemu i specyfiki szkolnej. Bardzo często osoby znajdujące się w sali lekcyjnej zatrzaskują drzwi (bez zamykania na klucz) lub barykadują ławkami i krzesełkami drzwi, które otwierają się na zewnątrz, co z oczywistych powodów nie ma sensu. W innych przypadkach autorzy takich szkoleń namawiają do natychmiastowego opuszczenia szkoły, co jest bardzo ryzykowne, ponieważ z reguły nie wiadomo, gdzie znajduje się napastnik. Bardzo często można trafić na wypowiedzi osób używających terminów „ćwiczenie” i „trening” zamiennie, co jest błędem. Ćwiczenia zawierają bowiem w sobie element realizmu, wprowadzany na bazie szkolenia teoretycznego i praktycznego[61].

W sytuacjach, kiedy dzieci nie są informowane, że odbędzie się tego typu trening, dochodzi do sytuacji, w których szkoły są skarżone przez rodziców, a dzieci przeżywają traumę. Trudno się z tym nie zgodzić, to też psuje chęć szkolenia się w innych szkołach. W Stanach Zjednoczonych wiele w kwestii organizowania szkoleń i ćwiczeń zależy od dyrekcji szkoły czy władz lokalnych. Mało jest badań pokazujących skuteczność i przydatność takich szkoleń. Jedną z osób, które się tym zajmują, jest wspomniana już profesor Jaclyn Schildkraut. Zauważyła ona, że po Columbine wiele szkół miało problemy z określeniem skuteczności wprowadzanych procedur bezpieczeństwa. W wielu wprowadzono bardzo nieefektywne rozwiązania, np. wykrywacze metali czy kuloodporne plecaki, wydając duże pieniądze na środki, które dają złudne poczucie bezpieczeństwa. Schildkraut uważa, że jeżeli drzwi sali są zamknięte na klucz, światło zgaszone, a dzieci znajdują się poza zasięgiem strzału, napastnik ma niewiele możliwości działania do przyjazdu policji. Schidkraut prowadzi także badania: ocenia, czy uczniowie zamykają się w salach na klucz, czy siedzą cicho, gaszą światło; po miesiącu przyjeżdża i ponownie ocenia sytuację; bada też poczucie bezpieczeństwa u dzieci przed i po szkoleniu. Osobiście rozumie rodziców, ale uważa, że dzieciom należy dać narzędzia, aby sobie poradziły w skrajnie niebezpiecznych sytuacjach[62].

W 2007 r. psycholożki Elizabeth Zhe i Amanda Nickerson ustaliły, że kiedy treningi i ćwiczenia są prowadzone zgodnie z tzw. dobrymi praktykami, bez niepotrzebnego stresu podnoszą świadomość, jak należy się zachować w niebezpiecznej sytuacji. Według Narodowego Stowarzyszenia Psychologów (The National Association of School Psychologists), dobre praktyki szkoleń z zakresu Azylu nie zawierają elementów pozorujących realny atak, jak krzyki i sztuczna krew. Uczestnicy treningów/szkoleń i ćwiczeń powinni wiedzieć, że sytuacja, w której uczestniczą, jest sztuczna, a nie realna, co pozwala uniknąć traumy. Samo szkolenie i ćwiczenia powinny być dostosowane do wieku uczestników. Nauczyciele zawsze powinni być gotowi do udzielania odpowiedzi na wątpliwości i pytania[63].

Według Stowarzyszenia Szkolnych Psychologów w USA, dobrze zrealizowany trening procedury Azyl powinien zawierać takie elementy, jak m.in.:

  • utworzenie szkolnego zespołu ds. bezpieczeństwa, który współpracuje ze służbami porządkowymi,
  • przeprowadzenie oceny środowiska szkolnego,
  • przeprowadzenie analizy w celu wypracowania optymalnych procedur bezpieczeństwa,
  • przygotowanie treningu procedur z uwzględnieniem specyficznego środowiska danej szkoły,
  • określenie celu i przygotowanie planu treningu, zakładającego stopniowe przechodzenie od najprostszych elementów do trudniejszych oraz ustalenie ram czasowych,
  • zapewnienie wsparcia logistycznego treningu,
  • przygotowanie systemu łączności pozwalającego na przekazywanie niezbędnych sygnałów oraz zbieranie informacji o wnioskach i doświadczeniach,
  • przygotowanie długoterminowego planu zapewniającego utrzymanie nabytych umiejętności oraz określenie potrzeb szkoleniowych w innych obszarach[64].

Mimo przytoczonych ustaleń z 2007 r. 51 milionów uczniów amerykańskich szkół podstawowych w dalszym ciągu nie wie, jak takie szkolenia powinny przebiegać. Czy szkolenia z użyciem ślepej amunicji i symulacji są bardziej efektywne niż takie, o których uczniowie wiedzą zawczasu? Uczniowie przeżywają to bardzo głęboko, do momentu, w którym dowiadują się, że to jest trening. Przeciwnicy takiego rozwiązania uważają, że uczniowie traktują takie ćwiczenia mniej poważnie[65].

W oparciu o doświadczenia autora niniejszego opracowania, w szkołach podstawowych w przypadku młodszych dzieci powinno się całkowicie rezygnować z używania takich słów jak „terrorysta” i „bomba”. Wynika to z tego, że dziecko zna terrorystę tylko z filmów czy gier komputerowych, będzie się go bało, a jednocześnie prawdopodobnie nigdy w życiu go nie zobaczy. Nastawiając się na tego typu zagrożenie, nie będzie w stanie rozpoznać swojego rówieśnika, który może chorować psychicznie i będzie bardziej niebezpieczny niż potencjalny terrorysta. Podobnie gdy powiemy, że w szkole podłożona jest bomba, dzieci będą sparaliżowane strachem. Tymczasem dzieci powinny reagować na sygnały alarmowe, a nie zastanawiać się, czy dana sytuacja jest niebezpieczna bardziej, czy mniej. Wystarczy używać terminu „osoba niebezpieczna”, który jest dzieciom wpajany przez rodziców od najwcześniejszych lat, a będą one w stanie ocenić, kto może być dla nich niebezpieczny. Dodatkowo przed rozpoczęciem treningu dzieci powinny zostać zapoznane z całym scenariuszem szkolenia, aby wiedziały, co i dlaczego będzie się po kolei działo i do czego to ma je przygotować. Z praktyki wynika, że już siedmioletnie dzieci doskonale rozumieją cel takich szkoleń i potrafią potem w domu opowiedzieć rodzicom o procedurach. Bardziej świadomi rodzice trenują wybrane elementy procedur także w domu[66].


[1] Miało być szkolenie z „elementem zaskoczenia”. Były strzały, strach i zaalarmowana policja, TVN 24, 19.06.2019 r., https://tvn24.pl/lodz/lodzkie-szkolenie-z-elementem-zaskoczenia-strzaly-w-szkole-strach-ra946063-2313218, dostęp: 3.08.2020 r.

[2] Byli antyterroryści wtargnęli do szkoły w Pabianicach. Sprawa pod lupą kuratorium, Onet, 19.06.2019 r., https://wiadomosci.onet.pl/lodz/pabianice-byli-antyterrorysci-w-szkole-kuratorium-wyjasni-sprawe-szkolenia/1c69805, dostęp: 3.08.2020 r.

[3] Miało być szkolenie z „elementem zaskoczenia”…

[4] Byli antyterroryści wtargnęli do szkoły…

[5] Tamże.

[6] Miało być szkolenie z „elementem zaskoczenia”…

[7] Tamże.

[8] M. Podolski, Barczewo: przerażone dzieci podczas symulacji ataku terrorystycznego, Onet, 4.12.2019 r., https://olsztyn.onet.pl/barczewo-symulacja-ataku-terrorystow-na-szkole-dzieci-byly-przerazone/98mkp9c, dostęp: 4.12.2019 r.

[9] Udawali terrorystów, uczniowie wpadli w panikę. Burmistrz zawiadamia prokuraturę, TNV 24, 4.12.2019 r., https://tvn24.pl/pomorze/barczewo-symulacja-ataku-terrorystycznego-w-szkole-panika-wsrod-uczniow-ra990461-2508628?source=rss, dostęp: 29.07.2020 r.

[10] M. Podolski, Barczewo: przerażone dzieci…

[11] Tamże.

[12] Śledztwo po symulacji ataku terrorystycznego w szkole w Barczewie, Polsat News, 10.12.2019 r., https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2019-12-10/sledztwo-po-symulacji-ataku-terrorystycznego-w-szkole-w-barczewie/, dostęp: 29.07.2020 r.

[13] Udawali terrorystów, uczniowie wpadli…

[14] Śledztwo po symulacji ataku terrorystycznego…

[15] Udawali terrorystów, uczniowie wpadli…

[16] Śledztwo po symulacji ataku terrorystycznego…

[17] J . Nowicka, Dlaczego w szkole symulowano atak terrorystyczny? „Polityka”, 7.12.2019 r., https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1934926,1,dlaczego-w-szkole-symulowano-atak-terrorystyczny.read, dostęp: 4.02.2020 r.

[18] Udawali terrorystów, uczniowie wpadli w panikę…

[19] M. Podolski, Barczewo: przerażone dzieci podczas symulacji…

[20] Śledztwo po symulacji ataku terrorystycznego w szkole…

[21] Udawali terrorystów, uczniowie wpadli w panikę…

[22] J. Schidkraut, Do lockdown drills do any…

[23] L. Rygg, School Shooting Simulations: At What Point Does Preparation Become More Harmful than Helpful?, 1.01.2015 r., „Children’s Legal Rights Journal”, Volume 35, Issue 3, 2015, s. 217–220.

[24] I. Fattal, High School Was Different Before Columbine, „The Atlantic”, 19.04.2019 r., https://www.theatlantic.com/education/archive/2019/04/before-columbine-what-was-high-school-like/587527/, dostęp: 3.04.2020 r.

[25] Realna ewakuacja, uwzględniająca wszystkie te okoliczności, jest możliwa i zostanie szczegółowo opisana w ostatnim rozdziale opracowania.

[26] C. Sandell, E. Shapiro, A. Stone, B. Perlow, ‘There’s never a safe place’: Colorado school training kindergartners to high schoolers to respond to an active shooter, 18.09.2019 r., https://abcnews.go.com/US/safe-place-colorado-school-training-kindergartners-high-schoolers/story?id=65123554, dostęp: 07.04.2020 r.

[27] Active Shooter Incidents in the United States in 2018, Raport U.S. Department of Justice, Federal Bureau of Investigation, April 2019, https://www.fbi.gov/file-repository/active-shooter-incidents-in-the-us-2018-041019.pdf/view, dostęp: 08.04.2020 r.

[28] G. Enright, School shooting drills: How are realistic scenarios affecting students?, 14.11.2019 r., https://www.whio.com/news/local/school-shooting-drills-how-are-realistic-scenarios-impacting-kids/QVTA6of1OOredGFeoa9Z3J/, dostęp: 3.04.2020 r.

[29] System taki zostanie zaproponowany w ostatnim rozdziale.

[30] M. Raińczuk, Szkolne masakry – czy będą następne…

[31] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 14–19.

[32] E. Shapiro, Columbine principal reflects…

[33] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 14–19.

[34] Kauhajoki School Shooting on 23 September 2008…, s.14–18.

[35] Tamże, s.14–18.

[36] N. Nehamas, No lockdown drills…

[37] A. Buncombe, Columbine anniversary: How a notorious mass shooting forever changed the way Americans go to school, „The Independent”, 20.04.2019 r., https://www.independent.co.uk/news/world/americas/columbine-anniversary-high-school-shooting-active-shooter-drills-alice-dylan-klebold-eric-harris-a8878741.html, dostęp: 04.04.2020 r.

[38] Szczegółowe procedury zostaną opisane w ostatnim rozdziale.

[39] A. Buncombe, Columbine anniversary…

[40] The Truth Behind the Run-Hide-Fight Debate…

[41] P. Mazzei, Parkland Gunman Carried…

[42] Mass Shootings at Virginia Tech…, s. 89–99.

[43] Tamże, s. 89–99.

[44] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 19–21.

[45] Mass Shootings at Virginia Tech…, s. 89–99.

[46] Mark Manes, który sprzedał Harrisowi broń i 100 sztuk amunicji dzień przed zamachem, trafił do więzienia na sześć lat. Inny mężczyzna, Philip Duran, który poznał Harrisa i Klebolda z Manesem – także trafił do więzienia. Columbine Shooting, „History…

[47] https://en.wikipedia.org/wiki/Sandy_Hook…

[48] Violence prevention, National Center of Educational Statistics, https://nces.ed.gov/fastfacts/display.asp?id=54, 09.04.2020 r.

[49] E. Shapiro, 20 years after Columbine…

[50] L. Rygg, School Shooting Simulations…, s. 217–220.

[51] N. Graf, A majority of U.S. teens fear a shooting could happen at their school, and most parents share their concern, „Pew Research Centre”, 18.04.2018 r., https://www.pewresearch.org/fact-tank/2018/04/18/a-majority-of-u-s-teens-fear-a-shooting-could-happen-at-their-school-and-most-parents-share-their-concern/, dostęp: 22.04.2020 r.

[52] A. Herron, „It hurt so bad”: Indiana teachers shot with plastic pellets during active shooter training, „IndyStar”, 17.12.2019 r., https://eu.indystar.com/story/news/politics/2019/03/21/active-shooter-training-for-schools-teachers-shot-with-plastic-pellets/3231103002/, dostęp: 6.04.2020 r.

[53] G. Enright, School shooting drills…

[54] C. Sandell, E. Shapiro, A. Stone, B. Perlow, There’s never a safe…

[55] B. Fearnow, Andrew Yang proposes ending school shooter drills as part of presidential campaign platform, „Newsweek”, 11.04.2019 r., https://www.newsweek.com/andrew-yang-end-active-school-shooter-drills-proposal-gun-safety-mass-shooting-education-1469673, dostęp: 06.04.2020 r.

[56] Tamże.

[57] L. Rygg, School Shooting Simulations…, s. 217–220.

[58] Autorskie szkolenie procedur bezpieczeństwa, polegające na trenowaniu ewakuacji i Azylu całej szkoły, bez względu na jej wielkość, zarówno w czasie przerwy, jak i lekcji.

[59] Opinia ta poparta jest kilkuletnim doświadczeniem autora w prowadzeniu szkoleń całych szkół jednocześnie – zarówno na wypadek pożaru, jak i wtargnięcia do szkoły aktywnego strzelca. Szkoleniami, które nie powodują żadnych negatywnych emocji, zostało objętych już kilkanaście tysięcy dzieci i młodzieży.

[60] J. Schidkraut, Do lockdown drills…

[61] Tamże.

[62] N. Minor, A. Dukakis, How Effective Are School Lockdown Drills?, 19.04.2019 r., https://www.npr.org/2019/04/19/715193493/how-effective-are-school-lockdown-drills?t=1586213049748, dostęp: 7.04.2020 r.

[63] J. Schidkraut, Do lockdown drills…

[64] Best Practice Considerations for Schools in Active Shooter and Other Armed Assailant Drills, Guidance From the National Association of School Psychologists and the National Association of School Resource Officers, December 10, 2014, Updated April 2017, https://www.nasponline.org/resources-and-publications/resources-and-podcasts/school-climate-safety-and-crisis/systems-level-prevention/best-practice-considerations-for-schools-in-active-shooter-and-other-armed-assailant-drills, dostęp: 7.04.2020 r.

[65] W 39 stanach w USA w przypadku wtargnięcia aktywnego strzelca obowiązuje procedura barykadowania się w klasach. W innych stanach obowiązują zasady ustalone przez Education Commission of the State, według których generalnie szkolenia z procedur powinny być realizowane dwa razy do roku. C. Thompson, Parents question whether shooting drills traumatize kids, 10.02.2019 r., https://apnews.com/e8ea3acddb574f07ad3b6b3cf2278711, dostęp: 8.04.2020 r.

[66] Doświadczenia autora z prowadzonych szkoleń i rozmów z rodzicami.

Opracował: dr Krzysztof Danielewicz

Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

Finlandia, kraj postrzegany jako spokojny o wysokim społecznym zadowoleniu z warunków życia. Kraj, w którym z powodzeniem wprowadza się reformy kształcenia. Finlandia to także, kraj, w którym w 2007 i 2008 miały miejsce dwa tragiczne zamachy na placówki oświatowe.

Jokela Upper Secondary School, Finlandia, 7 listopada 2007 r.

Przebieg zdarzenia

Jokela jest jednym z ośrodków miejskich w prowincji Finlandia Południowa, w gminie Tuusula, około 50 km od Helsinek. Do szkoły prowadzi rzadko uczęszczana droga, na północ od szkoły leżą pola i parking, z tyłu znajduje się Ośrodek Kultury Jokela (Jokela Community Centre) i centrum opieki dziennej. Ludność Jokela to 5300 osób. Na terenie zespołu szkół Jokela (Jokela School Centre) funkcjonowały szkoła podstawowa i średnia (Jokela Upper-Level Comprehensive School and Upper Secondary School). Z wszystkich obiektów korzystały obie szkoły. Uczyło się tam 489 uczniów: 318 w szkole podstawowej i 171 w ogólnokształcącej, w szkole podstawowej pracowało 33 nauczycieli, w średniej – 10. 7 listopada 2007 r. 18-letni Pekka-Eric Auvinen, uczeń szkoły średniej, wszedł w trakcie lekcji do Jokela School Centre i przy użyciu legalnie zakupionej broni zastrzelił sześciu uczniów, nauczyciela i pielęgniarkę szkolną, a następnie popełnił samobójstwo[1].

W dniu zamachu Auvinen nie przyszedł do szkoły. O godzinie 8.37 zaczął przeglądać Internet, o 9.33 zamieścił na YouTubie film, na którym było widać szkołę, a następnie kamera pokazała zamachowca celującego z broni w stronę kamery. Pod film podłożył muzykę. Po godzinie 11 umieścił kolejne filmiki i wiadomości tekstowe na forum „Zabijanie w szkołach” (school killings), mówiące, że historia będzie miała miejsce dzisiaj. Jako datę wybrał 70 rocznicę wybuchu rewolucji październikowej. Wyłączył komputer o godzinie 11.28, po czym rowerem pojechał do szkoły oddalonej o 1,7 km. Do szkoły dotarł o godzinie 11.37 i wszedł do budynku wejściem koło stołówki. W tym czasie trwały zajęcia, a uczniowie szkoły średniej mieli przerwę na lunch. O godzinie 11.42 na korytarzu spotkał swoją pierwszą ofiarę, ucznia szkoły średniej, którego zastrzelił, po czym wszedł do toalety. Kiedy uczniowie zobaczyli leżącego na podłodze kolegę, myśleli, że uderzył się w głowę. Kilku uczniów słyszało strzał, ale nie zidentyfikowali go jako wystrzał z broni. Kiedy uczniowie dzwonili na pogotowie (ERC – Emergency Response Centre), zamachowiec stanął w drzwiach toalety i zastrzelił kolejne dwie osoby. Jeden z uczniów rozpoznał zamachowca. Szkolna pielęgniarka, kiedy zorientowała się, że ktoś został postrzelony, kazała uczniom uciekać na zewnątrz budynku i zadzwonić po pomoc. W tym czasie został zastrzelony czwarty uczeń. Pielęgniarka zaczęła uciekać korytarzem, ale zamachowiec zastrzelił ją oraz kolejnego ucznia. Była godzina 11.46, pierwsze sześć osób napastnik zastrzelił w ciągu czterech minut[2].

Jeden z uczniów niemal natychmiast po rozpoczęciu strzelaniny zadzwonił do ERC i wbiegł po schodach na pierwsze piętro, kierując się do pokoju nauczycielskiego. Mimo że to, co mówił, było bardzo chaotyczne, nauczyciele szybko zorientowali się, że w szkole trwa strzelanina. Jeden z nich przejął telefon ucznia i przekazał dyspozytorowi pogotowia brakujące informacje. Pięciu nauczycieli wybiegło z pokoju nauczycielskiego, żeby ustalić, co się stało. Pierwszy z nich zbiegł na dół i krzyknął do pozostałych, aby zostali tam, gdzie są, bo strzelec jest piętro niżej. Inny nauczyciel pobiegł do kantyny i nakazał znajdującym się tam uczniom opuszczenie budynku. Pozostali nauczyciele zostali w pokoju nauczycielskim i byli w kontakcie telefonicznym z pracownikami ERC, którzy nakazali im pozostać za zamkniętymi drzwiami.

W tym czasie zastępczyni dyrektorki pobiegła do dyrektorki szkoły z informacją o tym, co się dzieje. O godzinie 11.47 dyrektorka przez radiowęzeł nakazała wszystkim pozostanie w salach lekcyjnych i kategorycznie zabroniła je opuszczać. Po tonie dyrektorki wszyscy wyczuli, że coś się dzieje, jednak część uczniów myślała, że są to ćwiczenia. Zamknięto drzwi do sal lekcyjnych i drzwi pożarowe prowadzące z holu na korytarz. Niektórzy nauczyciele i uczniowie schowali się w toaletach i magazynach. Jeden z nauczycieli powiedział uczniom, którzy znajdowali się na korytarzu, aby schowali się do sal lekcyjnych i pozamykali w środku. Inny nauczyciel po usłyszeniu komunikatu opuścił salę lekcyjną, aby sprawdzić, co się dzieje. Wychodząc, nakazał uczniom pozostać w klasie. W części administracyjnej on i dwaj inni uczniowie znaleźli się twarzą w twarz z napastnikiem, zdołali jednak uciec na zewnątrz. Nauczyciel podbiegł do okna swojej sali lekcyjnej i krzykiem oraz machaniem rękoma dał uczniom znać, że mają opuścić salę. Część z nich pobiegła korytarzem w kierunku napastnika, ale gdy go zauważyli, wbiegli z powrotem do klasy. Napastnik pobiegł za nimi i zaczął strzelać do ludzi i do przedmiotów w sali. Kiedy wyszedł, część uczniów wskoczyła do szybu wentylacyjnego, aby się ukryć[3].

Zamachowiec chodził po korytarzu, wystrzelił co najmniej 53 naboje, cały czas krzyczał, że wszystkich pozabija. Próbował wejść do jednej z klas, ale ponieważ sala była zamknięta, strzelił trzy razy przez drzwi, raniąc jednego z uczniów w stopę. Następnie wszedł na drugie piętro, gdzie natknął się na dwóch uczniów siedzących na ławce na korytarzu. Jeden z nich zdołał uciec, drugi został śmiertelnie ranny. Zamachowiec podszedł do drzwi prowadzących do kantyny, które były zamknięte, zażądał ich otwarcia i zaczął strzelać przez szybkę w drzwiach. W tym czasie uczniowie zdołali już uciec do innych pomieszczeń znajdujących się za kuchnią.

O godzinie 11.54 dyrektorka i inny nauczyciel wyszli z gabinetu i łącznikiem chcieli opuścić szkołę. Nauczyciel uciekł w kierunku parkingu, natomiast dyrektorka została kilkakrotnie postrzelona i poniosła śmierć. Na miejscu znaleziono siedem łusek.

Była godzina 11.57, zamachowiec nadal chodził po szkole i próbował wtargnąć do kilku klas; udało mu się dostać tylko do jednej otwartej sali, w której znajdowali się uczniowie. Wymierzył w nich broń i powiedział, że jest rewolucja i mają niszczyć przedmioty. Wystrzelił dwa razy, ale nikogo nie zabił[4].

Następnie wycofał się na korytarz i oblał podłogę i ściany łatwopalną cieczą, którą przyniósł ze sobą w 1,5-litrowych plastikowych butelkach. Była to mieszanka benzyny ze smarem. Podpalenie szkoły realizował zgodne ze swoimi planami, które opisał w pamiętniku: „Atak na ludzkość będzie wspaniały: ludzie umierają, niektórzy w panice, inni uciekają przed siebie, niektórzy okaleczeni, dym wydobywający się ze szkoły, rozszerzający się ogień…”[5]. Na szczęście podpalenie budynku mu się nie udało.

W niektórych klasach uczniowie i nauczyciele wybili okna i ewakuowali się na zewnątrz (około 150–200 uczniów z 7–8 sal opuściło je dopiero po śmierci zamachowca, gdy przybyła policja i ich ewakuowała). Od początku strzelaniny minęło około 30 minut. Uczniowie wiedzieli, kto jest napastnikiem, dzwonili do siebie nawzajem na komórki i do osób poza szkołą. Część uczniów informacje o tym, co się stało, dostawała z zewnątrz jeszcze w trakcie zamachu[6].

Około godziny 12.04 do budynku weszli pierwsi policjanci. Zamachowiec oddał do nich kilka strzałów, po czym poszedł do toalety, gdzie popełnił samobójstwo. W sumie wystrzelił 75 naboi, 328 kolejnych znaleziono w jego plecaku, kieszeniach, w szkole i w domu[7].

ERC w Uusimaa informację o tym, że coś się dzieje w szkole, otrzymała o godzinie 11.43. Dzwoniący przekazał, że na korytarzu leży uczeń, z którego głowy leci krew, prawdopodobnie w wyniku uderzenia, nie było mowy o strzelaninie. Zgłoszenie zostało zaklasyfikowane jako B1, co oznaczało natychmiastowe wysłanie karetki, ale bez lekarza, który wysyłany jest dopiero przy zgłoszeniu kategorii A, kiedy występuje zagrożenie życia. Gdy zgłoszenie było przyjmowane, było już słychać strzały. Do godziny 11.44 zostały już poinformowane dwie karetki. Do godziny 11.46 dyspozytor ERC już wiedział, że zdarzenie jest związane z użyciem broni. Inny dyspozytor otrzymał zgłoszenie o 11.45, z którego jednoznacznie wynikało, że w szkole ma miejsce strzelanina. Łącznie wysłano 12 zespół ratunkowych.

O godzinie 11.46.18 pogotowie poinformowało o sytuacji policję; dwa patrole, które znajdowały się w odległości 10 i 13 kilometrów od szkoły, natychmiast podjęły interwencję. O 11.46.38 zgłoszenie zostało przeklasyfikowane na A; to sprawiło, że zaalarmowano kolejne jednostki, w tym śmigłowiec ratunkowy. Odwołano z ćwiczeń jednostkę specjalną policji, która o godzinie 12.10 w pełnym wyposażeniu udała się na miejsce zdarzenia[8].

Pierwsza jednostka policji dotarła na miejsce o godzinie 11.55, w tym samym momencie, co karetka pogotowia. W drodze policjanci na bieżąco otrzymywali informacje o ofiarach i aktywności zamachowca, nie mieli jednak opisu napastnika ani informacji o możliwych miejscach jego pobytu. Informacja o tym, że napastnik jest jeden, nie była potwierdzona, w związku z tym policjanci musieli brać pod uwagę obecność innych zamachowców i przygotować się na to. Pierwszą rzeczą, którą policja musiała zrobić, to ustalić, gdzie jest i jak wygląda napastnik oraz zabezpieczyć szkołę przed wejściem na jej teren osób postronnych. Policjanci widzieli z zewnątrz grupy rozhisteryzowanych dzieci i młodzieży, którzy chcieli wychodzić przez okna. Niektórych okien nie można było otworzyć od wewnątrz, więc policjanci wybijali szyby i pomagali w ewakuacji. O godzinie 12.04 policjanci zauważyli pomiędzy budynkami A i D, w wejściu głównym, mężczyznę ubranego na czarno z plecakiem na ramieniu. Kiedy polecili mu wyjść na zewnątrz, ten zapytał: „Co się tutaj stało?”, następnie wszedł do budynku, a po chwili ponownie się pokazał. Policjanci powtórzyli swój komunikat, po chwili zauważyli broń skierowaną w ich stronę, następnie padły dwa strzały. Policjanci wzywali napastnika do wyjścia, ten jednak schował się za drzewem przy wejściu głównym. Policjanci znajdowali się około 45 metrów od niego, co było odległością za dużą na oddanie bezpiecznego strzału. Po uszczelnieniu szkoły policjanci dostali rozkaz sprawdzenia dziedzińca, co było ryzykowne, ponieważ byliby wtedy widoczni dla napastnika.

Wokół szkoły w odległości 300 metrów od niej ustawiono kordon; zgromadziło się przy nim wielu pracowników szkoły i uczniów.

Cały czas przyjeżdżały kolejne jednostki policji. Kilka minut później przy wejściu do budynku D znaleziono ciało dyrektorki szkoły. Świeżo przybyli policjanci otrzymali zadania odszukania ludzi w budynkach C, B i A, ewakuacji wszystkich oraz zidentyfikowania napastnika lub napastników. W związku z tym, że część pomieszczeń była zamknięta, przeszukiwanie szkoły się przedłużało. Do godziny 13.38 znaleziono w szkole sześć ciał, z których większość miała wiele ran postrzałowych. O godzinie 13.54 policjanci odnaleźli zamachowca, a obok niego pistolet. Ponieważ wydawało się, że chłopak żyje, została podjęta reanimacja. Okazało się jednak, że jest martwy i lekarz stwierdził zgon.

Do godziny 14.29 ze szkoły wyprowadzono wszystkie znajdujące się w niej osoby, budynek został sprawdzony, a o godzinie 15.40 zakończyła się druga inspekcja, ostatni uczeń został ewakuowany o 15.17. Następnie na miejsce przybyły jednostki i specjaliści odpowiedzialni za zbieranie dowodów, śladów, prowadzenie śledztwa czy identyfikację zwłok[9].

Symptomy

Pekka-Eric Auvinen mieszkał z rodziną w Jokela od 10 lat. Przez sześć lat uczęszczał do szkoły podstawowej nieopodal swojego domu, następnie do szkoły średniej w zespole szkół Jokela. W momencie zamachu był uczniem trzeciej klasy szkoły ponadpodstawowej. Z opinii wynika, że był pracowitym uczniem, rzadko nieobecnym w szkole. Nie miał problemów z nauką ani z rówieśnikami, zachowywał się bez zarzutu. Po ukończeniu szkoły średniej planował studiowanie historii, nauk politycznych lub psychologii. W pierwszych latach szkoły podstawowej miał przyjaciół, w szkole średniej było ich mniej, natomiast oceny zaczęły się pogarszać. Był niezły z historii, filozofii, nauk społecznych i psychologii. Gorzej było z matematyką i wychowaniem fizycznym.

Jego matka, ojciec i młodszy brat spędzali dużo czasu w domu. W rodzinie nie było konfliktów, wspólną pasją wszystkich była muzyka. Rodzice dbali o dzieci i dużo z nimi rozmawiali, interesowali się tym, co dzieci robią w szkole, jak się uczą i co będą robić w życiu. Kładli duży nacisk na zainteresowanie książkami, przestrzegali dzieci przed spędzaniem zbyt dużej ilości czasu przed komputerem i grami komputerowymi, które uważali za brutalne i pełne przemocy[10]. Podstawą posłuszeństwa był niekwestionowany rodzicielski autorytet

Według rodziców, kiedy Pekka-Eric był w czwartej klasie szkoły podstawowej, stał się ofiarą znęcania przez rówieśników. Sytuacja pogorszyła się w piątej i szóstej klasie. W ankiecie zdrowotnej chłopak przyznał się, że znęcanie bardzo go irytuje. Matka kontaktowała się z nauczycielami, ponieważ uważała, że szkoła jest zbyt tolerancyjna i ma lekceważące podejście do przeklinania, złych manier czy przypadków znęcania się.

Ciekawe jest to, że w opinii nauczycieli z tamtego okresu, Pekka-Eric nie był ofiarą jakiegoś szczególnego znęcania. Według nauczycieli metody wychowawcze jego rodziców nie miały zastosowania w pracy ze współczesną młodzieżą i sprawiały, że chłopak miał trudności w relacjach z rówieśnikami. Rodzice chłopaka informowali także innych rodziców, że ich dzieci źle się zachowują. To było irytujące i sprawiało, że rodzice kolegów nakazywali im unikanie kontaktu z Pekką-Erikiem. Niemniej w tamtym czasie problem znęcania nie został oficjalnie zgłoszony i nie był rozpatrywany przez władze szkoły.

W 2002 r. dyrekcja szkoły otrzymała zgłoszenie o znęcaniu się nad Pekką-Erikiem, był to raport wypełniony przez rodziców, w którym chłopak na pytanie, czy jest ofiarą znęcania, miał odpowiedzieć: „tak”. Ponieważ w tamtym czasie nie miał żadnych przyjaciół, nauczyciele podejrzewali, że może być ofiarą. Prawdopodobnie przeprowadzono też spotkanie na temat przypuszczalnego znęcania się nad Pekką-Erikiem, w którym mieli uczestniczyć wszyscy chłopcy z klasy[11].

Według części nauczycieli i uczniów, chłopak był także ofiarą znęcania w szkole średniej, kierowano w jego stronę kpiące uśmiechy i drwiny. Ich powodami miały być jego nienaganny ubiór, odstający od sposobu ubierania się innych nastolatków, zainteresowania i głośno wyrażane opinie odbiegające od wyznawanych przez rówieśników, a także brak zdecydowania i skłonność do czerwienienia się. W czasie nauki w szkole średniej lekarz napisał, że Pekka-Eric jest ofiarą znęcania. Problem trwał latami – jeszcze w 2006 r. chłopak był ofiarą prześladowania, co było omawiane z rodzicami i nauczycielami, sprawą zajmował się także samorząd uczniowski. Odbyło się też spotkanie z udziałem dyrektora szkoły i nauczycieli, podczas którego omawiano m.in. przypadek popychania Pekki-Erica. Jednak chłopak zaprzeczył, jakoby był popychany i oświadczył, że nie chce na ten temat rozmawiać. Uczniowie z jego klasy przyznali, że nikt go nie popychał, tylko czasami odnoszą się do niego grubiańsko[12].

Auvinena bardzo interesowały nauki społeczne, polityka, filozofia, chłopak czytał i poszukiwał wiedzy na temat różnych ideologii, chciał w przyszłości tworzyć lepsze społeczeństwo, ale z czasem zaczął się interesować bardziej radykalnymi trendami i ideologiami – ruchami ekstremistycznymi i w końcu strzelaninami w amerykańskich szkołach. Dyskutował na te tematy w domu, w szkole i w internecie. Był to też czas, kiedy zaczął postrzegać przemoc jako akceptowalną metodę poprawy rozwiązywania swoich problemów. Interesował się także Unabomberem[13].

Kilka miesięcy przed zamachem Auvinen pojechał do Helsinek na strzelnicę i po powrocie zakomunikował, że chciałby strzelać rekreacyjnie. Rodzice nie byli fanami tego hobby, ale mieli nadzieję, że to go „wyciągnie z jego pokoju”. Często grał w gry komputerowe, przez Messengera komunikował się z radykalnymi środowiskami zarówno w Finlandii, jak i zagranicą. Grał w tzw. strzelanki oraz w grupach w internecie w gry strategiczne jak Battlefield, Civilization, JFK – jedną z rzadszych gier opartą na historii zabójstwa prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Z kolei inne gry, The Splinter Cell i Hitman, polegały na rozwiązywaniu problemów bez przemocy. Chłopak rozmawiał o szkolnych strzelaninach z co najmniej 12 członkami forum dyskusyjnego, w tym o zamachu w Columbine. Kilku członków forum dyskusyjnego podziwiało strzelaniny w szkołach. Dyskutowanie o tych tematach w internecie nie było w tamtym czasie w Finlandii nielegalne[14].

Auvinen był samotny, nieśmiały i miał problem z mimowolnym czerwienieniem się. To w połączeniu z jego niskim wzrostem sprawiało, że znajdował się w bardzo trudnej sytuacji społecznej. Kiedy miał 16 lat, zwrócił się o pomoc do szkolnego punktu pomocy medycznej. Lekarz zalecił mu ćwiczenia fizyczne i zapisał środek SSRI (Selective Serotonin Reuptake Inhibitor – selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny), by złagodzić jego wewnętrzny niepokój i obawy. Chłopak zaczął przyjmować lek w małych dawkach od kwietnia 2006 r. i brał do chwili zamachu. Początkowo środek działał, z czasem zaczął tracić skuteczność, więc dawki zostały zwiększone. W 2007 r. Pekka-Eric chodził do lekarza już rzadziej, a recepty zamawiał przez telefon. Ostatnie badania lekarskie zaliczył w trakcie rejestracji do służby wojskowej wiosną 2007 r. Środka SSRI nie powinno się zapisywać nieletnim, a jego ewentualna kontynuacja powinna za każdym razem być związana z wizytą u lekarza. Tymczasem dla chłopaka nawet nie opracowano kompleksowego planu leczenia, nikt na bieżąco nie oceniał jego stanu zdrowia, aby dostosować ilość środka do potrzeb.

Pomiędzy grudniem 2006 a styczniem 2007 r. rodzice Pekki-Erica wnioskowali do lekarza szkolnego o skierowanie go do poradni zdrowia psychicznego dla nastolatków. Wniosek został odrzucony, ponieważ symptomy syna uznano za nieznaczne. Przed skierowaniem do szpitala powinien być leczony przez lekarza pierwszego kontaktu przy wykorzystaniu antydepresantów. Innym powodem braku skierowania na specjalistyczne leczenie była długa kolejka i ograniczone środki, przez co było ono dostępne tylko dla ciężkich przypadków. Pomimo wsparcia rodziców, przepisane środki chłopak brał nieregularnie, a do jesieni 2007 zaprzestał całkowicie ich przyjmowania.

Generalnie chłopak postrzegany był jako osoba spokojna, pokojowo nastawiona, nie zażywał też narkotyków, nie palił, ale podobno pił alkohol. W czasie ataku nie był pod wpływem środków odurzających, alkoholu czy środków medycznych. Był podenerwowany w związku z rejestracją do służby wojskowej w listopadzie 2007 r. Po komisji lekarskiej i teście fizycznym dostał kategorię zdrowia E i odroczono mu służbę na trzy lata. W czasie komisji lekarskiej zachowywał się bardzo rzeczowo, w kwestionariuszu nawet nie wspomniał o symptomach depresji i skłonnościach samobójczych[15].

Pekka-Eric Auvinen planował zamach od co najmniej marca 2007 r., kiedy to napisał w swoim pamiętniku, że chce zapoczątkować operację przeciwko ludzkości, w trakcie której zamierza zabić jak najwięcej osób i spowodować chaos i spustoszenie wokół siebie. Przewidywał, że będzie uzbrojony i gotowy do realizacji zadania najpóźniej jesienią. W marcu napisał także, że może zginie w tej akcji, a jego czyn będzie zapamiętany na zawsze i będzie miał trwały wpływ na świat. Wierzył także, że inni ludzie pójdą w jego ślady. Chłopak podziwiał inne ataki na szkoły na świecie, np. zamach w technikum w Virginii 16 kwietnia 2007 r. Kilka dni później, 20 kwietnia 2007 r., świętował rocznicę zamachu w Columbine. W pamiętniku napisał, że żałuje, że przygotowana przez zamachowców bomba z propanem nie wybuchła. Tego samego dnia napisał prawdopodobnie swój pierwszy komentarz dotyczący strzelaniny w Columbine[16].

Na kilka miesięcy przed zamachem rodzice zauważyli, że Pekka-Eric zaczął na długie godziny zamykać się w swoim pokoju i spędzać ten czas przed ekranem komputera. Latem 2007 r. chłopak poznał przez internet dziewczynę z zagranicy, z którą na jednym z forów dyskusyjnych rozmawiał na tematy szkolnych strzelanin. Jesienią dziewczyna znalazła innego chłopaka do dyskusji i ograniczyła kontakty z Pekką-Erikiem, na co ten zareagował agresywnymi i pełnymi oszczerstw komentarzami. Na forum nazwano go dziecinnym i niedojrzałym. Na dzień przed zamachem przeprosił wszystkich w internecie za swoje niegrzeczne zachowanie i dodał, że wkrótce przyjdzie na niego czas, aby odszedł. Nie ukrywał, że podziwiał strzelaniny w szkołach, ale według innych członków społeczności nie można było wyczuć, czy miał jasne plany oraz gdzie i kiedy mógłby je zrealizować[17].

W maju 2007 r. zaczął pisać swój manifest „Natural Selector”, pod tytułem „How Did Natural Selection Turn into Idiocratic Selection?” (Jak naturalna selekcja doprowadziła do selekcji idiokratycznej). Tekst w języku fińskim i angielskim zamieścił w internecie 5 listopada 2007 r., ale ostatnie słowa manifestu zatrzymał tylko dla siebie, aż do nocy poprzedzającej zamach[18].

Z ustaleń wynika, że 31 sierpnia 2007 r. Auvinen zapisał się do klubu strzeleckiego w Helsinkach, kiedy odwiedził tamtejszą strzelnicę i miał okazję postrzelać. Był to jego pierwszy kontakt z bronią. Do klubu już więcej nie pojechał. 3 października 2007 r. wystąpił o pozwolenie na broń. Wniosek dotyczył zakupu pistoletu Glock 17, chłopak motywował go chęcią trenowania strzelania precyzyjnego na strzelnicy w Helsinkach, raz lub kilka razy w tygodniu. Zadeklarował, że broń będzie przechowywał w zamkniętym pokoju lub w skrzyni. Napisał, że słyszał wiele pozytywnych opinii na temat tej broni i miał okazję już z niej strzelać. Na pytanie, czy zgodziłby się na mniejszy kaliber, odpowiedział, że tak. 12 października 2007 r. funkcjonariusz prowadzący jego wniosek wydał decyzję odmowną, uzasadniając ją dużą siłą ognia Glocka 17 oraz tym, że broń nie nadaje się do precyzyjnego strzelania. Było to zgodne z prawem użycia broni, które pozwała na odmowę w sytuacji, gdy wnioskowana broń nie nadaje się do realizacji celu zawartego we wniosku. Rekomendowano mu zakup broni o kalibrze 5.56.

18 października 2007 r. Pekka-Eric ponownie wystąpił o pozwolenie, tym razem o Rugera MKIII. Na pytanie, czy przy wykorzystaniu broni mniejszego kalibru mógłby realizować swoje hobby, odpowiedział, że nie wydaje mu się, ponieważ większy kaliber byłby lepszy. Po sprawdzeniu, czy wnioskodawca nie był karany, 19 października 2007 r. udzielono zgody na zakup broni. Według policji, postępowanie Auvinena było tak przyzwoite, że zrezygnowano z przewidzianej procedurą bezpośredniej rozmowy z nim. Kiedy 2 listopada 2007 r. chłopak poszedł kupić broń, Rugera MKIII akurat w sklepie nie było, kupił więc Sig Sauera Mosquito z 10-nabojowym magazynkiem i dodatkowo 500 naboi. Było to pięć dni przed zamachem. Z nowej broni strzelał tylko raz – w lesie. W trakcie tego strzelania nagrał wideo, które później zamieścił w internecie. O zakupie broni poinformował swoich przyjaciół, natomiast rodzice nie wiedzieli, że ich syn wszedł w posiadanie broni[19].

W sierpniu 2007 r. dzieci z młodszych klas poinformowały swojego opiekuna, że Pekka-Eric dziwnie się zachowuje. Do końca października 2007 r. pracownik ten otrzymał podobne informacje od kolejnych dzieci. Chłopak straszył młodsze dzieci, że niedługo zginą w rezultacie białej rewolucji. Dzieci bały się go i czuły, że może zrobić im lub komuś innemu krzywdę. Pracownik trzykrotnie rozmawiał na ten temat z Auvinenem, z czego ostatni raz na początku listopada. W trakcie rozmowy chłopak nie wspominał o możliwości realizacji aktu przemocy. Ten sam opiekun dwukrotnie rozmawiał na ten temat z szefem nauczycieli, który stwierdził, że wie, co się dzieje i że będzie miał Auvinena na oku. Ponieważ Pekka-Eric miał ukończone 18 lat, mógł zapobiec temu, by szkoła o wszystkim poinformowała jego rodziców.

Dzień przed treningiem strzeleckim uczestniczył w internetowej grupie dyskusyjnej dotyczącej strzelaniny w Columbine, między innymi publikował swoje zdjęcie zmiksowane z filmem z kamery nagrywającej zamach w Columbine. Dwa dni przed zamachem wdał się z długą dyskusję z jednym z członków forum na Messengerze, któremu powiedział, nawiązując do Columbine, że mógłby wejść do szkoły uzbrojony w broń. Gdy tamten zapytał go, kiedy, odpowiedź nie padła. W nocy przed zamachem napisał kilka informacji tekstowych, w tym pożegnanie z rodziną, w którym stwierdził, że dokonał tego aktu, ponieważ uczyni on społeczeństwo lepszym miejscem do życia. Wyraził nadzieję, że w przyszłości rzeczy będą wyglądały lepiej, aby tego typu akty nie były więcej konieczne[20].

Konsekwencje

W zamachu śmierć poniosło dziewięć osób, łącznie z napastnikiem, a 13 innych odniosło rany. Spośród rannych jedna osoba została postrzelona w stopę, pozostali odnieśli głównie rany tłuczone i cięte spowodowane szybką ewakuacją przez okna. Większość ofiar to uczniowie i nauczyciele ze szkoły średniej. Urazy psychiczne dotyczą wielu osób, w tym rodzin zabitych i będą leczone przez lata, zarówno te indywidualne, jak i całej społeczności Jokela, co będzie wymagało wsparcia psychologicznego. Straty materialne – dzięki temu, że zamachowcowi nie udało się podpalić szkoły – ograniczyły się do 43 tys. euro na renowację budynku. Całkowite koszty zamachu zostały oszacowane na 4,8 mln euro, w tym: wsparcie psychologiczne dla lokalnej społeczności w latach 2007–2018, zatrudnienie 43 specjalistów zapewniających dzieciom i młodzieży niezbędne wsparcie, zatrudnienie 5 nowych opiekunów dla dzieci, projekt mający na celu opracowanie nowych sposobów kontrolowania agresji młodzieży, pogrzeby[21].

Masakra w szkole w Kauhajoki, Finlandia, 23 września 2008 r.

Przebieg zdarzenia

23 września 2008 r. 22-letni Matti Juhani Saari dokonał zamachu na szkołę zawodową (odpowiednik polskiego studium podyplomowego) w mieście Kauhajoki w rejonie Finlandia Zachodnia, po czym popełnił samobójstwo[22]. Napastnik wchodząc do szkoły, uzbrojony był w pistolet Walther P22, miał 10 magazynków oraz 1000 naboi. W trakcie zamachu użył także 1,5-litrowych butelek po oranżadzie wypełnionych benzyną. Nie ustalono dokładnej liczby butelek, ponieważ część spłonęła. Dodatkowo w plecaku miał młotek, którego przeznaczenia nie określono, mógł służyć do krzywdzenia ludzi lub otwierania zamkniętych drzwi[23].

Zamachowiec do budynku dostał się przez piwnicę, omijając wejście główne. Był widziany, jak szedł do szkoły z dużą czarną torbą, ubrany na czarno, w kominiarce na głowie. Po wejściu do budynku podszedł do drzwi sali lekcyjnej, chwilę przed nimi stał, po czym cofnął się w głąb korytarza załadować broń. Dokładnie o godzinie 10.40 wszedł do sali, w której znajdowało się 12 uczniów wraz z nauczycielką, i zaczął strzelać. W środku było niewiele osób, ponieważ tego dnia odbywał się test i uczniowie, którzy szybciej go rozwiązali, opuścili już salę.Następnie zamachowiec rozlał benzynę na podłodze, podpalił ją i skierował się do kolejnej sali. Tam nauczycielka, która zorientowała się, co się dzieje, kazała położyć się uczniom na podłodze i zablokować otwierające się do wewnątrz drzwi. Napastnik zaczął strzelać przez małe okno w drzwiach, a także do uczniów przemieszczających się po korytarzu, ale nikogo nie postrzelił. Ponownie wszedł do pierwszej sali i kilka razy strzelił do nauczycielki, raniąc ją, a następnie chodził po klasie i wściekły krzyczał do uczniów schowanych pod stołami czy krzesłami. Strzelał do każdego, kogo zauważył czy usłyszał[24].

Dwóch uczniów z sąsiedniej sali chciało na własne oczy zobaczyć powód hałasu, wyszli na korytarz i zostali zastrzeleni przez zamachowca. W całej szkole wybuchła panika, część uczniów biegła do wyjścia głównego, część skakała z pierwszego piętra. Uczniowie z pomieszczeń, do których wszedł zamachowiec, próbowali się chować pod stołami i innymi meblami, z reguły na próżno. Część została postrzelona, co spowodowało takie uszkodzenia głowy, że niektórych rozpoznano dopiero na podstawie DNA. Wcześniej w kilku miejscach zamachowiec podłożył ogień, przez co chaos był jeszcze większy[25].

Dwóch uczniów skutecznie ukryło się w sali lekcyjnej, jeden z nich około godziny 10.43 wezwał służby. Uczniowie wybili okna wentylacyjne krzesłami, tą drogą uciekli w stronę rzeki i schowali się na jej brzegu. Niektórzy uczniowie pobiegli do innych klas i informowali o sytuacji, dzięki czemu znajdujące się w nich osoby mogły się ewakuować. Z sal lekcyjnych dobiegały głosy wołających o pomoc. Z innych sal uczniowie wychodzili na korytarz, aby się zorientować, co się dzieje. Widzieli, jak napastnik strzela przez okienko do uczniów barykadujących drzwi. Panował chaos, niektórzy zostawali w salach, inni uciekali drzwiami głównymi. W niektórych miejscach w szkole uczniowie w dalszym ciągu realizowali swoje obowiązki, ponieważ nie słyszeli odgłosów trwającej strzelaniny. Kilku uczniów przypadkowo pobiegło do sali, gdzie przebywał napastnik. Część uczniów zamiast natychmiast uciekać, wracała po swoje rzeczy. W szkole został włączony system powiadamiania nakazujący natychmiastowe opuszczenie budynku, ale nie wszyscy go usłyszeli. Nie było wiadomo, gdzie mają się zebrać ewakuowani, niektórzy nie ewakuowali się wcale, ponieważ nie wierzyli w to, co się dzieje. Nauczyciele na podstawie list obecności obdzwaniali uczniów, ustalając, czy wszystko z nimi w porządku. Pojawiły się problemy z wykonywaniem poleceń, ponieważ część myślała, że to fajerwerki, część, że to ćwiczenie, inni, że winda zerwała się z lin i spadła na dół szybu, a jeszcze inni, że to broń na ślepe naboje. Niektórzy uczniowie wracali po ewakuacji do budynku, bo nie wierzyli, że strzelanina jest prawdziwa.

Napastnik po tym, jak zabił i zranił wiele osób, przez godzinę i 15 minut chodził po szkole, wzniecał pożary, strzelał, niszczył przedmioty, jednak nie znalazł już ani jednej ofiary. Później zadzwonił do swojego przyjaciela i opowiedział mu, że zabił 10 osób i nikogo nie ma już w budynku[26].

ERC zostało powiadomione przez jedną z uczennic już o godzinie 10.43, podała ona szczegóły dotyczące miejsca i okoliczności strzelaniny, m.in. nazwę szkoły, liczbę osób w klasie – około 20. Służby poprosiły ją o pozostawienie otwartego połączenia, aby mogły słyszeć, co się dzieje. Później dziewczyna podała nazwisko zamachowca i uciekła z klasy. O godzinie 10.44 ERC przekazało policji w Kauhajoki wiadomość: „Szkoła zawodowa Kauhajoki możliwa strzelanina”. Okazało się, że określenie „szkoła zaoczna” było nieprawidłowe, prawidłowa nazwa to Polytechnic. Policja natychmiast przyjęła zgłoszenie, a ERC zaczęło ściągać jednostki policji z innych miejscowości, informując, że w szkole może być bardzo dużo ofiar. Ponieważ w rejonie Kauhajoki działały tylko służby ochotnicze, ściągano jednostki straży pożarnej z pobliskich miejscowości, a także strażaków, którzy tego dnia mieli wolne. Patrol policji z Kauhajoki Dystrykt Police Department jechał z Teuva, około 10 minut od Kauhajoki. Po korekcie adresu policjanci dotarli do szkoły o godzinie 10.49. Kiedy pytali o szczegóły, dostawali odpowiedź, że prawdopodobnie ma miejsce powtórka ze szkoły w Jokela.

Na miejscu były już jednostki ratownicze i organizowały kordon poza budynkiem. O godzinie 11.22 zamachowiec otworzył ogień w kierunku służb ratowniczych, przez co wszyscy musieli się schować, a pogotowie opuścić teren. Kolejne pięć zastępów służb ratowniczych przybyło między godziną 11.27 a 11.45. O godzinie 11.34 na miejsce przybył dowódca służb ratowniczych i przejął dowodzenie akcją. Służby ratownicze pomagały policji utrzymywać kordon wokół budynku, nie wpuszczano nikogo przypadkowego.

Policjanci zostali poinformowani, że napastnik cały czas znajduje się w budynku. Przez pięć minut spekulowali, że zamachowcem może być ta sama osoba, której pozwolenie na broń było właśnie kwestionowane. Okazało się, że policjant pełniący funkcję dowódcy operacji był osobiście odpowiedzialny za rozpatrywanie unieważnienia pozwolenia na broń zamachowca – o godzinie 11.00 poprosił on o zwolnienie z funkcji dowódcy. Do godziny 11.22 informacja o zdarzeniu dotarła drogą służbową do Centrum Operacyjnego Policji w Helsinkach, razem z prośbą o przysłanie jednostki szybkiego reagowania. W tym czasie straż pożarna przystąpiła do gaszenia pożaru wewnątrz szkoły, mimo że policjanci nie mieli wiedzy, gdzie znajduje się zamachowiec lub zamachowcy, wiedzieli jedynie od ERC, że zdarzenie miało miejsce w sali nr 3, ale nie znali lokalizacji tego pomieszczenia.

O godzinie 11.06 dwóch policjantów ubranych w sprzęt taktyczny zaczęło przemieszczać się w kierunku szkoły, chowając się za tarczą taktyczną. W ich kierunku padły trzy lub cztery strzały, po czym napastnik się schował; to samo zrobili policjanci. W tym czasie samochodami prywatnymi i służbowymi przyjechali funkcjonariusze, którzy akurat byli w okolicy na szkoleniach czy treningach. W sumie zebrało się około 100 osób, które zabezpieczyły budynek od zewnątrz. Zamachowiec krążył po budynku i strzelał do policjantów.

W końcu policjanci dostali się do budynku i o godzinie 12.09 namierzyli na pierwszym piętrze mężczyznę ubranego na czarno. Kiedy do niego podeszli, zamachowiec leżał na podłodze. Okazało się, że ma ranę postrzałową głowy, a obok niego leży broń. O tym, że broń należała do leżącego mężczyzny, upewnił ich fakt, że w jego kieszeni znaleźli magazynek. Była godzina 12.10. Policjanci nie mieli pewności czy napastnik działał sam, a także czy w budynku nie został podłożony materiał wybuchowy.

Ponieważ przez cały czas środki łączności były bardzo obciążone, dopiero o godzinie 12.13 informacja o prawdopodobnym odnalezieniu napastnika dotarła do dwóch zespołów szturmowych (w liczbie 3 i 5 ludzi każdy), które weszły do budynku wcześniej, o godzinie 11.36 i 11.45, z zadaniem przeszukania wszystkich pomieszczeń. Policjanci wynieśli zamachowca na zewnątrz i przekazali pogotowiu ratunkowemu. Jednocześnie zabronili ratownikom wejścia do budynku z uwagi na obecność niebezpiecznych gazów ulatniających się z benzyny i palących się przedmiotów.

Ponieważ maski policyjne nie były przystosowane do ochrony przed oparami tego typu substancji, strażacy użyczyli policjantom swoich specjalistycznych masek SCBA i funkcjonariusze obu służb kontynuowali przeszukiwanie szkoły: policjanci pod kątem ładunków wybuchowych i obecności ludzi, natomiast strażacy gasili pożary. O godzinie 12.42 zameldowano odnalezienie w budynku ciał pięciu ofiar. O godzinie 13.09 przybyły z Helsinek jednostki reagowania, które były odpowiedzialne za m.in. ostateczne przeszukanie budynku szkoły. O godzinie 14.27 zlikwidowano kordon wokół szkoły. O godzinie 15.34 policja potwierdziła liczbę ofiar: 10 osób zabitych i 12 rannych. O godzinie 17.00 policja otrzymała wsparcie psychologiczne, z którego skorzystało około 70 policjantów[27].

Jeszcze w trakcie strzelaniny przeprowadzono ewakuację punktów handlowych i domów znajdujących się w sąsiedztwie szkoły. Wszystkie osoby ewakuowane ze szkoły były kierowane do sąsiedniej szkoły handlowej, do której został skierowany personel znajdującego się w pobliżu domu opieki dziennej. Opiekunowie w pobliskiej Sanssi School dostali polecenie, by zgromadzić dzieci w jednym miejscu i nie opuszczać budynku do chwili, gdy dostaną pozwolenie; nastąpiło to dopiero o godzinie 12.42[28].

Kiedy w szkole zaczęła się strzelanina, w jednej z sal na innym piętrze młodzież uczestniczyła w szkoleniu z pierwszej pomocy, prowadzonym przez paramedyka i jednocześnie kierowcę karetki w lokalnym pogotowiu, który miał wiedzę pozwalającą na udzielanie pomocy w bardzo skomplikowanych sytuacjach. Kiedy do sali, w której odbywało się szkolenie, wpadło dwóch uczniów z informacją, że ma miejsce strzelanina i trzeba się natychmiast ewakuować, ratownik pozwolił uczniom opuścić pomieszczenie, a sam przez sieć VIVRE poinformował ERC o sytuacji; była godzina 10.45.

Dwie pierwsze karetki przybyły na miejsce pomiędzy godziną 10.47 a 10.49, następne sześć pomiędzy 11.04 a 11.12. Błyskawicznie stworzono medyczne centrum operacyjne, którego szef szybko określił zadania dla podległych jednostek w kwestiach transportu rannych, pomocy poszkodowanym, priorytetach przy ocenie stanu poszkodowanych, a także utrzymywał łączność ze szpitalami, informując ich o sytuacji i możliwych potrzebach. Z uwagi na dużą liczbę rannych, w pobliskich szpitalach przesuwano terminy transportu chorych i ściągano karetki z okolicznych miejscowości. W ciągu dwóch godzin do szkoły przybyło 12 karetek pogotowia i pięciu lekarzy, którzy odpowiadali za ocenę stanu rannych i udzielanie pomocy medycznej. Jeden z lekarzy został skierowany do szkoły handlowej, gdzie przybywała ewakuowana młodzież. Inny lekarz zajmował się oceną sytuacji w centrum zdrowia.

Do transportu rannych gotowy był śmigłowiec ratowniczy, dwa Straży Granicznej i cztery wojskowe. W celu zapewnienia transportu medycznego wszystkie niepilne operacje pogotowia zostały przesunięte. Dotyczyło to m.in. transportu osób starszych do centrów zdrowia itp. Posiadano dużo więcej gotowych środków transportu niż osób tego wymagających. Jedna z uczennic, ranna w głowę, która wydostała się przez okno sali lekcyjnej, została przebadana w Seinajoki Central Hospital o godzinie 11.24. Oceniono, że jej stan jest poważny i została niezwłocznie przetransportowana do innego szpitala – Tampere Univeristy Hospital. Jedna osoba była w szoku, dodatkowo po około 1,5 godzinie odnaleziono dwóch chłopców, którzy ukryli się nad rzeką i byli w stałym kontakcie z ERC – dyspozytor mówił do nich i ich uspokajał, ponieważ byli bardzo wystraszeni. Przez ten czas zdążyli przepłynąć rzekę i schować się w lesie. Jeden z chłopców podczas ucieczki przez okno odniósł niegroźne rany.

Zamachowiec został przetransportowany do Tampere University Hospital o godzinie 12.35, o 16.46 oficjalnie stwierdzono jego zgon[29].

Symptomy

Matti Juhani Saari urodził się 20 maja 1986 r. jako drugie dziecko w rodzinie. Ze względu na to, że wolno rósł, był objęty szczególną troską rodziców. Jako małe dziecko szczęśliwy i otwarty, później wycofany, zamknięty i nieśmiały, często płakał. Rodzina była niestabilna i doszło do separacji rodziców, kiedy Matti miał rok. Gdy miał trzy lata, rodzice ostatecznie się rozwiedli[30].

Sześć lat po rozwodzie matka ponownie wyszła za mąż i z drugim mężem miała troje dzieci. Relacje Mattiego z przyrodnimi braćmi były dobre. Kiedy Matti miał 17 lat, jeden z braci zmarł; dla przyszłego zamachowca było to traumatyczne przeżycie. Matka ciężko pracowała, na dodatek ze względu na pracę męża rodzina musiała dwunastokrotnie zmieniać miejsce zamieszkania. Krótko przed 18. urodzinami Matti wyprowadził się z domu do wynajętego mieszkania w Kauhajoki niedaleko szkoły, ale utrzymywał bliski kontakt z rodziną. Z ojcem miał rzadkie kontakty z uwagi na niechęć jego nowej partnerki. Z nowego związku ojciec miał syna i córkę.

W szkole Matti miał wyniki średnie lub dobre, był uznawany za pilnego ucznia. Według opinii nauczyciela z wczesnych lat szkolnych, chłopiec był cichy i grzeczny. Zdaniem matki, w niższych klasach szkoły podstawowej był ofiarą prześladowania rówieśniczego. W starszych klasach był ofiarą fizycznej przemocy, grożono mu zniszczeniem motoroweru. W szkole średniej używano wobec niego obraźliwych przezwisk i rysowano jego karykatury na tablicy. Inny uczeń nawet napluł mu w twarz. W związku z aktami dręczenia kilka razy zdarzyło się, że dzwonił do matki i prosił, aby przyjechała do szkoły i go zabrała. Kiedy był już w starszych klasach szkoły średniej, spędzał wieczory w mieście, matka złapała go też na drobnych kradzieżach, zażywał także środki odurzające. W ankiecie zdrowia, którą wypełniał pomiędzy niższymi a wyższymi klasami szkoły średniej napisał, że cierpiał na: bezsenność, problemy z koncentracją, melancholię, depresję i nieśmiałość. Szkoły średniej nie ukończył w normalnym systemie, tylko w ramach edukacji zaocznej. Miał dobre relacje z kilkoma kolegami, z którymi spędzał wolny czas. Matce i przyjaciołom mówił, że lubi Kauhajoki[31].

Do jego hobby należało pływanie, gra na perkusji elektronicznej, gry komputerowe, słuchanie muzyki, oglądanie filmów wideo oraz materiałów z zamachów w Columbine i Jokela. Chłopak nie miał wyraźnych poglądów społecznych czy religijnych.

10 lipca 2006 r. rozpoczął służbę wojskową w Kajaani i ukończył szkolenie podstawowe. Niemniej jednak jego wyniki testów fizycznych były słabe. Początkowo miał silną motywację do służby wojskowej, jednak po pięciu tygodniach się to zmieniło. Wyszło to na jaw w trakcie wizyty u lekarza, podczas której miał powiedzieć, że został zmuszony, aby się odizolować od kolegów. Przyznał się, że był poniżany nie tylko w wojsku, ale także w szkole średniej. Powiedział, że ma huśtawki nastrojów, myśli samobójcze, problemy ze snem i ataki paniki. Matce powiedział, że ktoś nasikał do jego łóżka. Podobno Saari przyłożył też broń do głowy innego rekruta. Problemy psychiczne spotęgowały się przez kontuzję nogi, która sprawiała mu duży ból podczas ćwiczeń. Stwierdził, że nie jest pewny, czy sobie z tym wszystkim poradzi i chciał przerwać służbę wojskową. Na podstawie opinii służb medycznych i w porozumieniu z dowództwem brygady zaproponowano mu zmianę kategorii zdrowia na E na okres od roku do dwóch lat. Jako podstawę przyjęto kontuzję nogi i problemy adaptacyjne. Matti przerwał służbę wojskową 31 sierpnia 2006 r. Dwa lata później otrzymał wezwanie na komisję w celu ponownego określenia kategorii zdrowia, jej termin został wyznaczony na 12 listopada 2008 r.

Według jego znajomych, Matti dość często wspominał o tym, co zamierza zrobić. Jednemu z kolegów już w 2006 r. pokazał film ze strzelaniny w szkole, mówiąc, że chce zrobić to samo[32].

W 2006 r. chłopak spędził kilka miesięcy na praktyce zawodowej w Wielkiej Brytanii. Po powrocie w styczniu 2007 r. jego zachowanie drastycznie się zmieniło. Według matki, był apatyczny, leżał bez ruchu w łóżku, odmawiał jedzenia i picia. Matka zabrała go do lekarza, który zdiagnozował u niego depresję. Na krótko przed zamachem stwierdzono u niego problemy z sercem. W sierpniu 2007 r. na podstawie specjalnego testu AUDIT (Alcohol Use Disorders Identification Test), który Matti wypełnił, okazało się, że ma umiarkowaną depresję i powinien się leczyć. Koledzy ze szkoły mówili, że kiedy jest pijany i pod wpływem środków odurzających, trudno się z nim komunikować, jest agresywny, skłonny do rękoczynów i mówi bardzo niepokojące rzeczy. Koledzy różnili się w opiniach na temat okresu, w którym w zachowaniu Mattiego nastąpiły wyraźne zmiany: jedni mówili, że było to około dwóch lat przed zamachem, inni, że kilka miesięcy. Wszyscy byli zgodni, że zaczął interesować się strzelaninami w szkołach po zamachu w szkole w Jokela. Wyrażał szacunek i podziw dla sprawcy tamtego zamachu. W sierpniu 2008 r. zrobił sobie zdjęcie z bronią i zmodyfikował je na wzór zdjęcia zamachowca z Jokela. Niektórzy uczniowie uważali jego podziw za nienormalny. Według kolegów, Matti nie mówił dużo o swoim życiu i uczuciach, chyba że był pod wpływem alkoholu[33]. Trzy miesiące po strzelaninie w Jokela powiedział swojej przyrodniej siostrze: „Może powinienem iść do mojej szkoły i zacząć strzelać…”, co siostra potraktowała jako żart[34].

Wiosną 2008 r. razem z kolegami ze szkoły wyjechał na staż na Węgry. Jego zachowanie było na tyle niepokojące, że koledzy napisali w tej sprawie list do opiekuna stażu do Finlandii. Informowali, że Matti spożywa alkohol, często bawi się nożem, wspomina o samobójstwie, wygląda, jakby miał depresję, wypowiada się z podziwem na temat zamachu w Jokela. Jednak po powrocie do Finlandii jego zachowanie wróciło do normy. Matka nie zauważyła żadnych niepokojących symptomów. Matti kupił nowe meble do mieszkania, wziął kota. Natomiast ojciec martwił się jego zdrowiem psychicznym, w rozmowie z żoną powiedział, że ma nadzieję, że syn nie zrobi sobie lub innym osobom niczego złego. Wiosną 2008 r. w obecności przyrodniej siostry Matti miał powiedzieć, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby zniknął i wspomniał o samobójstwie. Miał też mówić o tym tydzień przed zamachem.

Latem 2008 r. nastąpiły zmiany w jego wyglądzie. Zaczesywał włosy do tyłu, zaczął nosić długi czarny skórzany płaszcz, czym przykuwał uwagę. Był to jeden z powodów, dla których sprzedawca w sklepie z bronią nazwał go naśladowcą. Powiedział też, że miał kamienną twarz, bez żadnej ekspresji i dokładnie przypominał zamachowca z Jokela.

Matti teoretycznie pozostawał pod opieką specjalistów w centrum zdrowia, ale nigdy nie został przebadany przez psychiatrę czy psychologa dla nastolatków. Leki z grupy SSRI przepisał mu na wniosek specjalistycznej pielęgniarki psycholog bez badania. Chłopak nie miał problemów z zażywaniem przepisanych leków, chociaż pielęgniarka zauważyła, że podczas wizyty u niej w gabinecie unikał kontaktu wzrokowego. Przesunął także ostatnią wizytę z piątku poprzedzającego zamach. W czasie zamachu miał we krwi umiarkowane stężenie przepisanych leków[35].

Matti dostał pozwolenie na zakup broni po przepisowej rozmowie z uprawnionym policjantem i 12 sierpnia 2008 r. zamówił broń Walther P22. Zakupił także m.in. 10 magazynków oraz 1000 naboi. 2 września, zgodnie z przepisami, przyszedł na posterunek policji w Kauhajoki okazać kupioną broń. Policjant potwierdził zakup broni, zgodny z pozwoleniem. Policjant w trakcie tych czynności zauważył dziwne zachowanie przyszłego zamachowca: chichotanie i pociąganie nosem. Po jego wyjściu sprawdził, kto wydał pozwolenie, ale gdy okazało się, że zrobił to doświadczony policjant, zostawił sprawę. Jeszcze tego samego dnia miał powiedzieć w obecności kolegów, że ma nadzieję, że nie jest to kolejny szkolny zamachowiec[36].

Kilka dni przed zamachem Matti zaczął zamieszczać w internecie krótkie filmiki ze swoim udziałem. Nie ukrywał swoich planów, wiedział, że świat i tak nie zareaguje na jego ostrzeżenia. Na filmikach przybierał pozycje strzeleckie, chwalił się celnością, kierując broń w stronę obiektywu, mówił: „Zginiecie jako następni”. Pozwolenie na broń otrzymał kilka tygodni przed zamachem. Jednak nie zamierzał czekać zbyt długo z realizacją swojego planu[37].

5 sierpnia 2008 r. Matti pojechał na południe Finlandii i zrobił zdjęcia Jokela School Centre. Niewykluczone, że odwiedził także sklep w Jokela, w którym tamten zamachowiec kupił broń. 17 sierpnia 2008 r. w trakcie uczniowskiej imprezy próbował poderwać jedną z dziewczyn, jednak bez powodzenia; miał potem kilka razy powtarzać, że dziewczyna pożałuje. W czwartek 18 września 2008 r. nieoczekiwanie odwiedził matkę i jej rodzinę, jednak nie przywiózł żadnego prania, jak to miał w zwyczaju. Według kolegów, w weekend poprzedzający zamach był pijany i zatrzymywał ludzi na ulicy, pytając ich, czy nie sądzą, że ludzkość jest przereklamowana i zgniła? To samo pytanie było nadrukowane na koszulce zamachowca z Jokela[38].

W piątek 19 września, kilka dni przed zamachem, jeden z pracowników parku miejskiego w Kauhajoki, idąc do pracy, zauważył przy pustym budynku Kauhajoki Upper Secondary School znicz cmentarny. Nie dawało mu to spokoju i po powrocie do domu zaczął szukać w internecie czegoś na ten temat, wpisując w wyszukiwarkę hasło „Kauhajoki i znicz cmentarny”. Skojarzył, że rok wcześniej zamachowiec z Jokela umieścił w internecie filmy dotyczące strzelaniny w szkole. W rezultacie poszukiwań natknął się na film z młodym człowiekiem strzelającym z pistoletu. Film został umieszczony w sieci 12 godzin wcześniej. Znalazł także inny film, na którym ten sam osobnik był już ubrany w długi czarny skórzany płaszcz. Wpisując imię autora, znalazł jego nazwisko, miejsce zamieszkania, wiek, hobby oraz muzykę, której słowa i dźwięki go przeraziły. O rezultatach swoich poszukiwań poinformował dozorcę szkoły średniej, który natychmiast zgłosił to na policję. Policjanci z Kauhajoki zaczęli zbierać informacje o autorze filmu, którym okazał się późniejszy zamachowiec.

Jednego z policjantów tak zaniepokoiły znalezione materiały, że poinformował o nich zastępcę komendanta, który po obejrzeniu materiałów znalazł podobieństwo do materiałów umieszczonych przed zamachem w Jokela. Natychmiast nakazał swoim ludziom odnaleźć Mattiego i odebrać mu broń. O godzinie 16.00 pojawiła się informacja, że poszukiwanego nie ma w domu. Zapadła decyzja, że policjanci nie będą wchodzić do jego mieszkania, a sprawa zostanie przekazana do Kauhajoki Police Department w poniedziałek. W poniedziałek 22 września 2008 r. w trakcie porannej odprawy omówiono sprawę, odszukano pozwolenie na broń, mówiono też o spostrzeżeniach funkcjonariusza dokonującego inspekcji broni Mattiego. Szef detektywów skontaktował się z chłopakiem telefonicznie. Matti zapewnił, że przyjdzie i wyjaśni sprawę, powiedział też, że nie ma nic wspólnego z umieszczeniem znicza obok szkoły, co było prawdą. Natomiast w kwestii filmów powiedział, że w necie jest mnóstwo filmików ze strzelanin. Policjant nie znalazł podstaw do sporządzenia pisemnego upomnienia czy cofnięcia pozwolenia na broń[39].

Wieczorem na dzień przed atakiem Matti nagrał na strzelnicy film, w którym oświadczył: „Będziecie następni”, „Żegnajcie” i nazwał plik „Masakra w Kouhajoki”. Godzinę przed zamachem film znalazł się w sieci; każdy mógł go pobrać. Do filmu chłopak dołączył także kilka zdjęć, na których pozował z bronią. Pół godziny przed zamachem na portalu IRC Gallery umieścił trzy zdjęcia, na których przyszły zamachowiec mierzył z broni w kierunku boiska szkolnego, i podpisał je: „Więc to jest moja szkoła… jutro… zabiję wiele osób… umrą wszyscy pieprzeni dranie”[40].

Konsekwencje

Gdy zaczął się atak, w szkole znajdowało się 260 osób. W wyniku zamachu zginęło 11 osób: trzech mężczyzn i osiem kobiet, w tym nauczycielka i zamachowiec. W trakcie sekcji zwłok ustalono, że przyczyną śmierci wszystkich ofiar były rany postrzałowe. Ofiary w sumie miały 62 rany postrzałowe. Nawet gdyby udzielono im natychmiastowej pomocy, osoby te nie miały szansy na przeżycie. Ranne zostały trzy osoby. Dodatkowo 30 policjantów ucierpiało od dymu i gazów powstałych w wyniku pożarów, które wzniecił zamachowiec. Do ofiar należy także zaliczyć wiele osób, które ucierpiały psychicznie: przedstawicieli służb, członków rodzin zabitych i rannych oraz uczniów, którzy przeżyli zamach i w wyniku tych strasznych doświadczeń odczuwają stany lękowe spowodowane utratą poczucia bezpieczeństwa.

Atak spowodował także bardzo duże straty materialne. Napastnik podpalił szkołę w kilku miejscach i wystrzelił prawdopodobnie 157 sztuk amunicji, co obliczono na podstawie liczby pustych magazynków. W budynku szkolnym, w oknach, ścianach, drzwiach itp. znaleziono 118 przestrzelin. Łączny koszt odnowienia szkoły wyliczono na 1,1 mln euro, natomiast 100 tys. euro kosztował wynajem sal lekcyjnych na czas remontu.

W kolejnych miesiącach po ataku do policji napływało wiele raportów o różnego rodzaju zagrożeniach. Do końca września było ich 41, w październiku 54, w listopadzie 40, w grudniu – 4, pomiędzy styczniem i kwietniem 2009 r. – 35[41]. W okresie od zamachu w Jokela a kwietniem 2009 w Finlandii zarejestrowano łącznie 225 zgłoszeń o zagrożeniach, z czego połowa zakończyła się zarzutami. Do tego należy doliczyć zgłoszenia przyjmowane przez inne służby lub nierejestrowane z uwagi na małe znaczenie. Niestety część młodych ludzi była także bezpodstawnie oskarżana o stwarzanie zagrożenia[42].

W konsekwencji ataku dokonanego przez Mattiego Juhani Saariego w Kauhajoki sporządzono obszerny raport, który zawierał 28 wniosków i 9 rekomendacji. Napastnik cierpiał na zaburzenia psychiczne, które trwały co najmniej 10 lat, a ewentualna pomoc specjalistyczna mogłaby przynieść dobry efekt. Trudno jednoznacznie określić, dlaczego choroba psychiczna skierowała jego uwagę w stronę fascynacji strzelaniem, agresją i samobójstwem, a wcześniej dokonaniem masowego mordu w szkole. W raporcie stwierdzono także, że powinno się wprowadzić zakaz przepisywania antydepresantów osobom młodszym niż 23 lata, szczególnie bez przeprowadzenia dokładnych badań lekarskich. Powinno się także zwiększyć dostępność pomocy medycznej dla młodych osób, szczególnie w zakresie wsparcia psychologicznego. Duży nacisk położono na poprawę współpracy pomiędzy szkołą a innymi instytucjami, w tym zajmującymi się bezpieczeństwem i wsparciem psychologicznym, zwłaszcza w kwestii wymiany informacji czy procedur postępowania[43].

Ponieważ zamachowiec był w stanie zabić w krótkim czasie dużą liczbę osób z uwagi na rodzaj broni, jaką się posługiwał, komisja rekomendowała zmianę przepisów tak, by broń automatyczna była nielegalna. Podjęto decyzję, że w Finlandii powinny zostać wprowadzone bardziej restrykcyjne przepisy w zakresie wydawania pozwoleń na broń. W Europie najłatwiejszy dostęp do broni mają Finowie i Szwajcarzy; według różnych szacunków, broń ma od 5 do blisko 60 proc. Finów (wliczając w to broń nielegalną nieujętą w rejestrach). W domowych arsenałach są karabiny i pistolety, popularna jest także broń myśliwska (60 proc. pozwoleń). Licencje wydawane są przez policję i aby je uzyskać, należy wprawdzie wskazać powód ubiegania się o broń, ale strzelanie hobbistyczne może być uznane za wystarczające uzasadnienie, a testy psychologiczne nie są wymagane. Na dodatek wielu Finów mieszka z dala od miast lub zwartych wsi i ma broń, by odeprzeć napad ewentualnych intruzów, mimo że tego rodzaju zdarzenia są w Finlandii rzadkie. Po zamachu w Jokela rząd próbował zaostrzyć politykę wydawania pozwoleń, jednak nie udało się podnieść dolnej granicy wieku niezbędnej do starania się o licencję. Próbowano także przeforsować przepis nakazujący deponowanie prywatnych pistoletów i strzelb w klubach strzeleckich. Kluby zaprotestowały, tłumacząc, że ich sejfy będą gratką dla przestępców szukających uzbrojenia. Z diagnoz i posunięć zaradczych wyziera bezradność, podobnie jak w Ameryce .

Środki zaradcze

Na bazie wspomnianych tragicznych wydarzeń Finlandia przeprowadziła szereg badań oraz projektów mających na celu uniknięcie tego typu sytuacji przyszłości.

Badania przeprowadzone w Finlandii jasno pokazują, że ograniczanie przypadków przemocy wśród dzieci ma bardzo pozytywny wpływ na redukcję przemocy i aktów kryminalnych w życiu dorosłym. W Finlandii prowadzi się kilka projektów w zakresie zwalczania przejawów agresji i przemocy u dzieci i młodzieży. Jednym z takich projektów jest The KiVa School Project (KiVa – Kiusaamisem Vastustaminen, co oznacza „zapobieganie przemocy”, kiva oznacza także: miły). Program, sfinansowany przez ministerstwo edukacji, został zainicjowany w 2006 r., a jego celem była redukcja i zapobieganie przemocy w szkole, a także opracowanie systemu środków zapobiegawczych, które zapewnią nauczycielom niezbędne narzędzia do przeciwdziałania przemocy i pozwolą na mierzenie efektywności projektu. Program także dzieciom zapewnił narzędzia pozwalające na zapobieganie temu problemowi i budowanie atmosfery zespołu w klasie. W jego ramach odbywały się zajęcia skierowane na budowanie wzajemnego szacunku. Dopiero na tej bazie omawiano problem przemocy i zagadnienia związane z tym, jak czuje się ofiara znęcania i jak powinna się przed tym bronić. Starano się pokazać różnicę pomiędzy dobrą ze swojej natury kłótnią czy dyskusją a znęcaniem, a także wskazywano, jak wspierać uczniów, którzy zostali zmarginalizowani. Stworzono nawet opartą na tych zagadnieniach grę komputerową.

Dzięki programowi powstał wachlarz środków i porad dla rodziców i nauczycieli. Głównym przesłaniem było to, że prześladowania nie będą tolerowane oraz że istnieją skuteczne sposoby na interweniowanie w takich przypadkach. Jednak, aby osiągnąć dobre efekty, kluczowe jest wczesne reagowanie. W projekcie brało udział 4000 uczniów czwartych, piątych i szóstych klas. W ocenie zarówno uczniów, jak i nauczycieli, osiągnięto pozytywne efekty w każdej grupie. Program podniósł także umiejętności nauczycieli w tym zakresie. W szkołach biorących udział w projekcie w roku szkolnym 2007–2008 liczba zarówno prześladowców, jak i ofiar spadła o 40 proc. Poprawiła się także motywacja uczniów do budowania dobrej atmosfery i uczenia się. Był to program unikatowy na skalę całego świata, ponieważ nigdzie indziej nie wprowadzono systemu testowania i kontroli szkół. Projekt ma zostać wprowadzony w całej Finlandii do końca 2009 r. Wcześniej w roku szkolnym 2008–2009 przetestowano jeszcze klasy 1–3 i 7–8[44].

Oba fińskie zamachy opisane w materiale są też bardzo ciekawymi przypadkami pokazującymi, jak działa odpowiednio poinformowane społeczeństwo, które mając wiedzę i motywację, jest w stanie zauważyć i zgłosić wiele symptomów zachowań, które mogą skończyć się tragicznie.

Po zamachu w Jokela wzrosła wrażliwość społeczeństwa fińskiego na wszelkie symptomy agresji. Od 7 listopada 2007 r. do 23 września 2008 r. policja otrzymała informacje o 86 takich przypadkach, z czego 34 zakończyło się dochodzeniem kryminalnym. Niektóre groźby były pisane na ścianach szkół, na meblach, publikowane w internecie czy osobiście kierowane do nauczycieli i uczniów. Według fińskich mediów, wiele tych gróźb było inspirowanych właśnie zamachem w Jokela. Można było to stwierdzić na podstawie wykorzystywanych w nich tekstów, pseudonimów czy materiałów wideo. Za groźbami stali głównie chłopcy w wieku 14–16 lat. Bardzo często stawały się one powodem zawieszania na jakiś czas działalności szkoły, wywoływały strach wśród uczniów i nauczycieli oraz pojawienie się w innych szkołach obaw o bezpieczeństwo[45].

Z kolei po zamachu w Kauhajoki władze Finlandii rozesłały podstawowe informacje o zagrożeniach do władz wszystkich pięciu prowincji (w większości prowincji, poza Laplandi Oulu, gdzie jest mniej mieszkańców, poziom zagrożenia był bardzo podobny). Dzięki temu w wielu szkołach udało się odpowiednio wcześnie rozpoznać podejrzane symptomy i ewakuować placówki. Osoby podejrzane o kierowanie czy publikowanie gróźb były identyfikowane, przesłuchiwane, a nawet przeszukiwano ich mieszkania, prowadzono rozmowy z ich rodzicami i nauczycielami. W kilku sytuacjach kierowanie gróźb miało związek z zaburzeniami psychicznymi osób dopuszczających się tych czynów. Wielu grożących miało dostęp do broni palnej, która została skonfiskowana. Duża liczba tych gróźb odnosiła się do zamachu w Jokela, a wiele informacji o groźbach dotyczyło rocznicy tego zamachu. Niektóre groźby okazały się źle zrozumianym dowcipem i zakończyły się rozmową wychowawczą, bez wszczęcia formalnej procedury karnej. Po ataku w Kauhajoki policja otrzymała także kilka zgłoszeń o podejrzanych zachowaniach w internecie, co zostało dokładnie zbadane i ocenione[46].

Od zamachu w Jokela do kwietnia 2009 r. policja w Finlandii otrzymała 225 różnego rodzaju zgłoszeń o zagrożeniach, ponad połowa z nich zakończyła się wnioskami karnymi. W okresie tuż po zamachu w Jokela liczba zgłoszeń była znaczna i spadała w miarę upływu czasu, podobnie było po zamachu w Kauhajoki[47]. Dodatkowo w lutym 2009 r. na IRG Galleria (lokalny fiński portal społecznościowy) przeprowadzono sondę, w której zadano pytanie: „Czy byłeś ofiarą znęcania się związanego ze strzelaniem w szkole?”. Na 9255 osób, które wzięło w niej udział, 282 (3 proc.) odpowiedziało, że tak, natomiast 1500 (17 proc.), że zna osobę, która była ofiarą[48].


[1] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 14–19.

[2] Tamże.

[3] Tamże, s. 19–21.

[4] Tamże, s. 14–19.

[5] Tamże, s. 44–47.

[6] Tamże, s. 19–21.

[7] Tamże, s. 14–19.

[8] Zgłoszenie kategorii C oznacza normalne wysłanie pomocy, ryzyko jest bardzo niskie, czas wysłania wynosi 30 minut, w wypadku kategorii D czas reakcji wynosi 2 godziny. Tamże, s. 21–22.

[9] Tamże, s. 23–27.

[10] Tamże, s. 47–50.

[11] Tamże, s. 49–50.

[12] Tamże, s. 49–50.

[13] Theodore John Kaczynski, znany jako Ted Kaczynski oraz Unabomber – amerykański matematyk polskiego pochodzenia, terrorysta i anarchista. Przydomek Unabomber powstał z kryptonimu UNABOM, który FBI nadała sprawie Theodora Kaczynskiego.

[14] Tamże.

[15] Tamże, s. 51.

[16] Tamże, s. 14–19.

[17] Tamże, s. 47–50.

[18] Tamże, s. 14–19.

[19] Tamże, s. 44–47.

[20] Tamże, s. 14–19.

[21] Tamże, s. 42–44.

[22] S. Suoninen, B. Young, Student kills nine in Finnish school shooting, Reuters, 23.09.2008 r., https://www.reuters.com/article/us-finland-shooting2/student-kills-nine-in-finnish-school-shooting-idUSTRE48M50U20080923, dostęp: 19.03.2020 r.

[23] Kauhajoki School Shooting on 23 September…, s. 52–53.

[24] Tamże,s. 14–18.

[25] M. Raińczuk, Szkolne masakry – czy będą następne? „Menway”,17.10.2009 r., https://menway.interia.pl/styl-zycia/ciekawostki/news-szkolne-masakry-czy-beda-nastepne,nId,448452,nPack,4, dostęp: 20.03.2020 r.

[26] Kauhajoki School Shooting on 23 September…, s. 14–18.

[27]Tamże, s. 19–23.

[28] Tamże, s. 23–24.

[29] Tamże, s. 24–25.

[30] Matti Juhani Saari, https://criminalminds.fandom.com/wiki/Matti_Juhani_Saari, dostęp: 20.03.2020 r.

[31] Kauhajoki School Shooting on 23 September…, s. 54–58.

[32] Tamże, s. 58–61.

[33] Tamże, s. 54–58.

[34] Tamże, s. 58–61.

[35] Tamże, s. 54–58.

[36] Tamże, s. 51.

[37] M. Raińczuk, Szkolne masakry – czy będą następne…

[38] Kauhajoki School Shooting on 23 September 2008…, s. 58–61, także: Matti Juhani Saari…

[39] Tamże, s. 52–53, także: S. Suoninen, B. Young, Student kills nine in Finnish…

[40] Kauhajoki School Shooting on 23 September…s. 58–61, także: Matti Juhani Saari

[41] Kauhajoki School Shooting on 23 September…s. 43–45.

[42] Tamże, s. 43–45.

[43] Tamże, s. 2–3.

[44] Jokela School Shooting on 7 November 2007…, s. 102–103.

[45] Tamże, s. 44.

[46] Kauhajoki School Shooting on 23 September 2008…, s. 111.

[47] Tamże.

[48] Tamże, s. 43–45.

Opracował: Krzysztof Danielewicz

Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

Co roku naukę w polskich szkołach, na poziomie podstawowym i ponadpodstawowym rozpoczyna około 4,5 miliona polskich dzieci. Każdego roku dyrektorzy placówek oświatowych muszą zapewnić bezpieczeństwo, zarówno uczniom, jak i nauczycielom czy pracownikom. Ze względu na to, że w Polsce brak jest systemowych uregulowań określających szkolne procedury bezpieczeństwa, warto ponownie przyjrzeć się jak wygląda poziom bezpieczeństwa w polskich szkołach. Niniejszy tekst jest fragmentem książki autora „Przeżyć szkołę, bezpieczeństwo w szkole teoria i praktyka”, Warszawa 2021 r.

W trakcie realizacji projektu „Bezpieczna szkoła, bezpieczna przyszłość”[1] oraz prowadzenia komercyjnej działalności szkoleniowej, przeprowadzono dziesiątki przeglądów placówek oświatowych i setki szkoleń. Szkoły w zakresie stosowanych systemów bezpieczeństwa bardzo się różnią. W dużej mierze wynika to z posiadanych środków finansowych oraz wrażliwości dyrekcji na kwestie bezpieczeństwa. Niemniej jednak można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że typowa polska szkoła to[2]:

  • obiekt otwarty, do którego może wejść każdy[3];
  • nawet jeżeli szkoły mają system monitoringu, to nie ma bieżącego nadzoru nad nim;
  • jedyną procedurą trenowaną cyklicznie jest ewakuacja, ćwiczenia z reguły mają miejsce w czasie lekcji, na dodatek na ogół wszyscy wcześniej wiedzą, że planowane jest ich przeprowadzenie;
  • w większości szkół miejsce ewakuacji wyznaczone jest bezpośrednio koło szkoły lub w niewielkiej odległości od niej;
  • szkoły mają szczątkowe procedury postępowania na wypadek wtargnięcia do szkoły osoby z niebezpiecznym narzędziem;
  • każda szkoła ma swój własny system powiadamiania w sytuacjach kryzysowych, w większości tylko na wypadek ewakuacji pożarowej;
  • szkoły nie prowadzą ewidencji wchodzących na jej teren osób niezwiązanych ze szkołą;
  • nie ma synchronizacji używanych sygnałów alarmowych w szkołach działających w jednym mieście czy gminie.

Pomimo bardzo ograniczonych technicznych środków bezpieczeństwa w polskich szkołach, jak monitoring, prawie 100 proc. pracowników szkół czuje się bezpiecznych pod kątem możliwości wystąpienia zagrożenia fizycznego. Ciekawe jest to, że opinia taka padała zarówno w szkołach stosujących rozwiązania poprawiające bezpieczeństwo, jak i takich, gdzie nie było żadnych rozwiązań. W większości opinia taka wynikała z faktu, że w danej szkole nie wystąpiły żadne sytuacje niebezpieczne. Problem polega na braku świadomości, że sytuacje niebezpieczne nie miały miejsca nie dlatego, że szkoła ma systemy bezpieczeństwa, tylko dlatego, że ma szczęście i nikt nie wybrał szkoły na potencjalny cel ataku.

Podczas realizacji przeglądów i prowadzonych szkoleń stwierdzono szereg niedoskonałości w zakresie bezpieczeństwa, spośród których do najważniejszych należy zaliczyć:

  • Brak na bieżąco nadzorowanego monitoringu.

W zdecydowanej większości szkół objętych projektem funkcjonuje monitoring wewnętrzny i zewnętrzny, który nie jest na bieżąco nadzorowany, tylko zapisywany i jeśli zajdzie potrzeba, można go odtworzyć. Fakt, że w obiekcie jest zainstalowany monitoring, daje poczucie bezpieczeństwa i przekonanie o jego praktycznej użyteczności. Niestety w związku z tym, że monitoring nie jest nadzorowany na bieżąco, jego przydatność w kwestii np. przeciwdziałania incydentom w zakresie bezpieczeństwa czy wykrywania sprawców zdarzeń jest praktycznie zerowa. Monitoringi mają systemy zapisywania danych 7- lub 14-dniowe, co oznacza, że dane po tym czasie są nadpisywane i nie można ich wykorzystać. Jeżeli do czasu nadpisania nowych danych nie uzyskamy informacji o danym zdarzeniu z innego źródła, jak skarga dziecka lub rodzica, wszelkie dowody zostają zastąpione nowymi nagraniami. W szkołach, w których monitoringu nie ma, świadomość sytuacji jest praktycznie identyczna jak w szkołach z monitoringiem. Jedyna różnica polega na tym, że szkoły, które mają monitoring, mogą udowodnić sprawcom popełnienie danego czynu, ale tylko wtedy, gdy otrzymają informację (lub wystąpi podejrzenie) o takim incydencie odpowiednio wcześnie.

  • Brak kontroli i identyfikacji osób wchodzących do szkoły.

Szkoły polskie, poza nielicznymi wyjątkami, są obiektami otwartymi, do których można się dostać bez żadnej kontroli. W większości szkół nie funkcjonuje żaden system weryfikacji osób wchodzących, ich tożsamość jest nieznana. Nie ma świadomości, że weryfikacja tożsamości jest konieczna, nie ma procedur określających, w jaki sposób tego dokonać. Powoduje to, że do szkoły można wejść całkowicie anonimowo, co w przypadku osoby niebezpiecznej pozwala na dokonanie czynu zabronionego czy zebranie danych do zaplanowania przestępstwa. Jeżeli nawet funkcjonuje rejestr osób wchodzących, to osoby te nie są identyfikowane na podstawie dowodu osobistego, tylko ustnej deklaracji swoich danych osobowych. Osoby odpowiedzialne za weryfikację gości bardzo często obawiają się poprosić o dowód osobisty ze względu na przepisy RODO. Jednak przepisy te nie zabraniają weryfikacji danych osobowych w przypadku, gdy takie dane są konieczne do spełnienia zapisów innej ustawy, jaką jest np. ustawa Prawo oświatowe, nakładająca na dyrektorów szkół obowiązek zapewnienia uczniom i pracownikom bezpieczeństwa fizycznego. Realizacja tych obowiązków jest niemożliwa bez pełnej kontroli wejść do budynków szkoły. Inną konsekwencją takiej sytuacji jest ryzyko pojawienia się potencjalnego napastnika na terenie szkoły w miejscu, gdzie jego szybka identyfikacja będzie trudna. W szkołach podstawowych zawód nauczyciela jest w wysokim stopniu sfeminizowany, co bardzo ogranicza możliwość szybkiej i skutecznej reakcji w przypadku silnego i sprawnego napastnika. Dodatkowo identyfikacja osoby jako napastnika będzie możliwa praktycznie dopiero wtedy, kiedy dokona już ona czynu zabronionego. W przypadku szkoły zamkniętej obsługa ma możliwość niewpuszczenia na jej teren osób, których zachowanie sugeruje, że mogą być potencjalnie i realnie niebezpieczne. Już sama próba otwarcia drzwi siłą jest natychmiastowym potwierdzeniem, że mamy do czynienia z osobą niebezpieczną, co daje czas na wezwanie policji czy uruchomienie sygnału Azyl.

  • Możliwość dostania się do szkoły drzwiami innymi niż główne.

Problem ten dotyczy szczególnie dużych placówek oświatowych składających się z kilku budynków. Cała uwaga skierowana jest z reguły na wejście główne. Gorzej są pilnowane wyjścia ewakuacyjne, wejścia przez kuchnie, kotłownie czy drzwi zlokalizowane od strony boiska, gdzie bez problemu można dostać się do szkoły. Innym często spotykanym mankamentem jest lokowanie na terenie szkoły gabinetów czy urzędów niezależnych od dyrekcji szkoły. Z reguły w takich przypadkach nie ma możliwości weryfikacji zasadności wejścia do szkoły osób udających się do tych obiektów. Utrudnia to, a często wręcz uniemożliwia skuteczną kontrolę dostępu do szkoły. W niektórych szkołach istnieje system otwierania drzwi za pomocą kart magnetycznych, które mają wszyscy uczniowie. System tylko z pozoru jest skuteczny. Bardzo często uczniowie bezrefleksyjnie otwierają drzwi osobom, które stoją za drzwiami i o to proszą. Autor wielokrotnie spotkał się z takim postępowaniem. W innych przypadkach uczniowie w kilkoro wchodzą na podstawie jednej karty. Karty często są gubione, a konieczność płacenia za wydanie kolejnej powoduje, że uczniowie próbują dostać się do szkoły przy wykorzystaniu znanych im luk w systemie bezpieczeństwa. System kart magnetycznych jest dobrym rozwiązaniem, jeżeli jest poprzedzony kampanią uświadamiającą. Zgubienie karty powinno być niezwłocznie zgłaszane operatorowi systemu, a zgubiona karta natychmiast blokowana.

  • Drzwi ewakuacyjne otwierane przez wyznaczone do tego osoby.

W polskich szkołach rzadkością jest obecność antypanicznych[4] drzwi ewakuacyjnych czy fakt, że klucze do drzwi ewakuacyjnych znajdują się bezpośrednio w ich pobliżu. Tylko taki system otwierania drzwi ewakuacyjnych daje gwarancję, że w razie konieczności personel szkoły i uczniowie będą mogli bez problemów opuścić budynek. Wyznaczanie personelu do otwierania drzwi ewakuacyjnych może powodować opóźnienia w przypadku konieczności szybkiej ewakuacji.

  • Brak procedur bezpieczeństwa innych niż przeciwpożarowe oraz miejsce ewakuacji wyznaczone bezpośrednio przy budynku szkolnym.

Szkoły zasadniczo nie mają innych procedur bezpieczeństwa niż ewakuacja w przypadku pożaru. Nawet jeżeli istnieją takie procedury, są one cząstkowe i niedopasowane do warunków danej szkoły. Procedury ppoż. są zbyt rozbudowane i trudne do uruchomienia w sytuacji kryzysowej, nie zawierają także rozwiązań przydatnych np. w sytuacji konieczności ewakuacji na wypadek informacji o podłożeniu ładunku wybuchowego. Największym problemem w polskich szkołach są jednak nierealne procedury bezpieczeństwa, szczególnie system próbnych ewakuacji. W zdecydowanej większości szkół próbne ewakuacje przeprowadzane są w ciągu trzech miesięcy od rozpoczęcia roku szkolnego, jednak w niektórych szkołach w ogóle nie odbywają się one przez całe lata. Często jest tak, że o planowanym terminie próbnej ewakuacji wszyscy w szkole wiedzą z wyprzedzeniem, przeprowadza się je głównie w trakcie lekcji i trwają zaledwie kilka–kilkanaście minut. Miejsce ewakuacji wyznaczane jest bezpośrednio przy budynku lub w jego pobliżu i często nie spełnia warunków pozwalających na przeczekanie zagrożenia w bezpiecznych i w miarę komfortowych warunkach. Powinno być to miejsce zadaszone i z dostępem do wody i toalet oraz umożliwiające bezpieczne odebranie dzieci przez rodziców. Należy sobie zdawać sprawę, że bez względu na powód ewakuacji, będzie ona trwała kilka godzin, a uczniowie danego dnia już nie wrócą do szkoły. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której ponad tysiąc uczniów dużej szkoły podstawowej jest skupionych na małej powierzchni przez kilka godzin, np. w czasie mrozu, deszczu czy upałów. To naraża uczniów i pracowników na ryzyko zatrucia i omdleń w przypadku, gdy wiatr skieruje dym pożaru w tę stronę lub rażenia odłamkami w przypadku eksplozji w budynku. Jeżeli spanikowani rodzice wszyscy naraz przyjadą odebrać swoje dzieci, drogi dojazdowe do szkoły zostaną zablokowane, a to z kolei uniemożliwi dojazd służbom ratowniczym.

  • Brak procedury bezpieczeństwa Azyl.

Największym i najbardziej niebezpiecznym mankamentem w systemie bezpieczeństwa polskich szkół jest brak procedury postępowania na wypadek wtargnięcia do szkoły osoby z niebezpiecznym narzędziem, tzw. aktywnego strzelca. Konsekwencje takich zdarzeń dla uczniów i pracowników szkół opisano szczegółowo w pierwszym rozdziale. Procedura określona w polskiej nomenklaturze jako Azyl pozwala błyskawicznie odizolować dzieci i personel szkoły od bezpośredniego zagrożenia utraty zdrowia czy życia. W Polsce została zauważona taka potrzeba w ostatnich latach, ale wynika ona głównie z zagrożenia terrorystycznego na świecie. W Polsce zagrożenie terrorystyczne, w porównaniu do ryzyka innych zagrożeń, np. ze strony trudnych i agresywnych uczniów, prawie nie istnieje. Jak pokazują doświadczenia amerykańskie, fińskie, rosyjskie, niemieckie czy polskie, zamachowcem dokonującym zamachu na szkołę najczęściej jest jej obecny lub były uczeń. To sprawia, że bardzo dobrze zna on szkołę i obowiązujące w niej procedury. W związku z tym procedura Azyl powinna być często trenowana, co maksymalnie skróci czas od chwili zauważenia zagrożenia do skutecznego odcięcia się od napastnika w bezpiecznym miejscu.

  • Brak zdublowanych przycisków alarmowych SAZ (Systemu Alarmowania o Zagrożeniach).

W szkołach przyciski alarmowania zagrożeń są z reguły zlokalizowane w jednym miejscu, np. w pomieszczeniu gospodarczym, dyżurce woźnych lub w sekretariacie. W przypadku odcięcia tych pomieszczeń przez napastnika nie będzie możliwości ogłoszenia alarmu, co naraża na niebezpieczeństwo uczniów i personel szkoły. Bardzo często, szczególnie w nowych szkołach, funkcjonuje tylko tzw. automat przerwowy, czyli system automatycznie ogłaszający przerwy. W razie konieczności ogłoszenia alarmu najpierw należy automat przeprogramować i dopiero można ogłosić sygnał alarmowy. W razie konieczności ogłoszenia sygnału Azyl zajmie to nawet ponad minutę, co spowoduje, że zostanie ogłoszony z dużym opóźnieniem.

  • Brak innych niż dyrektorzy osób funkcyjnych odpowiedzialnych za sprawne przeprowadzenie procedur bezpieczeństwa i ich kierowaniem po ogłoszeniu alarmu.

W szkołach zasadniczo nie ma wyznaczonych i przeszkolonych takich osób. W większości szkół nie ma wyznaczonych osób personalnie odpowiedzialnych za wezwanie policji czy pogotowia ratunkowego. Nawet jeżeli są wyznaczone osoby odpowiedzialne za udzielanie pierwszej pomocy medycznej, to ich liczba jest niewystarczająca, jeżeli weźmie się pod uwagę potencjalną liczbę osób poszkodowanych w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowej. Szkoły cały system reagowania kryzysowego opierają na dyrektorach placówki. O ile przepisy prawa nakładają odpowiedzialność za kwestie bezpieczeństwa na dyrektorów, to już system państwa nie przygotowuje dyrektorów do pełnienia tych obowiązków. Dyrektorzy, mając nieregulowany czas pracy, nie zawsze są na miejscu. Dodatkowo system oparty na działalności jednej czy dwóch osób rzadko jest skuteczny. Procedury bezpieczeństwa powinny być proste, intuicyjne i sprawdzać się niezależnie od obecności dyrektora czy wicedyrektora. W sytuacji krytycznej nie będzie czasu na dokonywanie głębszych analiz i długi proces podejmowania decyzji. W przypadku aktywnego strzelca o życiu lub śmierci decydują sekundy.

  • Brak systemu weryfikacji osób przybywających do szkoły w czasie dni otwartych dla rodziców.

Dniem szczególnie newralgicznym na próbę nieuprawnionego wejścia do szkoły jest dzień otwarty dla rodziców czy wywiadówki. Szkoły nie mają żadnego systemu weryfikacji osób wchodzących wtedy do szkoły, i to mimo że w takich okolicznościach do szkoły wchodzą dziesiątki czy setki osób dorosłych.

  • Brak systemu wykrywania i identyfikowania symptomów zbliżającego się zagrożenia.

Szkoły polskie nie mają efektywnego systemu identyfikacji i analizy symptomów zbliżającego się zagrożenia. Jak widać na podstawie przytoczonych w pierwszym rozdziale przykładów zamachów na szkoły, przyszli zamachowcy wysyłają symptomy, które, odpowiednio zidentyfikowane i przeanalizowane, dają możliwość rozpoznania zagrożenia, zanim ono wystąpi. System taki jest konieczny nie tylko do identyfikacji zagrożeń płynących z wewnątrz szkoły, ale także z zewnątrz. System pozwala także na rozpoznawanie problemów psychicznych i emocjonalnych uczniów, których skutkiem mogą być próby samobójcze.

Większość wymienionych tu mankamentów została także potwierdzona w raporcie NIK, który został opublikowany w styczniu 2021 r. Raport został przygotowany na podstawie szeregu przeprowadzonych w całym kraju kontroli dotyczących kwestii bezpieczeństwa placówek oświatowych. Skontrolowano czternaście jednostek organizacyjnych, które były organami prowadzącymi dla 377 szkół, z tego 215 szkół podstawowych i 162 szkół ponadpodstawowych. Procedury bezpieczeństwa zostały wdrożone w 376 szkołach (99,7 proc.), tj. w 214 szkołach podstawowych (99,5 proc.) i we wszystkich ponadpodstawowych. Jednak głównym wnioskiem jest to, że „szkoły nie były odpowiednio przygotowane na zagrożenia wewnętrzne i zewnętrzne”. Według NIK, w ponad 90 proc. przypadków procedury bezpieczeństwa obarczone były nieprawidłowościami.

Do najważniejszych mankamentów podanych przez NIK należą[5]:

  • niedostosowanie procedur do realiów danej szkoły,
  • nieuwzględnienie potrzeb osób niepełnosprawnych w czasie ewakuacji,
  • brak odpowiednich urządzeń alarmowych,
  • brak zróżnicowania sygnałów dla określenia typu zagrożenia, a tym samym dla różnego sposobu postępowania,
  • niski poziom praktycznej znajomości zasad postępowania w sytuacji kryzysowej u pracowników szkół,
  • nieangażowanie się organów prowadzących we wprowadzanie procedur bezpieczeństwa w podległych im szkołach, brak weryfikacji ich wdrożenia, brak opracowania własnych wytycznych[6],
  • wykorzystywanie systemu monitoringu wyłącznie w celach dowodowych, a nie interwencyjnych (tak było w 10 na 21 skontrolowanych szkół)[7].

Z kolei do najważniejszych nieprawidłowości w szkolnych procedurach należały[8]:

  • nieokreślenie sygnału odwołującego alarm,
  • nieprzypisanie pracownikom szkoły funkcji podczas realizacji działań,
  • nieokreślenie sposobu ogłaszania alarmu w przypadku braku zasilania w energię elektryczną,
  • nieokreślenie sygnału alarmowego na wypadek konieczności zabarykadowania się w klasach – Azyl,
  • nieprzypisanie konkretnych sygnałów alarmowych do poszczególnych zagrożeń wymagających podjęcia odmiennych działań,
  • niedostosowanie procedur do specyfiki szkoły,
  • zdefiniowanie sygnałów alarmowych niemożliwych do nadania z powodu braku wyposażenia szkoły w odpowiednie urządzenia alarmowe,
  • przypisanie odmiennych sygnałów alarmowych do tego samego zagrożenia,
  • określenie tego samego sygnału alarmowego w przypadku konieczności ewakuacji z budynku i konieczności barykadowania się w klasach lekcyjnych,
  • niewskazanie sposobu odizolowania miejsca podłożenia niebezpiecznego pakunku,
  • nakazanie ewakuacji ludzi spoza budynku do jego wnętrza w przypadku skażenia chemicznego lub biologicznego.

Inne ciekawe spostrzeżenia i wnioski to[9]:

  • tylko w trzech na 21 szkół dyrektorzy przeprowadzili praktyczne ćwiczenia[10], mimo iż w każdej z nich zapoznali pracowników i uczniów z procedurami,
  • na 7 szkół, w których NIK sprawdził praktyczne przygotowanie personelu na sytuację kryzysową, tj. wtargnięcie aktywnego strzelca, tylko w trzech szkołach pracownicy uczestniczący w eksperymencie wykazali się znajomością obowiązujących procedur,
  • niewykorzystanie zasobów szkoły dostępnych w sytuacji kryzysowej,
  • nieprawidłowy system zawiadamiania nauczycieli w klasach o sytuacji kryzysowej,
  • zbyt długi proces informacyjno-decyzyjny,
  • nieznajomość odpowiedniego sygnału alarmowego u pracowników szkoły,
  • nieznajomość sposobu przekazania ewakuowanych dzieci opiekunom,
  • nieustalenie ewakuowanej liczby uczniów,
  • zwłoka w ogłoszeniu alarmu,
  • nieodwołanie alarmu,
  • nieuruchomienie sygnału alarmowego,
  • nieprawidłowe oznakowanie dróg ewakuacyjnych (nieprecyzyjne procedury, niedrożne drogi ewakuacyjne czy brak docelowego miejsca ewakuacji).

W ocenie NIK przyczyną części stwierdzonych nieprawidłowości był brak regularnych ćwiczeń, szczególnie w zakresie stosowania procedur innych niż na wypadek pożaru. Ich przeprowadzanie mogłoby przyczynić się do wyrobienia prawidłowych nawyków u pracowników szkoły i do wykrycia słabych punktów procedur.

NIK zauważył, że w większości z 17 skontrolowanych w latach 2019–2020 szkół dyrektorzy zapewniali pracownikom szkolenia dotyczące identyfikacji zagrożeń, które dotyczyły m.in. ataków terrorystycznych. Ważnym wnioskiem było stwierdzenie, że pomimo wymagań prawnych nie we wszystkich szkołach prowadzi się szkolenia z udzielania pierwszej pomocy. Powinni je odbyć wszyscy pracownicy szkoły, w niektórych szkołach były one realizowane rzadziej niż raz na trzy lub nawet dziesięć lat.

Jako zagrożenia wymieniono m.in. znalezienie niebezpiecznego przedmiotu, niebezpiecznie zachowującego się ucznia lub rodzica, podłożenie ładunku wybuchowego czy atak terrorystyczny[11]. W prowadzonych przez skontrolowane organy szkołach w latach szkolnych 2018/2019 i 2019/2020 wystąpiły zagrożenia fizyczne odpowiednio w liczbie 1606 i 11 525 (z tego zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych odpowiednio 1505 i 101 oraz 1131 i 21). Najczęstszymi przypadkami zagrożeń fizycznych wewnętrznych były bójki oraz posiadanie niebezpiecznych narzędzi, takich jak nóż lub scyzoryk. Niestety pomimo tak znaczącej liczby zdarzeń organy prowadzące szkoły nie angażowały się w proces wprowadzania w szkołach procedur bezpieczeństwa, pozostawiając to zadanie do samodzielnej realizacji dyrektorom szkół. Dodatkowo żaden spośród 14 skontrolowanych organów prowadzących nie uczestniczył w przygotowaniu procedur w prowadzonych szkołach i nie przeprowadził weryfikacji ich wdrożenia w szkołach.

Organy prowadzące jako przyczynę takiej sytuacji wskazywały:

  • samodzielne przygotowywanie procedur bezpieczeństwa w formie dokumentów wewnętrznych i wprowadzenie ich w życie przez dyrektorów szkół,
  • samodzielne podejmowanie niezbędnych działań przez dyrektorów szkół w przypadku wystąpienia w nich zagrożeń wewnętrznych lub zewnętrznych,
  • brak odpowiednich kompetencji zatrudnianych urzędników,
  • różnorodność prowadzonych typów szkół, różną liczebność i wiek uczniów oraz odmienne warunki lokalowe szkół jako okoliczności utrudniające przygotowanie ujednoliconych procedur bezpieczeństwa[12].

W opinii NIK, brak zaangażowania organów prowadzących w opracowywanie procedur bezpieczeństwa i weryfikację ich wdrożenia w szkołach mógł przełożyć się na ich niską jakość. Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast wskazywali na dyrektorów szkół jako podmioty wyłącznie odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa w szkołach. Powoływali się przy tym na art. 68 ust. 1 pkt 6 ustawy Prawo oświatowe, zgodnie z którym dyrektor szkoły lub placówki w szczególności wykonuje zadania związane z zapewnieniem bezpieczeństwa uczniom i nauczycielom w czasie zajęć organizowanych przez szkołę lub placówkę[13].

NIK jasno określił, że zapewnienie bezpieczeństwa w szkołach należy do najważniejszych obowiązków dyrektorów i nauczycieli. Należy się tutaj zgodzić z opinią NIK, że „w pierwszej kolejności dyrektorzy i nauczyciele powinni mieć opanowane procedury postępowania. W chwili wystąpienia sytuacji kryzysowej nie ma czasu na ustalanie strategii działania i określanie ról poszczególnych osób. Działania muszą być adekwatne do rodzaju zagrożenia, dlatego procedury powinny być kompleksowe i uwzględniać wszystkie najważniejsze elementy działania dotyczące nie tylko bezpośredniego reagowania na zdarzenie, ale także postępowania po zdarzeniu – opieka nad uczestnikami zdarzenia, zbieranie i przekazywanie informacji o zdarzeniu, ocena zaistniałej sytuacji i wyciągnięcie wniosków. Co ważne, procedury muszą być opanowane przez pracowników szkół i systematycznie ćwiczone”[14]. Jednak według NIK, ustawodawca również na organy prowadzące nałożył obowiązki w sferze zapewnienia bezpieczeństwa w prowadzonych szkołach – zgodnie z art. 10 ust. 1 powołanej ustawy, organ prowadzący szkoły także odpowiada za jej działalność, w szczególności za zapewnienie warunków działania szkoły lub placówki, w tym bezpiecznych i higienicznych warunków nauki, wychowania i opieki[15].

W celu identyfikacji zagrożeń zewnętrznych i wewnętrznych przeprowadzono w Ministerstwie Edukacji Narodowej analizy ryzyka w oparciu m.in. o wystąpienia i pisma Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich, organów prowadzących, dyrektorów szkół i rodziców. Efektem tych analiz było przygotowanie w 2017 r. przez MEN poradnika „Bezpieczna szkoła”[16]. W dokumencie tym zawarto rekomendacje działań mających zapewnić bezpieczeństwo fizyczne na terenie szkoły (w tym dotyczące monitoringu terenów przyległych oraz wejść i wyjść z budynku), wskazano katalog możliwych zagrożeń oraz schematy reagowania na sytuacje kryzysowe. Poradnik został przekazany dyrektorom szkół i nauczycielom jako propozycja przykładowych rozwiązań do zastosowania w szkole. Został zaktualizowany we wrześniu 2019 r., jednak w 2020 r. ministerstwo niestety nie przyznało poradnikowi statusu wiążących zaleceń lub wytycznych dla dyrektorów szkół i nauczycieli. Z tego powodu MEN nie kontrolowało jego wdrożenia oraz nie monitorowało funkcjonowania określonych w nim procedur w szkołach. Dokument mógł być wykorzystywany fakultatywnie[17].

Według autora niniejszego opracowania, część wniosków NIK nie do końca ma potwierdzenie w praktyce. Większość z nich jest nawiązaniem do wspomnianego już dokumentu „Bezpieczna szkoła. Zagrożenia i zalecane działania profilaktyczne w zakresie bezpieczeństwa fizycznego i cyfrowego uczniów”. Dokument zawiera zbiór dobrych praktyk i wskazówek do wykorzystania przy opracowaniu procedur postępowania przez dyrektorów szkół. Nie uwzględniono faktu, że część rozwiązań nie była nigdy sprawdzana w praktyce oraz że nie była poprzedzona dogłębną analizą zagrożeń na świecie i przebiegu zdarzeń typu aktywny strzelec. Nikt proponowanych rozwiązań nie sprawdzał w praktyce, tym bardziej na terenie dużych placówek oświatowych[18].

Poważne mankamenty w Polsce dotyczą także współpracy organów prowadzących z innymi instytucjami zajmującymi się sprawami bezpieczeństwa. Prawie wszystkie organy prowadzące (13 spośród 14, tj. 92,8 proc.) w ramach działań w celu zapewnienia bezpieczeństwa w szkołach podjęły współpracę z policją, Państwową Strażą Pożarną, strażą miejską i podmiotami prowadzącymi działalność w zakresie edukacji dotyczącej bezpieczeństwa. Współpraca dotyczyła takich obszarów jak:

  • działania informacyjno-edukacyjne w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego (w tym organizacja szkoleń, prelekcji, prezentacji i pogadanek poświęconych zagrożeniom kryminalnym i terrorystycznym, zasady reagowania w sytuacjach kryzysowych, czynniki warunkujące bezpieczeństwo w szkole oraz współpraca policji z placówkami oświatowymi),
  • narady,
  • próbne alarmy przeciwpożarowe,
  • wspólne patrole straży miejskiej i policji w okolicach szkół.

Niestety żaden z 21 skontrolowanych organów prowadzących nie ustalił jednolitych zasad współpracy szkół z jednostkami właściwymi w sprawach bezpieczeństwa. Organy prowadzące wskazywały, że nie zachodziła taka potrzeba, ponieważ współpraca prowadzona była na bieżąco, a szkoły same ustalały jej zasady jako podmioty najlepiej zorientowane w swoich potrzebach i formach współpracy[19].Według NIK, żaden z 14 objętych kontrolą organów prowadzących nie opracował wytycznych, standardów lub procedur służących zapewnieniu bezpieczeństwa w prowadzonych szkołach. Powstały jedynie:

  • poradnik dla dyrektorów szkół „Kryzys w szkole. Szybkie reagowanie. Poradnik warszawskiego dyrektora”, opracowany w 2007 r. przez Urząd m.st. Warszawy we współpracy z policją i strażą miejską. Określono w nim zasady postępowania dla wybranych możliwych zdarzeń, w tym wtargnięcia napastnika do szkoły i użycia broni palnej na jej terenie;
  • zarządzenie nr 13 Prezydenta Miasta Torunia z 17 stycznia 2020 r. w sprawie sygnałów wewnętrznego alarmowania i ostrzegania o zagrożeniach w przedszkolach, szkołach i placówkach oświatowych prowadzonych przez miasto[20]. Zarządzenie wprowadzało system ujednoliconych sygnałów alarmowych o zagrożeniu zaistniałym w budynku (trzy sygnały: „ewakuacja” – oznaczający konieczność niezwłocznego opuszczenia budynku, „azyl” – wzywający do przyjęcia określonego w zarządzeniu sposobu zachowania osób przebywających w budynku, „odwołanie” – oznaczający koniec obowiązywania obu alarmów)[21].

Uznanie z kolei znalazły wypracowane rozwiązania praktyczne w zakresie procedur bezpieczeństwa opracowane i wdrażane przez autora niniejszego opracowania. NIK wymienił w raporcie jako przykład „dobrych praktyk” szkolenie zrealizowane 20 września 2019 r. w Szkole Podstawowej nr 1 w Brześciu Kujawskim[22].

W wyniku kontroli NIK sformułowała następujące wnioski[23]:

  • „do ministra edukacji i nauki:
  • Wypracowanie standardów i dobrych praktyk funkcjonowania szkolnych systemów monitoringu wspomagających szkoły i organy prowadzące w projektowaniu i optymalnym (w tym bieżącym) wykorzystywaniu dozoru wizyjnego, jako elementu systemu bezpieczeństwa szkoły.
  • Drugi wniosek do ministra to wniosek de lege ferenda. Chodzi o precyzyjne określenie w rozporządzeniu ministra edukacji narodowej częstotliwości szkolenia nauczycieli z udzielania pierwszej pomocy. Obecnie przepis mówi jedynie o obowiązku takiego szkolenia. Nie określa jednak okresu, w jakim te szkolenia miałyby się powtarzać.
  • do organów prowadzących szkoły:
  • Zapewnienie bezpiecznych i higienicznych warunków nauki w prowadzonych szkołach w szczególności poprzez opracowanie wzorcowych procedur/wytycznych, uwzględniających wykorzystywanie systemów monitoringu wizyjnego do bieżącej obserwacji, włączenie się w tworzenie procedur na poziomie szkół oraz weryfikację wdrożenia procedur bezpieczeństwa w szkołach.
  • do dyrektorów szkół:
  • Dostosowanie procedur bezpieczeństwa do realiów panujących w szkołach oraz do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, jak również usunięcie z obowiązujących procedur nieprawidłowości dotyczących w szczególności sygnałów alarmowych.
  • Systematyczne prowadzenie ćwiczeń weryfikujących praktyczną znajomość procedur dotyczących zidentyfikowanych zagrożeń.
  • Zapewnienie bieżącej obserwacji obrazu z kamer systemów monitoringu wizyjnego, przynajmniej w czasie przerw lekcyjnych, kiedy ryzyko wystąpienia niepożądanych zdarzeń jest najwyższe”.

Fakt, że za zamachami w szkołach w większości stoją uczniowie tych szkół, brak procedur bezpieczeństwa czy mankamenty w ich wprowadzaniu są szczególnie istotne w zderzeniu z innymi danymi NIK dotyczącymi zdrowia psychicznego polskich uczniów.

Dane na temat samobójstw wśród nastolatków w Polsce są przerażające. W 2020 r. odebrało sobie życie 107 polskich nastolatków. W 2019 r. wśród młodzieży do 18. roku życia miało miejsce 98 samobójstw. Najmłodsza osoba, która odebrała sobie życie, znajdowała się w przedziale wiekowym 7–12. Dane te są prawdopodobnie zaniżone, ponieważ tego rodzaju informacje często są ukrywane przez najbliższych. Według dr. Krzysztof Rosa z Zakładu Socjologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, „część samobójstw wciąż może być ukrywana. Śmierć samobójcza w różnych kulturach jest odmiennie traktowana i w różnym stopniu tabuizowana. Znaczenie mogą też mieć względy religijne i społeczne, tzn. niechęć do ujawnienia prawdziwej przyczyny zgonu może wynikać, z jednej strony, z konfliktu norm religijnych, czyli zakazujących popełnienia samobójstwa, a z drugiej z obawy przed reakcją społeczną”[24].

Należy pamiętać, że samobójstwo w Polsce nie jest przestępstwem, więc trudno oczekiwać, że policja będzie miała pełne dane na ten temat. Bardzo często, jak mówią autorzy książki „Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci”[25], samobójstwa niejednokrotnie nie są odnotowywane w statystykach. Świadomy skok pod pociąg bywa traktowany jako wypadek komunikacyjny, natomiast sięgnięcie po paczkę leków – jako zgon z powodu zatrucia. Tragiczne jest także to, że nie ma statystyk dotyczących prób samobójczych. W studiach suicydologicznych przyjmuje się, że prób samobójczych jest minimum 10 razy więcej niż samobójstw. Niektóre publikacje mówią, że jest ich nawet 40 razy więcej. Według statystyk, w 2020 r. miały miejsce 843 próby samobójcze, natomiast w 2019 r. – 951[26].

Według opublikowanego w 2020 r. raportu NIK, Polska to kraj, w którym dzieci popełniają samobójstwa częściej niż w większości krajów na świecie. „Liczba zamachów samobójczych wśród małoletnich w wieku 7–18 lat rośnie z roku na rok: z 730 w 2017 r. do 772 w 2018 r., a w I półroczu 2019 r. wyniosła już 485. W latach 2017–2019 (I półrocze) na łącznie 1987 zamachów samobójczych, 250 zakończyło się zgonem. W 585 przypadkach przyczyną zamachów samobójczych była choroba psychiczna, a w 374 przypadkach zaburzenia psychiczne”[27].

Wśród problemów, które stanowią czynniki ryzyka popełnienia samobójstwa wśród dzieci i młodzieży – poza zaburzeniami natury psychiatrycznej – wymieniane są[28]:

NIK podkreślił w raporcie, że minister zdrowia nie określił wskaźników minimalnej liczby lekarzy psychiatrów dzieci i młodzieży, która zaspokoiłaby potrzeby. „Dlatego nie wiadomo, ilu lekarzy jest obecnie potrzebnych, a ilu będzie potrzebnych w przyszłości. Pod koniec marca 2019 r. zawód psychiatry dzieci i młodzieży wykonywało 419 lekarzy, a 169 było w trakcie specjalizacji” – ustalono. Według konsultanta krajowego w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, w Polsce brakuje minimum 300 lekarzy tej specjalności. Co więcej, aż 32 proc. psychiatrów dziecięcych ma już powyżej 55 lat. NIK przypomina także, że system oświaty nie gwarantuje łatwej dostępności do opieki psychologiczno-pedagogicznej. Blisko połowa szkół publicznych różnego typu (44 proc.) nie zatrudnia na odrębnych etatach ani pedagoga, ani psychologa. Tam, gdzie oni są, prowadzenie profilaktyki zaburzeń psychicznych w szkole utrudnia duża liczba uczniów przypadająca na jednego pedagoga czy psychologa[29].

Podsumowując, pomimo bardzo wysokiego poziomu świadomości mankamentów w systemie bezpieczeństwa polskich placówek oświatowych, trudno znaleźć obecnie przykłady systemowego uregulowania tego problemu.


[1] „Bezpieczna szkoła, bezpieczna przyszłość”. Beneficjentem projektu był Karkonoski Sejmik Osób Niepełnosprawnych w Jeleniej Górze. Projekt został w całości sfinansowany ze środków MEN, realizowany w ramach „Bezpieczna+”, rządowego programu wspomagania w latach 2015–2018 organów prowadzących szkoły w zapewnieniu bezpiecznych warunków nauki, wychowania i opieki w placówkach oświatowych. Ostatecznym odbiorcą projektu były szkoły podstawowe, gimnazjalne i ponadpodstawowe

[2] Dane oparte na bazie doświadczeń z udziału autora w projekcie „Bezpieczna szkoła, bezpieczna przyszłość” oraz szkoleń realizowanych w ramach działalności komercyjnej w firmie Security in practice.

[3] Sytuacja uległa nieznacznej i okresowej poprawie w związku z zagrożeniem COVID-19.

[4] Drzwi antypaniczne pozwalają tylko na wyjście z budynku, nie da się ich otworzyć z zewnątrz. Często takie drzwi są montowane w dużych sklepach czy centrach handlowych.

[5] NIK o zabezpieczeniu szkół przed zagrożeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi, 21.01.2021 r., https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/zagrozenia-szkol.html, dostęp: 21.10.2021 r.

[6] Dyrektorzy szkół nie mogli liczyć na wsparcie organów prowadzących (miast, gmin, powiatów). Żaden z 14 skontrolowanych organów prowadzących nie opracował wytycznych, standardów lub procedur służących zapewnieniu bezpieczeństwa w szkołach oraz nie uczestniczył w przygotowaniu przez szkoły procedur postępowania na wypadek zagrożenia zewnętrznego i wewnętrznego.

[7] Obraz przekazywany z kamer nie był analizowany w czasie rzeczywistym, przez co system monitoringu nie mógł być wykorzystywany do zarządzania sytuacją kryzysową – w szczególności w przypadku wdarcia się napastnika do budynku szkoły nie byłoby możliwe śledzenie jego przemieszczania się, a w sytuacji bójki nie byłaby możliwa natychmiastowa interwencja pracownika szkoły. Obraz z kamer mógł być jedynie odtworzony po zdarzeniu. Na tę nieprawidłowość NIK zwracała już uwagę w kontroli z 2016 r. „Wykorzystanie monitoringu wizyjnego w szkołach i jego wpływ na bezpieczeństwo uczniów”.

[8] Zabezpieczenie szkół przed zagrożeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi, Raport NIK, LLO.430.004.2020, 175/2020/P/20/070/LLO, Delegatura w Łodzi, 16.11.2020 r., https://www.nik.gov.pl/plik/id,23341,vp,26059.pdf, dostęp: 21.01.2021 r., s. 25.

[9] Tamże, s.11–12.

[10] Wynika to z tego, iż nie wiadomo, jak takie ćwiczenia prowadzić, szczególnie w przypadku dużych obiektów.

[11] Według autora to zagrożenie jest na samym końcu całej listy bardziej realnych zagrożeń.

[12] Zabezpieczenie szkół przed zagrożeniami…, s. 18–19.

[13] Tamże, s. 9–10.

[14] NIK o zabezpieczeniu szkół przed zagrożeniami…

[15] Zabezpieczenie szkół przed zagrożeniami…, s. 9–10.

[16] Autor niniejszego opracowania miał przyjemność być jednym ze współautorów poradnika, szczególnie kwestii związanych z procedurami ewakuacji i Azyl.

[17] Zabezpieczenie szkół przed zagrożeniami…, s. 16–17.

[18] NIK o zabezpieczeniu szkół przed zagrożeniami…

[19] Zabezpieczenie szkół przed zagrożeniami…, s. 36–37.

[20] W opinii niektórych dyrektorów szkół z Torunia, wprowadzone tym zarządzeniem sygnały alarmowe są bardzo trudne do zrealizowania, a w niektórych przypadkach niemożliwe. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że nie zostały przed ich wprowadzeniem zweryfikowane w praktyce.

[21] Zabezpieczenie szkół przed zagrożeniami…, s. 18–19.

[22] Tamże, s. 27.

[23] NIK o zabezpieczeniu szkół przed zagrożeniami…

[24] J. Schwertner, W 2020 r. wzrosła liczba samobójstw młodych Polaków, 25.01.2021 r, https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/liczba-samobojstw-mlodych-polakow-2020-wzrost/gtx812z,79cfc278, dostęp: 25.01.2021 r.

[25] W. Bereś, J. Schwertner, Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa, 2020 r.

[26] J. Schwertner, W 2020 r. wzrosła liczba samobójstw młodych Polaków

[27] Dostępność lecznictwa psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży (w latach 2017–2019), Raport Najwyższej Izby Kontroli, KZD.430.007.2019, nr ewid. 170/2019/P/19/059/KZD, https://www.nik.gov.pl/plik/id,22730,vp,25429.pdf, dostęp: 26.01.2021 r., s. 5.

[28] T. Nęcki, Samobójstwa wśród dzieci i młodzieży, www.poradnik.zdrowie.pl, 14.01.2020 r., https://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/zdrowie-psychiczne/samobojstwa-wsrod-dzieci-i-mlodziezy-aa-M4SZ-yX4a-Uo49.html, dostęp: 1.10.2020 r.

[29] Dostępność lecznictwa psychiatrycznego dla dzieci…, s. 7–10.

Rwanda, konflikt niedokończony….

Opracował: dr Krzysztof Danielewicz

Co najmniej 17 osób zginęło w wyniku ataku, do jakiego doszło w Parku Narodowym Wirunga (Virunga National Park) w Demokratycznej Republice Kongo (DRC – Democratic Republic of the Congo) 24 kwietnia 2020 r. Ofiarami było dwunastu rangersów, czyli strażników parku, oraz czworo cywilów i kierowca z Kongijskiego Instytutu Konserwacji Natury (ICCN – The Congolese Institute for the Conservation of Nature). Dodatkowo cztery inne osoby zostały ranne. Według oświadczenia władz parku strażnicy zginęli w trakcie udzielania pomocy cywilom, których samochód znalazł się pod obstrzałem. Chociaż nikt nie przyznaje się do ataku, lokalni liderzy uważają, że za zamachem stoją Demokratyczne Siły Wyzwolenia Rwandy (FDLR – The Democratic Forces for the Liberation of Rwanda).

Park Wirunga, który znajduje się na styku granic Rwandy, DRC i Ugandy, od lat stanowi cel ataków różnego rodzaju milicji i kłusowników. W ciągu ostatnich 20 lat zginęło 170 jego strażników. Głównym problemem DRC jest zapewnienie kontroli nad cennymi surowcami mineralnymi, znajdującymi się w tym obszarze[1].

FDLR od prawie 20 lat destabilizują sytuację bezpieczeństwa w rejonie granic DRC, Ugandy i Rwandy. 11 maja 2018 r. na terenie Parku Narodowego Wirunga w DRC porwano dwóch turystów z Wielkiej Brytanii oraz ich kierowcę. Dodatkowo został zabity strażnik parku. Miesiąc wcześniej przy granicy z Ugandą zginęło pięciu strażników parku oraz kierowca[2].

Z kolei 4 października 2019 r. niezidentyfikowani sprawcy zabili 14 osób i ranili 18 innych podczas ataku w Kinigi, dystrykcie Musanze w Rwandzie, niedaleko granicy z DRC[3]. Napastnicy zaatakowali jego mieszkańców za pomocą noży i innej prymitywnej broni. Przybyli z terytorium DRC, którego granica leży tylko kilka kilometrów od Kinigi. Ludność była całkowicie zaskoczona tą sytuacją. Natychmiast po zdarzeniu w pościg za napastnikami ruszyły jednostki armii rwandyjskiej. Ostatecznie według rzecznika policji zabito 19 napastników, a 5 aresztowano[4]. Napastnicy należeli do grupy RUD-Uranan, która wydzieliła się z FDLR. Jeden z napastników w obecności dziennikarzy przyznał się, że został zwerbowany cztery miesiące wcześniej na uniwersytecie w Ugandzie[5].

Zdjęcie 1. Musanze a w tle widok wulkanu.

Trzy tygodnie wcześniej armia kongijska oświadczyła, że przy wsparciu żołnierzy sił specjalnych Rwandy po latach polowania zabiła stratega wojskowego FDLR – Sylvestre’a Mudacumurę. Nie można wykluczyć, że atak na Kinigi był zemstą za zabicie lidera FDLR. Mudacumura, poszukiwany od 2012 r. listem gończym przez Międzynarodowy Trybunał Karny (International Criminal Court) za zbrodnie wojenne[6], w latach 90. był zastępcą ochrony prezydenta Rwandy i dowodził batalionem sił rwandyjskich w trakcie ludobójstwa w 1994 r.[7]

Rwanda już w przeszłości miała problem z przenikaniem na jej terytorium uzbrojonych członków FDLR. Wcześniej tak duże ataki jak w Kinigi wydarzyły się w latach 1997 i 1998, kiedy to z terytorium DRC rebelianci Hutu przeprowadzili kilka ataków, chcąc zdestabilizować sytuację w kraju. FDLR działają głównie we wschodnich rejonach Kongo. W szeregach organizacji znalazły się kluczowe osoby odpowiedzialne za ludobójstwo w 1994 r., członkowie sił zbrojnych Rwandy pochodzenia Hutu oraz inni Hutu, którzy opuścili Rwandę po ludobójstwie. Przez lata organizacja wspólnie z rządem kongijskim walczyła przeciwko największej grupie zbrojnej w DRC – RCD-Goma (Rally for Congolese Democracy), wspieranej przez nowy rząd Rwandy zdominowany przez Tutsi, a później stanowiącej część rządu tymczasowego DRC po zakończonej pięcioletniej wojnie.

Mapa nr 1. Rwanda i państwa sąsiednie. Źródło iStock by Getty Images

Przez lata misja ONZ w DRC podejmowała działania mające na celu doprowadzenie do repatriacji członków FDLR do Rwandy. Szacunki mówiły o 15-20 tys. członków FDLR gotowych do powrotu. Ich liczba miała zależeć od warunków amnestii. 14 listopada 2003 r. stu uzbrojonych członków FDLR przekroczyło granice w Bukavu na południowych krańcach jeziora Kivu. Dwa dni później lider Hutu w DRC – Paul Rwarakabije – poddał się rządowi Rwandy. Ponieważ nie był zaangażowany w ludobójstwo, liczył na amnestię. Jego zachowanie przyspieszyło rozmowy pomiędzy rebeliantami a rządem w Kigali. Do Rwandy chciało wrócić 3 tys. osób należących do FDLR, jednak w styczniu 2004 r. w rejonie North Kivu radykalni przedstawiciele FDLR zablokowali im powrót do tego kraju, strasząc ich, że grozi im postępowanie karne. Jednak do końca 2003 r. około jedna trzecia z 15 tys. członków FDLR skorzystała z możliwości repatriacji. Nowy rząd DRC ogłosił, że nie będzie dalej tolerował obecności obcych grup zbrojnych na swoim terytorium. Szacunki mówią, że na terenie Kivu w 2007 r. mogło być nawet 6-8 tys. osób należących do FDLR. W styczniu 2009 r. DRC i Rwanda porozumiały się w kwestii wspólnego zwalczania FDLR na terenie North i South Kivu. W wyniku operacji sił zbrojnych DRC, wspartych przez misję ONZ MONUC (United Nations Mission in Congo), zabito 1114 członków FDLR, a 1522 byłych żołnierzy FDLR oraz 2187 innych powiązanych z organizacją osób repatriowano do Rwandy. Pozostali rebelianci zostali zepchnięci w głąb lasu, daleko od skupisk ludności. 1 stycznia 2010 r. siły zbrojne DRC i ONZ przystąpiły do kolejnej fazy działań skierowanych przeciwko FDLR. Szacuje się, że dalszym ciągu w Kongo może operować około 1400 uzbrojonych członków tej organizacji[8].

 Zdaniem ONZ FDLR są jedną z największych grup zbrojnych operujących na terytorium DRC. Grupa oficjalnie powstała w 2000 r. i od tego czasu dokonała wielu zbrodni, takich jak porwania, tortury, gwałty, zmuszanie do walki dzieci. Według raportu Amnesty International z 2010 r. FDLR odpowiadają za zabicie 96 cywilów w Busurungi, rejon Walikale. Niektóre z ofiar były palone żywcem we własnych domach. W czerwcu 2010 r. centrum medyczne NGO poinformowało o 60 przypadkach gwałtów miesięcznie na południu Luberto, rejon North-Kivu. Human Right Watch udokumentował 83 przypadki werbunku dzieci kongijskich poniżej 18. roku życia, które zmuszano do walki w szeregach FDLR. Większość zbrodniczych działań wydarzyła się w North i South Kivu[9].

Zdjęcie 2. Widok na jezioro Kiwu.

Według Human Right Watch FDLR w latach 2009-2010, w trakcie konfliktu przeciwko siłom zbrojnych DRC i Rwandy, zabiły około 700 cywilów. Miało to zmusić lokalną ludność do zaprzestania wspierania działań sił zbrojnych[10].

Kinigi i dystrykt Musanze pełnią rolę drzwi do Parku Narodowego Wulkanów. Turystyka, związana z obecnością w tym parku goryli górskich, przynosi duże zyski dla budżetu Rwandy – w 2018 r. było to 17,5 mln euro. W związku z tym natychmiast po ataku dołożono wszelkich starań, aby wizyty turystów przebiegały bez zakłóceń i byli oni bezpieczni[11]. Po wprowadzenia przepisów o przekazywaniu 10% wszystkich zysków z turystyki lokalnej społeczności, na terenie której znajduje się dana atrakcja turystyczna, stała się ona bardzo aktywna w zakresie ochrony przyrody oraz troski o turystów. Obecnie nikomu nie trzeba tłumaczyć, dlaczego sektor turystyczny jest taki ważny dla kraju. 

Dystrykt Musanze jest bardzo popularnym turystycznie rejonem ze względu na obecność wspomnianego Parku Narodowego Wulkanów. Pomimo zeszłorocznego ataku rejon ten należy uznać za bardzo bezpieczny, z bardzo dobrze rozwiniętą infrastrukturą turystyczną. Znajduje się tam m.in. słynny hotel Muhabura, w którym zatrzymywała się sławna obrończyni goryli górskich, Dian Fossey. Miasto jest także świetną bazą wypadową do zwiedzania wielu okolicznych jaskiń[12].

Bezpieczeństwo[13]

Pomimo przedstawionych wcześniej informacji dotyczących FDLR, należy z pełną odpowiedzialnością podkreślić, że obecnie Rwanda jest krajem wyjątkowo bezpiecznym, co widać i czuć na każdym kroku. Wszędzie widać uzbrojonych w broń długą policjantów i żołnierzy. Przed wejściem do każdej instytucji publicznej, centrum handlowego i większości dużych i dobrych restauracji stoi ochrona, która sprawdza bagaże turystów. Widać, że społeczeństwo nie boi się swoich sił bezpieczeństwa, które prezentują się bardzo profesjonalnie – zarówno żołnierze, jak i policjanci są dobrze i czysto ubrani, zachowują się też w nienaganny sposób. Żołnierze bardzo często stoją w miejscach mało widocznych, w taki sposób, aby sami widzieli i kontrolowali sytuację, nie będąc jednocześnie widocznymi. Sytuacja taka ma miejsce nie tylko w Kigali, ale także na prowincji. 

Zdjęcie 3. Centrum Kigali, rejon Sali Kongresowej.

Policjanci posiadają także radary do pomiaru prędkości. Kierowcy, podobnie jak w Polsce, mają swój własny system ostrzegania o obecności służb czy radaru. Ograniczenia prędkości w Rwandzie mają swoje uzasadnienie, wynikające z ukształtowania terenu. Jest to kraj w zdecydowanej większości górzysty i z tego powodu ma bardzo kręte drogi. Duże zagrożenie mogą stwarzać pędzący z góry rowerzyści, którzy przewożą bardzo ciężkie i duże gabarytowo towary, w związku z czym nie są w stanie hamować w sytuacji niebezpiecznej. Jakość głównych dróg w Rwandzie jest wprost rewelacyjna, rzadko można spotkać jakąkolwiek dziurę, drogi są także pomalowane w pasy. Zagrożenie, szczególnie w tracie ulew lub po ich wystąpieniu, mogą stwarzać osunięcia skał i ziemi na drogi. W takich przypadkach droga może być zamknięta na kilka godzin, do czasu usunięcia przeszkody. Ma to znaczenie, ponieważ w wielu przypadkach nie ma możliwości objazdu zablokowanej drogi. Większość ludzi mieszka na wzgórzach, do których prowadzą tylko piesze ścieżki. Rwanda jest krajem bardzo gęsto zaludnionym i ludzie są praktycznie wszędzie. W związku z tym po głównych drogach poruszają się tysiące osób, w tym dzieci, które muszą transportować produkty, wodę czy opał.

Ludzie są wzajemnie dla siebie życzliwi. Bardzo dużą uwagę zwraca się na bezpieczeństwo lotniska w Kigali. Przed wjazdem na teren lotniska wszystkie bagaże muszą być wypakowane z samochodu, a następnie obwąchane przez psy pod kątem obecności materiałów niebezpiecznych. Sprawdzane są także dokładnie samochody. Po sprawdzeniu bagaży i samochodów, bagaże mogą być ponownie załadowane do samochodu i dopiero wtedy można wjechać na teren lotniska. 

Ludobójstwo[14]

Żeby zrozumieć głębokie historyczne podziały pomiędzy Hutu i Tutsi, należy przyswoić sobie krótką historię ludobójstwa z 1994 r.

Zgodnie z komunikatami prezentowanymi w muzeum ludobójstwa w Kigali, w latach 1931-1959 w Rwandzie rządził król Mutara III Rudahigwa. W większości przypadków ziemia i władza należała do Tutsi. Od początku król współpracował bardzo blisko z belgijskimi kolonistami. W 1946 r. Rwanda stała się chrześcijańska, co miało wpływ na przyjęcie przez społeczeństwo rwandyjskie europejskich i chrześcijańskich wartości. W rezultacie czystek etnicznych sprowokowanych przez belgijskich kolonizatorów ponad 700 tys. Tutsi zostało wygnanych z kraju. W 1959 r. zmarł król Rudahigwa, a krótko po tym doszło do masakry na Tutsi. Tysiące z nich zostało zabitych, inni uciekli do sąsiednich państw jako uchodźcy. W 1961 r. odbyły się wybory i wybrano pierwszego premiera – Grégoire Kayibandę, który zapoczątkował funkcjonowanie partii Parmehutu (partii wyzwolenia Hutu). Rok później Rwanda odzyskała niepodległość i stała się krajem scentralizowanym, represyjnym, z systemem jednopartyjnym.

Zdjęcie 4. Muzeum ludobójstwa w Kigali.

Nowy reżim charakteryzował się prześladowaniami i czystkami etnicznymi wobec Tutsi. Dodatkowo poza podziałami etnicznymi reżim Kayibanda ukształtował podziały regionalne, które stworzyły warunki do zamachu wojskowego generała dywizji Juvénala Habyarimany w 1973 r. Propaganda nienawiści była zainicjowana przez czynniki rządowe. Dodatkowo wydawano ponad 20 magazynów i dzienników nawołujących do nienawiści wobec Tutsi. Jednym z przodujących był dziennik „Kangura” pod kierownictwem Hassana Ngeze. Dziennik ten sugerował, że Hutu powinni zabezpieczyć się przed planującymi wojnę Tutsi, z której nikt nie ocaleje. Od 1990 r. Tutsi w Rwandzie zaczęli być coraz bardziej prześladowani. Mężczyzn i kobiety Tutsi więziono i torturowano. Nastąpiła fala masakr, które stały się wstępem do ludobójstwa. Prześladowania, chociaż były tak ekstremalne, że umiarkowani Tutsi i Hutu zaczęli opuszczać swoje domy i emigrować do sąsiednich krajów, pozostały prawie niezauważone przez świat zewnętrzny. 

Zdjęcie 5. Muzeum ludobójstwa w Kigali, milicja Habyarimana.

W lipcu 1992 r. nastąpiło zawieszenie broni pomiędzy Habyarimaną i Rwandyjskim Frontem Patriotycznym (RPF). W sierpniu 1993 r. rząd rwandyjski i RPF podpisali porozumienie zwane Arusha Peace Accords. Zgodnie z nim Rwanda miała powołać rząd tymczasowy, który przygotuje warunki do powołania demokratycznie wybranego rządu. Siły neutralne powinny zostać rozmieszczone w Rwandzie. Siły francuskie miały zostać wycofane, a w ich miejsce wejść siły ONZ UNAMIR. Siły RPF miały zostać rozbrojone, zdemobilizowane i zintegrowane w ramach armii rwandyjskiej. Uchodźcy powinni otrzymać prawo powrotu do domów, a batalion RPF miał stacjonować w Kigali. Pomimo podpisanego porozumienia Habyarimana i jego polityczni sojusznicy nie chcieli wprowadzenia Arusha Peace Accords w życie, ponieważ traktowali je jako poddanie się RPF. Rząd tymczasowy nie został powołany. W międzyczasie reżim Habyarimany podpisał największy w historii Rwandy kontrakt na dostawę broni z Francją wart 12 mln USD oraz pożyczkę gwarantowaną przez rząd francuski. 

Duże znaczenie w szerzeniu nienawiści pomiędzy Tutsi i Hutu odgrywała propaganda. Skupiała się ona na tym, jak Hutu powinni postrzegać swoich współobywateli Tutsi. W efekcie jej działania nawet członkowie rodzin byli traktowani jako wrogowie. Kiedy ludobójstwo było niewystarczające, Radio Télévision Libre des Mille Collines wykorzystywano do szerzenia nienawiści oraz przekazywania instrukcji, jak usprawiedliwiać zabójstwa. Społeczeństwo zachęcano do akceptacji i dołączania do zbrodniczych działań, zanim będzie za późno. Opracowano nawet 10 przykazań Hutu opublikowanych w „Kangura” w 1990 r.:

Wszyscy Hutu muszą wiedzieć, że wszystkie kobiety Tutsi, gdziekolwiek by nie były, muszą służyć grupie etnicznej Hutu, w konsekwencji każdy Hutu, który nie przestrzega tych przykazań, jest uznawany za zdrajcę, szczególnie jeżeli posiada żonę Tutsi, posiada kochankę Tutsi i posiada sekretarkę Tutsi.

Wszyscy Hutu muszą wiedzieć, że nasze córki Hutu są więcej warte jako kobiety, partnerki i matki. Czy nie są piękniejsze? Czy nie są lepszymi sekretarkami? I czy nie są bardziej szczere?

Kobiety Hutu, bądźcie bardziej czujne i cenniejsze dla swoich mężów, braci i synów, aby dotrzeć do ich rozumów.

Wszyscy Hutu muszą wiedzieć, że Tutsi nie mają honoru w biznesie. Dla nich jedynym celem jest etniczna dominacja. 

W konsekwencji każdy Hutu, który dopuszcza się poniższego, jest zdrajcą:

  • Każdy, który wchodzi w sojusze biznesowe z Tutsi.
  • Każdy, który inwestuje swoje pieniądze lub pieniądze państwowe w biznes z Tutsi.
  • Każdy, który pożycza pieniądze od Tutsi lub Tutsi.
  • Każdy, który sprzyja w biznesie (zapewnia licencję importową, pożyczki bankowe, działki budowlane, zamówienia publiczne).
  • Wszystkie strategiczne stanowiska, polityczne, administracyjne, ekonomiczne, wojskowe i bezpieczeństwa, muszą być zarezerwowane dla Hutu.
  • Sektor edukacyjny (studenci, nauczyciele) muszą być w większości dla Hutu.
  • Rwandyjskie Siły Zbrojne muszą być całkowicie dla Hutu. Doświadczenia wojenne z 1990 r. nauczyły nas dużo, żaden mężczyzna, żaden żołnierz nie powinien poślubić kobiety Tutsi.
  • Hutu muszą przestać odczuwać litość wobec Tutsi.
  • Hutu, gdziekolwiek są, muszą być zjednoczeni i zależni oraz troszczyć się o los swoich braci Hutu:
  • Hutu, zarówno z kraju, jak i spoza Rwandy, muszą cały czas dbać o swoich przyjaciół i sojuszników z Hutu,
  • Hutu muszą cały czas przeciwstawiać się propagandzie Tutsi,
  • Hutu muszą być silni i czujni przeciwko ich wspólnemu wrogowi Tutsi.

Rewolucja socjalna z 1959 r., referendum z 1961 r. oraz ideologia Hutu muszą być wpajane wszystkim Hutu na wszystkich szczeblach. Wy wszyscy Hutu musicie szeroko propagować tę wiedzę. Każdy Hutu, który prześladuje swojego brata Hutu za to, że czyta, rozprzestrzenia i uczy tej ideologii, jest zdrajcą.

10 stycznia 1994 r. informator o pseudonimie Jean-Pierre, który był członkiem straży bezpieczeństwa prezydenta, przekazał płk. Lukowi Marchalowi, że 1700 osób z milicji Interahamwe zostało przeszkolonych w obozach armii rwandyjskiej. Osoby te zarejestrowały wszystkich Tutsi z Kigali z zamiarem ich eksterminacji. Byli przygotowani do zabijania 1000 osób co 20 minut. Jean-Pierre uważał, że prezydent stracił kontrolę nad radykałami. Informator był zdecydowany na przekazanie prasie informacji o planach Hutu, w zamian za zagwarantowanie bezpieczeństwa. UNAMIR nie był jednak w stanie zapewnić mu ochrony i Jean-Pierre zniknął. Informator opisał także plan zabicia wszystkich belgijskich żołnierzy ONZ, aby zmusić ONZ do wycofania się z Rwandy. 11 stycznia 1994 r. gen. Romeo Dallaire przekazał zaszyfrowaną informację do sekretarza generalnego ONZ w Nowym Jorku oraz członków biura misji pokojowych na temat informatora oraz uzyskanych informacji. W tym samym czasie Hassan Ngeze opublikował dwa artykuły w magazynie „Kangura”, przewidujące śmierć prezydenta Habyarimany w marcu 1994 r. 

6 kwietnia 1994 r. prezydent Rwandy Juvénal Habyarimana i prezydent Burundi Cyprien Ntaryamira lecieli do Kigali, gdzie w trakcie lądowania o godzinie 20.23 ich samolot został zestrzelony. Do godziny 21.15 zbudowano w Kigali blokady drogowe, a domy przeszukano. W ciągu kilku godzin było słychać pierwsze strzały – listy śmierci zostały przygotowane wcześniej. 

W tym samym czasie Interahamwe przeszukiwali dom po domu i zabijali Tutsi z wcześniej przygotowanych list. Mordercy używali maczet, pałek, broni i innych tępych narzędzi, powodujących jak najwięcej bólu u ofiar. To był pierwszy dzień ludobójstwa. Bezpośrednim celem morderców stały się kobiety i dzieci. Kobiety Tutsi systematycznie gwałcono i okaleczano. Bardzo często gwałcili je mężczyźni zarażeni wirusem HIV, aby – jeśli ich ofiary unikną śmierci – w przyszłości cierpiały. Gwałty i ćwiartowanie miały zagwarantować, że nowe pokolenie Tutsi nigdy się nie odrodzi. Kobiety z Hutu z mieszanych małżeństw były gwałcone za karę. Okrucieństwo sprawców polegało też na zmuszaniu kobiet i dzieci do stania się sprawcami ludobójstwa. Kazano im zabijać swoich przyjaciół i sąsiadów, ukochanych, zanim sami zostali zabici. Kobiety Hutu i Tutsi zmuszano też do zabijania swoich własnych dzieci. W miejscowości Nyange 2000 wiernych znalazło schronienie w kościele, kiedy ojciec Seromba wydał rozkaz zburzenia kościoła i zamordował własnych wiernych w swoim kościele.

Ofiary ludobójstwa nierzadko pozbawiano części ciała, ćwiartowano z zamiarem zadania jak największych cierpień. Mordercy bardzo często okaleczali ciała swoich ofiar zanim je zabili, np. podcinali im ścięgna, żeby nie mogli uciekać, wiązali i bili. Ofiary czekały beznadziejnie, aż zostaną pobite, zgwałcone lub pocięte maczetą.

Członkowie rodziny musieli patrzeć, jak ich dzieci czy rodzice są torturowani, bici i gwałceni. W niektórych sytuacjach ofiary wrzucano żywe do latryn i kamienowano tak długo, aż przestawały dawać oznaki życia. W innych przypadkach ofiary wrzucano do latryn w takiej ilości, że zapełniały ją całą, dusząc się wzajemnie.

Zdjęcie 6. Narzędzia zbrodni używane w trakcie ludobójstwa.

Podczas ludobójstwa zamordowano prawie milion osób. Nie były to jednak jedyne ofiary – dziesiątki tysięcy innych osób było torturowanych, okaleczonych, gwałconych, okaleczonych maczetami, odniosło rany postrzałowe, zostało zarażonych lub cierpiało głód. W kraju zapanowały bezprawie, rabunek i chaos. Infrastruktura została zniszczona, kraj utracił zdolność zarządzania. Domy zostały zniszczone, a majątek zrabowany. W rezultacie było 300 tys. sierot, a ponad 85 tys. dzieci stało się głowami rodzin dla swojego młodszego rodzeństwa. Było tysiące wdów, wiele ofiar gwałtów, nadużyć seksualnych lub świadków śmierci własnych dzieci. Wiele rodzin całkowicie zniknęło – do tego stopnia, że nie było nikogo, kto by udokumentował ich śmierć. Ulice były zasłane ciałami zabitych i zamordowanych. Psy jadły gnijące ciała swoich właścicieli. Kraj cuchnął śmiercią. Wreszcie siły RPF rozpoczęły swój marsz na Kigali, stopniowo przejmując kontrolę nad krajem i zatrzymując ludobójstwo. 

Zdjęcie 7. Zmumifikowane zwłoki w Murambi Genocide Memorial.

[1] Park Wirunga, znajdujący się na światowej liście dziedzictwa UNESCO (UNESCO World Heritage), jest jednym z najstarszych i biologicznie zróżnicowanych rejonów podlegających ochronie. To również jedno z ostatnich miejsc, gdzie można spotkać w naturalnych warunkach goryle górskie. Attack on DRC’s Virunga National Park kills at least 17, „DW”, 25.04.2020, https://www.dw.com/en/attack-on-drcs-virunga-national-park-kills-at-least-17/a-53239717, 29.04.2020.

[2] British tourists kidnapped in DR Congo released after two days, „DW”, 13.05.2018,

https://www.dw.com/en/british-tourists-kidnapped-in-dr-congo-released-after-two-days/a-43768307, 29.04.2020.

[3] Eight killed, 18 wounded in attack near Rwanda’s tourist hub, „Al Jazeera”, 05.10.2019, https://www.aljazeera.com/news/2019/10/killed-18-wounded-attack-rwanda-tourist-hub-191005140756466.html, 06.10.2019.

[4] Rwandan forces kill 19 terrorists’ in retaliatory attack, 06.10.2019, https://www.bbc.com/news/world-africa-49952545, 29.04.2020.

[5] Deadly rebel raid in Rwanda awakens painful memories, „DW”, 09.10.2019, https://www.dw.com/en/deadly-rebel-raid-in-rwanda-awakens-painful-memories/a-50758230, 29.04.2020.

[6] Tamże.

[7] DR Congo says Hutu militia commander shot dead, „DW”, 18.09.2019, https://www.dw.com/en/dr-congo-says-hutu-militia-commander-shot-dead/a-50477203, 30.04.2020.

[8] Forces Democratiques de Liberation du Rwanda (FDLR) (Democratic Liberation Forces of Rwanda), „Global Security”, https://www.globalsecurity.org/military/world/para/fdlr.htm, 29.04.2020.

[9] Force Democratiques de Liberation du Rwanda, (FDLR), 29.10.2014, https://www.un.org/securitycouncil/sanctions/1533/materials/summaries/entity/forces-democratiques-de-liberation-du-rwanda-%28fdlr%29, 29.04.2020.

[10] DR Congo says Hutu militia…

[11] Deadly rebel raid in Rwanda awakens painful memories, „DW”, 09.10.2019, https://www.dw.com/en/deadly-rebel-raid-in-rwanda-awakens-painful-memories/a-50758230, 29.04.2020

[12] Materiały własne autora, zebrane w trakcie podróży po Rwandzie zrealizowanej w grudniu 2019 r.

[13] Materiały własne autora, zebrane w trakcie podróży po Rwandzie zrealizowanej w grudniu 2019 r.

[14] Materiały własne autora, zebrane w trakcie podróży po Rwandzie zrealizowanej w grudniu 2019 r.

Polska dziennikarka wyjaśnia dlaczego producenci żywności i rolnicy nie chcą, żebyśmy wiedzieli, czym jest glifosat. Kim jest Żaneta Geltz i dlaczego to robi?

Po jej wystąpieniach wiele osób zaczyna przestawiać się na żywność bio i na minimalistyczny styl życia. Osoby cierpiące z powodu nadwagi, ZJD, stanów zapalnych i skarżące się na problemy skórne – po zaledwie kilku miesiącach meldują, że wyzdrowiały! Jaki związek ze zdrowiem ma powszechnie stosowany przez rolników Roundup i czym jest glifosat? Zwracamy się z pytaniami do Żanety Geltz, która o miłości do przyrody i o groźnych dla zdrowia praktykach w rolnictwie pisała już wiele lat temu, zanim temat stał się modny. Dziś przekonuje, że przetrwa wyłącznie rolnictwo ekologiczne, bo na żywność „na syntetycznych herbicydach” nie będzie chętnych!

Krzysztof Danielewicz: Skąd pomysł, żeby dociekać czym jest glifosat?

Żaneta Geltz: O samym glifosacie dowiedziałam się kilka lat temu. Nieśmiało wspomniał mi o nim jeden z lekarzy, który wolał pozostać anonimowy. Zgłębiając stopniowo temat, w styczniu 2018 r. udałam się na konferencję do Brukseli, zorganizowaną przez Pesticide Action Network Europe z hasłem przewodnim #STOPglyphosate. Chciałam dowiedzieć się, dlaczego tak tajemniczo wszyscy się do tego tematu odnoszą – i jak się okazało – nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, za wyjątkiem Skandynawii.

Sam temat pestycydów istnieje w mojej rodzinie od 4 dekad – mój dziadek zaledwie po kilku latach od ich zastosowania (w latach 70-tych) stracił wzrok. Skoro jest szkodliwy dla rolnika, to pewnie również dla roślin, zwierząt i konsumentów, prawda? Temat wydawał się godny śledztwa. Ale okazał się zagadnieniem tabu – nikt w Polsce nie chciał udzielić mi oficjalnego wywiadu na ten temat, dopóki nie pojechałam do Parlamentu Europejskiego, a tam aż wrzało! Dopiero w marcu 2019 r. poznałam pierwszą osobę podczas konferencji w polskim Senacie, która zgodziła się na wywiad.

K.D.: Czym jest glifosat?

Ż.G.: Mówiąc najkrócej jak się da, jest to antybiotyk o szerokim spektrum działania stosowany do niszczenia chwastów w rolnictwie, ogrodnictwie, sadach owocowych, do odchwaszczania otulin lasów, torowisk kolejowych, trawników wokół szkół. Glifosat to główny składnik nieselektywnych herbicydów, wprowadzony na światowy rynek rolniczy przez firmę Monsanto w 1974 roku. Jednak sam związek chemiczny został odkryty tuż po II WW przez chemika w szwajcarskiej firmie farmaceutycznej Cilag, Henry’ego Martina. Następnie Johny E. Franz w 1970 r. odkrył jego możliwe zastosowanie przeciwko chwastom i w ciągu 4 lat amerykański koncern Monsanto uzyskał patent i rozpowszechnił produkt pod marką Roundup na całym świecie.

Największy wzrost użycia[1] tej substancji notujemy pod koniec lat 90-ych, nazywamy ten okres czasem „green burndown”, gdyż preparat zaczął być stosowany nie tylko do usuwania chwastów, ale również do masowej desykacji roślin tuż przed zbiorami. Okazało się, że Roundup „świetnie” osuszał rośliny i nasiona, co sprawiało, iż rolnicy uzyskiwali znacznie wyższe plony, np. z pól rzepakowych, gdyż nasiona nie spadały na glebę (marnując się!), tylko w krótkim czasie po oprysku stawały się całkowicie suche i można było je dostarczyć w ciągu kilku dni do punktu skupu. Rolnicy mówią mi również dzisiaj prosto w twarz, że nauczyli się od Niemców uzyskiwania z upraw o 40% zbiorów więcej dzięki zastosowaniu glifosatu. Nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo trują ludzi, gdyż sprzedawcy nie chcą, by naukowa prawda do nich dotarła.

Pomijam tak ważne kwestie jak masowa śmierć pszczół, dżdżownic i innych zwierząt, czy na przykład zniszczenie mikoryzy (grzyby żyjące w symbiozie z roślinami mające czasami od 40 do 70 km długości!), gdyż nie są one tematem naszego wywiadu, ale efekty pośrednie odczuwamy już dziś, a będzie coraz poważniej.

Glifosat, jako antybiotyk o szerokim spektrum działania, niestety zabija nie tylko rośliny, ale ogrom żyjących w glebie bakterii. To z kolei wpływa na taki aspekt jak to, że trudno jest nam zakisić ogórki z plantacji konwencjonalnych, gdyż brakuje odpowiednich bakterii do prawidłowej fermentacji warzyw. Wyobraźmy sobie więc, co się dzieje w naszych jelitach, gdy to spustoszenie bakteryjne przenosi się wraz z roślinami do naszego układu pokarmowego.

Studiując badania epidemiologiczne opublikowane w latach 2001-2018, zespół naukowców pod przewodnictwem  profesor Lianne Sheppard z Uniwersytetu w Waszyngtonie zauważył, że narażenie na glifosat może zwiększać ryzyko zachorowania na raka – chłoniaka nieziarniczego – nawet o 41 %!

Badanie to zapewnia najbardziej aktualną analizę glifosatu i jego związku z chłoniakiem nieziarniczym, w oparciu o badanie z 2018 r. dotyczące ponad 54 000 osób pracujących jako licencjonowani „aplikatorzy pestycydów” – powiedziała współautorka Rachel Shaffer, doktorantka UW student Wydziału Nauk o Środowisku i Zdrowia Pracy.[2]
Zagrożenie to potwierdza również Międzynarodowa Agencja ds. Badań nad Rakiem (IARC), która zaklasyfikowała glifosat już w 2015 roku jako „prawdopodobny czynnik rakotwórczy u ludzi”.

K.D.: Co to znaczy dla nas, ludzi kupujących żywność?

Ż.G.: To oznacza, że gdy jemy chleb, mięso, warzywa, owoce, czy podajemy płatki zbożowe dzieciom, gotujemy ziemniaki, kasze, podgryzamy ciasteczka, pijemy mleko zarówno zwierzęce jak i roślinne, to spożywamy glifosat. Dlaczego? Dlatego, że tylko 1% rolnictwa w Polsce to rolnictwo ekologiczne. Przygniatająca większość to rolnictwo konwencjonalne. Z moich rozmów z rolnikami wynika, że oni już nie potrafią sobie nawet wyobrazić życia i funkcjonowania bez preparatów typu Roundup. Twierdzą, że inne rolnictwo jest nieopłacalne i nie ma opcji, żeby ręcznie pielić setki hektarów upraw… Co oczywiście nie jest prawdą. Znam wielu rolników ekologicznych, którzy nie stosują żadnej syntetycznej chemii i z powodzeniem sprzedają wspaniałe warzywa i owoce.

Glifosat spotkamy również z innych produktach, czyli nie tylko tych, które zjadamy. Na przykład w kosmetykach, które kupujemy w sieciowych drogeriach, w środkach higieny osobistej, a nawet w odzieży bawełnianej.

W artykule „Glifosat: herbicydy i pestycydy na językach[3]pisaliśmy o badaniach przeprowadzonych przez niemiecką organizację „BUND” pod przewodnictwem Huberta Weigera, które pokazują, że większość mieszkańców miast w państwach europejskich ma w moczu glifosat, jako pozostałość po spożytej żywności. Polecam lekturę.

K.D.: Czy mamy się czego bać?
Ż.G.: Owszem i to bardzo! Media powinny wyświetlać żółty pasek ostrzegający każdego widza przed spożywaniem żywności pochodzącej z konwencjonalnego rolnictwa i hodowli przemysłowych dzień w dzień, aż do dnia, gdy zostanie zakazany glifosat!

Od 2 lat intensywnie ostrzegam naszych Czytelników i Widzów podczas wystąpień i w trakcie konsultacji indywidualnych, przed spożywaniem żywności skażonej glifosatem. Lista powodów jest długa i dość stresująca, więc podam kilka, dla których warto zamienić konwencjonalne źródła żywności na ekologiczne (gdzie ryzyko skażenia jest bliskie zera).

Nie ma już żadnych wątpliwości, że glifosat jest korelowany z ryzykiem zachorowania na chłoniaka nieziarniczego, o czym można poczytać w raporcie[4] opublikowanym w Magazynie „Mutation Research”. Biochemiczny koncern Monsanto, producent preparatu Roundup przegrał jedną z najgłośniejszych spraw sądowych w dziejach Stanów Zjednoczonych, wytoczoną przez 46-letniego ogrodnika, Dewayne Johnsona[5], który dowiódł, że przyczyną jego choroby – chłoniaka nieziarniczego – był stosowany przez niego od wielu lat Roundup.

Inni badacze wskazują na jego związek z występowaniem:

  • alergii pokarmowych i astmy[6]
  • zaburzeń tolerancji pokarmowej, celiakii
  • szeregiem nieprawidłowości w rozwoju płodu u kobiet w ciąży
  • utratą mikrobiomu w jelitach i spadkiem odporności organizmu
  • cukrzycy
  • zaburzeniami płodności zarówno u kobiet jak i u mężczyzn
  • innych groźnych nowotworów

W sierpniu 2019 roku przeprowadziłam wywiad z amerykańskim wykładowcą akademickim i wojskowym, dr Donem Huberem, 86-letnim, emerytowanym profesorem z dziedziny patologii roślin z Uniwersytetu Purdue. Opowiedział mi o tym, jak po 8 latach służby wojskowej rozpoczął swoją 50-letnią działalność akademicką z zakresu chorób przenoszonych przez glebę i rośliny. Dziś – jako były oficer operacyjny w grupie medycznej – prowadzi szkolenia z zakresu bioterroryzmu przeciw uprawom i służy jako konsultant ds. biologicznej broni masowego rażenia i nowych chorób. Naukowcy z 15 krajów na świecie współpracują z nim na polu zagrożeń patogenami. Przedstawił mi opracowania naukowców[7], które wskazują na związek pomiędzy spożywaniem żywności skażonej glifosatem a występowaniem takich schorzeń jak:

  • zaburzenia we wchłanianiu podstawowych składników mineralnych
  • choroby związane ze złą komunikacją białek
  • przewlekłe zatrucie jadem kiełbasianym
  • autyzm
  • nieszczelne jelita
  • choroba Parkinsona
  • niealkoholowe stłuszczenie wątroby[8]
  • choroba nerek w końcowym stadium

Dr Don Huber zapoznał mnie również z treścią „Oświadczenia Niepokoju” stworzonego przez ogromny sztab naukowców, będący dokumentem wskazującym na zagrożenia wynikające z nadmiernego używania herbicydów na bazie glifosatu i konsekwencje zdrowotne wynikające ze spożywania żywności traktowanej tego typu preparatami. Zainteresowanych proszę o kontakt, to udostępnię owo oświadczenie zarówno w wersji oryginalnej, jak i przetłumaczonej na język polski, głównie chodzi tu o kobiety w ciąży, dzieci, młodzież. Mogą oni jeszcze wiele wygrać! Dokument ten powinien też przeczytać każdy lekarz medycyny, który „trzyma w rękach” zdrowie tysięcy swoich pacjentów.

Inni autorzy, którzy poruszają ten temat na łamach naszego magazynu, to:

Polecam lekturę w całości, zwłaszcza osobom, które zmagają się z nadwagą, cukrzycą, problemami natury jelitowej, z alergiami, zaburzeniami tolerancji pokarmowej, anafilaksją, chorobami autoimmunologicznymi, chorobami serca czy z depresją.

K.D.: Wygląda na to, że bez solidnych zmian na talerzu – zachorujemy! Jak przeciętna osoba może uwolnić się od zagrożenia glifosatem?

Ż.G.: Kupując certyfikowaną ekologiczną żywność. Ja tę zmianę wprowadziłam w 2014 roku, ale wtedy nie wiedziałam jeszcze o tych wszystkich badaniach naukowych i rozprawach sądowych, które miały dopiero nastąpić. Przekonały mnie na tamten czas wywiady z różnymi naukowcami, którzy wskazywali na prawdopodobieństwo wielu chorób, wynikających ze spożywania schemizowanej żywności, a ja jako sceptyk i osoba prowadząca wywiady, chciałam to sprawdzić na sobie, zanim polecę, co warto zrobić setkom tysięcy naszych Czytelników.

W skrócie powiem, jakie odnotowałam efekty zaledwie w ciągu 4 miesięcy od pierwszej zmiany:

  • pozbyłam się kilku jednostek chorobowych, które – zdaniem moich lekarzy prowadzących – miały ze mną zostać do końca życia, np. Zespół Jelita Drażliwego, endometrioza, częstoskurcz nadkomorowy, padaczka napadowa, liczne problemy skórne -> dziś nie cierpię na żadną z tych chorób, przestałam brać wszystkie leki,
  • moja waga ustabilizowała się bez stosowania żadnych suplementów czy programów odchudzających – samoistnie zmniejszyła się o 18 kg, odzyskałam dawne ciało bez zbędnej tkanki tłuszczowej (organizm magazynuje toksyny w tłuszczu!),
  • odzyskałam dawną siłę i niespożyte pokłady energii (specjaliści doszukują się związku pomiędzy ekożywnością a produkcją glutationu, który jest możliwy dzięki dużym dawkom witaminy C z warzyw i owoców),
  • efektem ubocznym metamorfozy, czyli żywienia się wyłącznie posiłkami z ekologicznych składników, jest całkowite porzucenie mięsa, dziś nie jem mięsa w ogóle (nie mam już na nie apetytu).

Mąż, który siłą rzeczy dołączył do wyzwania, w ciągu 5 miesięcy pozbył się 25 kg nadwagi, z którą nie bardzo wiedział, jak sobie poradzić, bo jadł mało! Wystarczyła zamiana źródeł żywności, efekt przyszedł samoistnie, bez wysiłku.

Gdy rozmawiam z lekarzami podczas konferencji naukowych, to obserwuję stopniowo wzrastające zainteresowanie glifosatem, choć trudno im uwierzyć w powagę zagrożenia w pierwszej chwili. Gdy podaję źródła, przesyłam prace naukowe i wskazuję rozwiązanie, to po jakimś czasie otrzymuję od niektórych nie tylko podziękowania, ale potwierdzenie, że rozpowszechniają tę wiedzę wśród swoich świadomych pacjentów. Przyznaję, że odzyskuję wiarę w lepsze jutro. Lekarze, to ważny dla konsumentów autorytet.

K.D.: Co powinno się teraz wydarzyć?

Ż.G.: Na przykład masowa petycja do Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwa Edukacji o całkowite zaprzestanie stosowania w rolnictwie herbicydów syntetycznych (zwłaszcza opartych na glifosacie) z myślą o zdrowiu Polaków, co w praktyce sprowadzałoby się do wycofania pozwoleń na ich stosowanie w rolnictwie, sadownictwie, ogrodnictwie, leśnictwie, w handlu. Jest to bardzo trudna sprawa, gdyż nawet sami rolnicy nie wiedzą, na co narażają siebie i swoje rodziny.

W sierpniu 2019 opublikowaliśmy krótki wywiad z lek. med. Agatą Strukow, zajmującą się diagnostyką chorób związanych ze stresem, otyłością i nieprawidłową dietą – na temat metod, jak zbadać swój mikrobiom i czy w naszym moczu występuje glifosat (zobacz pdf). Nagłaśniamy to, co warto zrobić, aby ocalić swoje zdrowie od zniszczenia na jak najwcześniejszym etapie, by nie narazić zarówno siebie, jak i swoich bliskich na ogromny stres związany z potencjalną chorobą, czyhającą na nas tuż za rogiem. Chorujemy niepotrzebnie. Tracimy nie tylko lata życia, ale i pieniądze, na które tak ciężko pracowaliśmy.

K.D.: Petycja, badania, a co z żywnością?

Ż.G.: Tak, jak wcześniej wspominałam, lepiej poruszać się tylko w obszarze sklepów z ekologiczną żywnością, nie zaopatrywać się w ogromnych hipermarketach, gdzie trudno znaleźć te najważniejsze produkty z ledwie widocznym listkiem bio czy znaczkiem Demeter, tylko skorzystać ze sklepów z ekologiczną żywnością, gdzie znakomita większość pochodzi ze źródeł certyfikowanych. Warto sprawdzać etykiety, lepiej nie kupować produktów, które nie posiadają certyfikatu ekologicznego. Certyfikat wegański nie wystarczy, bo to nie oznacza, że nasza żywność jest bio. Więcej o podstawowych certyfikatach Czytelnicy mogą poczytać tutaj>>.

Od 2014 roku nie ryzykuję. Nie kupuję tego wszystkiego, co kupowałam wcześniej. Jemy znacznie mniejsze ilości jedzenia, gdyż to, które kupujemy, jest niezwykle pożywne.  

Oszczędność finansowa wynosi 40%! Warzywa zamawiamy z ekologicznej farmy z Roztocza, kasze i zboża z Pomorza, inne produkty z sieci ekologicznych sklepów, np. BioFamily lub Organic Farma Zdrowia. Docelowo chcę stworzyć listę sprawdzonych podmiotów, które będziemy prezentować w nowopowstałym serwisie online ORGANIC LIFE, aby oszczędzić czas tysięcy osób. Pozwoli to naszym Czytelnikom szybciej wrócić na zdrową ścieżkę.

Każdy ma swój pomysł na siebie, na swoje zdrowie, na gotowanie i na wybór żywności. Mamy też prawo nie robić nic, nikt nie może nam narzucić tego, co mamy robić i co jest dla nas dobre. Ale na pewno mamy prawo poznać prawdę.

Jeśli jednak postanowimy dokładać swoje pieniądze do dalszej, szkodliwej produkcji rolnej, która napędza produkcję toksycznych herbicydów, zwiększającą zanieczyszczenie wody pitnej, urodzajnych gleb i roślin, to czego mogą się spodziewać nasi potomkowie za 10-20 lat? To nie jest tylko kwestia zdrowego egoizmu i dbałości o swoje zdrowie, ale też branie odpowiedzialności za to, co zostawimy naszemu dziecku na start. Oby nie był gorszy niż nasz.

Żaneta Geltz

polska pisarka, publicystka, badaczka zjawiska alergii

Dziennikarka specjalizująca się w badaniu związku pomiędzy występowaniem zjawiska alergii i ekologią w codziennym życiu. Pisze o edukacji, zrównoważonym rozwoju, roli szczęścia w życiu człowieka, o dobrostanie zwierząt, biodynamice, permakulturze i wpływie organicznego stylu życia na zdrowie obecnych i przyszłych pokoleń. Od wielu lat jest jurorką w licznych konkursach skupionych na wyłanianiu produktów korzystnych dla zdrowia człowieka i bezpiecznych dla środowiska naturalnego. Jako wydawca niezależnych czasopism o charakterze medycznym, dostarcza Czytelnikom najświeższe doniesienia naukowe, wywiady z najlepszymi specjalistami i analizy sytuacji zarówno pod kątem społecznym, środowiskowym, jak i zdrowotnym. 

Przez 11 lat – jako certyfikowany negocjator – prowadziła negocjacje kontraktów handlowych z kupcami największych sieci hipermarketów. To doświadczenie skłoniło ją, by zostać adwokatem konsumentów i dostarczyć antidotum na nieetyczne praktyki reklamowe i agresywny marketing międzynarodowych koncernów. Jest założycielką organizacji pozarządowej HAPPY EVOLUTION GLOBAL ASSOCIATION, edukującej widownie w Polsce i zagraniczną, członkinią Stowarzyszenia FORUM Rolnictwa Ekologicznego im. M. Górnego, pomysłodawcą sojuszu #OrganicGrowthAlliance.

Magazyn Hipoalergiczni                > zobacz więcej

Program Happy Evolution            > poznaj 10 kroków

Projekt Organic Life             > poznaj cele

Autorka licznych publikacji na łamach takich pism, jak: Estilo!, Yoga & Ayurveda, Mistrz Branży, Magazyn Vege, Menedżer Zdrowia, GoOrganic, Business Woman & Life, a także w serwisach, np.: Miasto Dzieci, Mlekiem Mamy, Fit.pl, Wprost.pl, oraz w radio i telewizji (Trójka, Czwórka, RDC, Radio Zet, TVN i TVN Meteo). Instagram >> ; naTemat >>  ;


[1] https://enveurope.springeropen.com/articles/10.1186/s12302-016-0070-0 Trends in glyphosate herbicide use in the United States and globally, Charles M. Benbrook, 02-02-2016 r.

[2] www.washington.edu/news/2019/02/13/uw-study-exposure-to-chemical-in-roundup-increases-risk-for-cancer
   „UW study: Exposure to chemical in Roundup increases risk for cancer” Jackson Holtz, UW News, 13-01-2019 r.

[3] https://hipoalergiczni.pl/glifostat-herbicydy-i-pestycydy; Glifostat: herbicydy i pestycydy na językach? Żaneta Geltz, 01-02-2018 r.

[4] www.sciencedirect.com/science/article/pii/S1383574218300887; Mutation Research/Reviews in Mutation ResearchVolume 781, July–September 2019, Pages 186-206, Exposure to glyphosate-based herbicides and risk for non-Hodgkin lymphoma: A meta-analysis and supporting evidence;

[5] www.reuters.com/article/us-monsanto-cancer-lawsuit/monsanto-ordered-to-pay-289-million-in-worlds-first-roundup-cancer-trial-idUSKBN1KV2HB

[6] https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/22566627   Environmental Biodiversity, Human Microbiota, and Allergy Are Interrelated, Ilkka Hanski , Leena von HertzenNanna FyhrquistKaisa KoskinenKaisa TorppaTiina LaatikainenPiia KarisolaPetri AuvinenLars PaulinMika J MäkeläErkki VartiainenTimo U KosunenHarri AleniusTari Haahtela, 22-05-2012 r.,

[7] http://www.stopsprayingnb.ca/resources/41.pdf ; 17 Reasons to Ban Glyphosate, dr Nancy Swanson

[8] https://www.nature.com/articles/srep39328 Multiomics reveal non-alcoholic fatty liver disease in rats following chronic exposure to an ultra-low dose of Roundup herbicide, Robin MesnageGeorge RenneyGilles-Eric SéraliniMalcolm Ward & Michael N. Antoniou, 09-01-2017 r.

POBIERZ PDF

X